Dobra wiadomość! Gubernator Quinn poinformował w tym tygodniu, że zamierza ubiegać się o drugą kadencję. W razie wygranej gwarantuje to nam, mieszkańcom Illinois, ciągłość prowadzonej obecnie przez administrację polityki finansowej, na czym nam przecież bardzo zależy. Przynajmniej wiemy, czego się spodziewać. Niepewność przyszłości wpływa negatywnie na nasze zdrowie.
Spodziewałem się, że Quinn zgłosi swą kandydaturę przed kolejnymi wyborami, ale nie spodziewałem się, że nastąpi to tak szybko. Zwłaszcza, że naprawdę nie ma się czym pochwalić. Rekordowa podwyżka podatku dochodowego nie wpłynęła w najmniejszym stopniu na obniżenie naszego deficytu, podobnie jak żadna inna jego decyzja nie przyniosła jakichkolwiek pozytywnych skutków. Może z wyjątkiem zniesienia kary śmierci.
Co ciekawe, w rozmowie z dziennikarką stacji NBC nie tylko zapowiedział udział w kolejnych wyborach, ale przewidział, iż wszyscy będą na niego głosować.
Kilku analityków politycznych ostrzega, by nie śmiać się zbyt głośno, bo ma spore szanse.
Przede wszystkim, o czym często zapominamy, jest jednym z najdłużej zajmujących wysokie stanowiska polityków w Illinois. Jeśli jakimś cudem wygra kolejne wybory, będzie jednym z najdłużej urzędujących gubernatorów Illinois, bo pamiętać powinniśmy o okresie pomiędzy aresztowaniem Blagojevicha, a oficjalnymi wyborami rok później. Quinn zapewnia, że wie jak wykorzystać słabości przeciwników, a specjaliści potwierdzają, że tak właśnie jest. Ten kiepski na pierwszy rzut oka polityk, słabeusz ekonomiczny, uległy wobec połowy demokratycznego establishmentu w legislaturze daje sobie świetnie radę od 32 lat. W 2010 roku też nikt nie dawał mu szans. W noc wyborczą był chyba jedyną osobą przekonaną, że ranek przyniesie mu zwycięstwo. Przyniósł, wprawdzie przewagą zaledwie 19,000 głosów, ale przyniósł. Jego przeciwnik popełnił poważny błąd obrażając powiat Cook i mobilizując wyborców spoza aglomeracji Chicago. Okazało się, że w okolicach Chicago mieszka więcej osób, niż we wszystkich pozostałych powiatach. Przynajmniej aktywnych wyborczo. Quinn to wykorzystał i przejął stanowisko na kolejne lata.
Podsumowując, nie byłoby najlepszym rozwiązaniem przyznanie mu kolejnej kadencji, ale chyba z taką ewentualnością liczyć się powinniśmy.
Skoro o umiejętnym gospodarowaniu mowa, to zaglądamy szybko do naszej legislatury. Dużo się tam ostatnio mówi o ograniczeniu świadczeń emerytalnych dla pracowników stanowych. Nie mówi się w ogóle o ograniczeniu tych świadczeń dla samych legislatorów. O tym ile zarabiają i ile później otrzymują przypomnieli nam dziennikarze z Southtown. Wybierany przez nas prawodawca wykonuje pracę na pół etatu, korzystając przy tym z opłacanej przez podatników pomocy biurowej, zajmując opłacane przez nas biura, samochody, przeloty i mnóstwo innych rzeczy. Zarabia rocznie $70,000 i już po 4 latach i ukończeniu 62 lat życia może ubiegać się o pełną, dożywotnią emeryturę. W 2011 r. zmieniło się nieco prawo, więc osoby które dostały się do legislatury przed tą datą mogą otrzymywać świadczenia o całe 7 lat wcześniej. Wyliczenia dotyczące konkretnych sum są dość skomplikowane, ale warto wiedzieć, że większości przysługuje maksymalnie 85% zarobków w legislaturze. To dwa razy więcej, niż pracującemu przez 45 lat osobnikowi na zwykłym stanowym etacie. Jednak zmniejszenie deficytu budżetowego odbywać się będzie kosztem tych drugich, mimo, że to ci pierwsi powinni być tak wysokich i uzyskanych tak niewielkim wysiłkiem emerytur pozbawieni. Oczywiście program emerytur dla legislatorów jest najmniejszym z zarządzanych przez stan Illinois. Jego likwidacja lub ograniczenie nie zmniejszy problemów finansowych stanu, bo w 2011 r. wypłacono z tego tytułu ok. 11 milionów, a deficyt przekroczył już 8 miliardów. Wiele osób uważa jednak, że byłoby to symboliczne działanie. No cóż, podobnie symboliczne byłoby zrezygnowanie z podwyżek pensji w trudnych czasach lub ograniczenie wydatków na biura, co wielokrotnie naszym legislatorom sugerowano. Niezbyt często jednak z takich sugestii korzystają.
Powolutku zbliża się organizowany w Chicago szczyt NATO, który zamiast wywoływać uśmiech na twarzach mieszkańców i radość w ich duszach, wprawia w przerażenie.
Uśmiech i radość, gdyż to światowe wydarzenie, dzięki któremu miasto zarobi, zasłynie, stanie się kolorowe, międzynarodowe, itd. itp.
Przerażenie, bo władze nasze robią wszystko, byśmy uwierzyli, iż w kierunku Chicago zbliża się jakaś nieokreślona banda dzikich, żądnych krwi, nie dbających o prawo i higienę osobistą osobników. Mają oni protestować, deptać trawniki, rzucać koktajlami mołotowa, niszczyć budynki, okradać staruszki i czynić mnóstwo strasznych rzeczy.
Policja, ba.. nawet policyjne konie, właściwie wszyscy w departamencie, otrzymali nowe kamizelki kuloodporne. CTA zmienia trasy swych pojazdów, a bojaźliwi aldermani namawiają do opuszczania miasta w tym czasie. Jednak wszystko przebija informacja z Wisconsin. Tamtejszy Czerwony Krzyż ma przygotować się na ewentualność ewakuacji Chicago. Wiem, to nie chodzi o protesty i bojówki, ale o ewentualne zagrożenie miasta w związku z koncentracją w jednym miejscu tak wielu polityków z krajów NATO i dowódców sił zbrojnych zachodniego bloku. Jednak te wszystkie informacje podawane są w taki sposób, że biedny mieszkaniec Chicago zaczyna odczuwać strach, wręcz przerażenie przed zbliżającym się szczytem. Osobiście nie będę miał możliwości obserwowania tych wydarzeń, bo wcześniejsze plany zmuszają mnie do wyjazdu. Żałuję jednak, bo niezbyt często mamy okazję do udziału w podobnych wydarzeniach. Szkoda, że odwołany został ważniejszy i większy ze szczytów, G8, bo wtedy naprawdę mielibyśmy co wspominać przez wiele lat. Mobilizacja policji i wojska nieco przeraża. Zwłaszcza, że w przeszłości tylko kilkukrotnie doszło przy okazji podobnych imprez do ulicznych rozruchów i to na znacznie mniejszą skalę, niż opisywana przez lokalne media. Warto też wiedzieć, że nawet jeśli dojdzie do drobnych przepychanek zawsze ograniczają się one do terenu bezpośrednio graniczącego z tzw. strefą chronioną, czyli okolicy kilku metrów od barierki z uzbrojonymi strażnikami. Namowy władz byśmy w tym czasie uciekali z miasta są śmieszne, wręcz żałosne. Miłego weekendu.
Rafał Jurak
'