Pięciu miłośników baseballowej drużyny Chicago Cubs postanowiło przełamać klątwę narzuconą na ich kochaną drużynę w 1945 r. 25 lutego wyruszyli pieszo z Arizony w kierunku Illinois. Kilka dni temu minęli Tulsa w Oklahomie, a do Chicago, konkretnie boiska Wrigley, planują dotrzeć przed Memorial Day. W wędrówce towarzyszy im kilkumiesięczna koza, symbol nieszczęść i porażek drużyny Cubs. Pokonanie przez nią tej trasy ma podobno wyzwolić drużynę spod działania klątwy nie pozwalającej od kilkudziesięciu lat na zwycięstwo w decydujących meczach i udział w finałach World Series.
W pierwszych latach swej działalności, czyli pod koniec XIX w. drużyna Chicago Cubs należała do czołówki w lidze i każdego roku liczyła się w rozgrywkach World Series. Zresztą z tamtego okresu pochodzi kilka rekordów należących do graczy z Chicago, w tym dotyczącego wielokrotnego udziału w finałach, a także zwycięstwa w sześciu spośród pierwszych jedenastu mistrzostw. Wysoka pozycja Cubs utrzymywała się przez kilkadziesiąt lat, aż do gwałtownego załamania passy w 1945 roku...
Na początku XX w. tuż obok boiska Chicago Stadium (obecnie United Center), powstała tawerna należąca do greckiego imigranta, Williama Sianisa. Dosyć szybko stała się popularna wśród miłośników sportu. Pewnego dnia do jej wnętrza weszła koza, która podobno uciekła z przejeżdżającej w pobliżu ciężarówki, tak przynajmniej mówi chicagowska legenda. Właściciel tawerny zaopiekował się zwierzęciem i wkrótce otrzymał przydomek Billy Goat, a sam bar przemianowany został na Billy Goat Tawern. Koza była maskotką bywalców baru, a Billy Sianis widząc jej popularność zaczął zabierać ją ze sobą w różne miejsca i reklamować w ten sposób swój salon. Zresztą Sianis znany był z niecodziennych akcji promocyjnych – w 1944 r. podczas konwencji republikańskiej odbywającej się w Chicago wywiesił na drzwiach swego baru napis "Republikanom wstęp wzbroniony". W wyniku protestów jakie później nastąpiły jego tawerna stała się jeszcze bardziej znana i popularna w mieście.
Narodziny klątwy
W 1945 r. niesione falą sukcesów Chicago Cubs rozgrywały właśnie czwarty mecz w ramach finałów World Series, a ich przeciwnikiem była drużyna Detroit Tigers. Zawodnicy z Chicago potrzebowali zwycięstwa w dwóch z czterech kolejnych spotkań. William "Billy Goat" Sianis, wielki miłośnik Chicago Cubs, postanowił obejrzeć to spotkanie. Kupił dwa bilety wstępu i zabrał ze sobą maskotkę baru i bywających w nim kibiców. Chciał, by koza przyniosła szczęście jego ukochanej drużynie. Niestety, nie został wpuszczony na stadion, na którym nie mogły przebywać żadne zwierzęta. Wiliam Sianis odwołał się nawet do właściciela stadionu, P.K. Wrigleya, który kazał go wpuścić, ale bez kozy. "Dlaczego bez kozy?" – zapytał Sianis. "Bo koza śmierdzi!" - miał odpowiedzieć Wrigley.
To, co nastąpiło później zadecydowało o losie drużyny na kolejne kilkadziesiąt lat. Sianis uniósł w górę ręce i krzyknął "Cubs nie wygrają więcej w World Series. Nie wygrają, dopóki koza nie będzie wpuszczona na stadion." Nie trzeba dodawać, że mecz został przegrany, podobnie jak wszystkie pozostałe w serii. Przez kolejnych 20 lat Chicago Cubs nie zajęły nigdy wyższego miejsca, niż 5 w lidze. William Sianis wysłał nawet telegram do P.K. Wrigleya z pytaniem "Kto teraz śmierdzi?". Tak rzucona została na chicagowskich bejsbolistów klątwa, która pokutuje do dziś, gdyż o jakichkolwiek sukcesach tej drużyny trudno mówić. Przez lata Cubs dorobili się nowego przydomka – "Kochani Przegrani", hasłem przewodnim kibiców jest zdanie "Może w przyszłym roku".
Próby przełamania klątwy
Przez te wszystkie lata zarówno kibice jak i właściciele klubu doszli do wniosku, że klątwa istnieje. W 1969 r. na rok przed śmiercią Sianis powiedział, że wybacza, ale koza ciągle pamięta. Właśnie wtedy wydawało się, że los zespołu odmienił się dzięki serii zwycięstw. Radość nie trwała jednak długo, bo do sromotnej przegranej z drużyną Mets.
W 1973 r. wnuk Sianisa przybył na mecz Cubsów z kozą. Akcji kibicowała redakcja Chicago Tribune. Wszyscy przyjechali na stadion białą limuzyną, przed kozą rozwinięto czerwony dywan, a kibice nieśli napis "Wpuście mnie, wszystko wybaczam, pozwólcie poprowadzić się do zwycięstwa". Służby porządkowe ponownie jednak odmówiły wejścia na stadion kozie o imieniu Sokrates, która była podobno potomkiem Billy Goat.
W 1984 nowy właściciel drużyny, czyli korporacja Chicago Tribune, zezwoliła na wejście kozy na murawę. Sam Sianis, potomek Williama, pospacerował ze zwierzęciem po trawie, wzniósł ręce do góry i krzyknął "Klątwa zostaje zdjęta". Był również obecny na wszystkich kolejnych meczach. Po tym wydarzeniu Cubs po raz pierwszy od 40 lat uzyskali zwycięstwo w swej dywizji, wygrali dwa pierwsze mecze ligowe i potrzebowali zwycięstwa na wyjeździe. Sam Sianis czekał z kozą na telefon dotyczący wyjazdu, jednak nie został zabrany z zespołem. Tak skończyła się dobra passa i nastąpił powrót serii przegranych.
Prze kolejne lata próbowano różnych sposobów, żaden jednak nie okazał się skuteczny. Rozżaleni kibice próbowali własnych, krwawych i często niezgodnych z prawem metod. Na cokole stadionu niezidentyfikowani sprawcy powiesili obdarte ze skóry zwłoki kozy, a kilka lat później uciętą głowę zwierzęcia. Te metody również okazały się nieskuteczne.
Marsz z Arizony
Ostatnią próba jest ponad 3 miesięczny marsz z Arizony do Chicago. Pięciu kibiców wraz z kilkumiesięczną kozą wyruszyło w drogę 28 lutego. Do stadionu Wrigley Field chcą dojść przed Memorial Day i przez rozpoczęciem rozgrywek. Mają nadzieję, że w ten sposób odmienia los ukochanej drużyny i zapewnią jej zwycięstwo. Na razie grupa minęła Tulse w Oklahomie, więc przed nimi jeszcze kawałek drogi. Najbardziej zadowolona z wycieczki jest koza, bo wędrowcy wykazują już spore oznaki zmęczenia. Ale czego nie robi się dla swego zespołu. Przy okazji ich marsz jest próbą zebrania funduszy na walkę z rakiem - zdobyte w ten sposób fundusze przekazane zostaną na rzecz zajmujących się tym organizacji.
"Nie wiadomo, czy klątwa rzeczywiście istnieje – mówi jeden z wędrujących – Ale jeśli wierzymy, że ten marsz ją zniszczy, to tak właśnie będzie."
Kibice liczą, że po dotarciu do Chicago kilkumiesięczna Wrigley zostanie wpuszczona na zielona murawę stadionu, ale to już zależało będzie od obecnych właścicieli, rodziny Ricekts, oraz zarządu Chicago Cubs. Kto wie, może ten rok będzie dla drużyny przełomowy?
RJ
'