----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

03 maja 2012

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download
'

Myślałem zawsze, że tak zwane blogi są głównie dla ludzi, którzy nie mają nic innego do roboty jak przeglądanie, bo przecież nie czytanie, „produkcji” tych, których się oficjalnie nie drukuje, bo szkoda dla nich papieru. Nie kryję, że w jakiejś mierze jest to ciągle opinia mi bliska, gdyż znana powszechnie zasada „pisać każdy może”, jest wciąż dla mnie trudna do zaakceptowania.

Nie zmienia to jakkolwiek w niczym faktu, że blogi się mnożą na potęgę i raczej nic nie zapowiada ich schyłku. Widać potrzeba zaglądania do czyjegoś talerza i zastanawianie się nad tym, jak zabić nudę dnia i nocy, są wystarczająco interesujące, by znaleźć adresatów dla tych, było nie było, fundamentalnych kwestii.

Na szczęście nie wszystkie kwalifikują się do wyrzucenia na „cmentarzysko zapomnianych blogów”, bo są wśród nich niezwykle ciekawe teksty, które doczekały się już publikacji w wersji książkowej.

Zastanawiałem się swego czasu w jednym z artykułów: „czy Anne Frank pisałaby blog zamiast dziennika, gdyby w czasie II wojny światowej istniały komputery personalne oraz serwisy internetowe i były one tak powszechnie dostępne jak są teraz?

Tak sformułowane pytanie stawia natychmiast sporo znaków zapytania między innymi o kształt wojny, w czasie której ludzie na okupowanych terenach mają szeroki dostęp do mediów elektronicznych, ale obserwując współczesne konflikty militarne i znając nieskończoną pomysłowość ludzi w wynajdowaniu coraz to ciekawszych metod wzajemnego zabijania się, nie widzę szczególnego problemu w potwierdzeniu tezy, iż Anne Frank mogłaby pisać blog zamiast dziennika. Niewiele to ma do rzeczy, ale warto chyba wspomnieć, iż sam internet jest przecież u swych początków wynalazkiem sensu stricto wojskowym.”

Bez względu jakkolwiek na sensowość tego pytania jedno jest pewne – Dziennik Anne Frank uczynił ją nie tylko powszechnie znaną, ale dał jej nieśmiertelność. Tego niestety nie można powiedzieć o 108 postaciach, których historie, a raczej krótkie notki biograficzne zamieścił w swej fascynującej książce „Śladami zapomnianych bohaterów” bloger Mateusz „Biszop” Biskup. Tej wielkiej plejadzie niezwykłych postaci daleko jest do popularności Anne Frank i to nie tylko dlatego, że wielu z nich nie prowadziło dziennika/bloga, ale przede wszystkim dlatego, że nikt wcześniej nie zajął się, z różnych zresztą powodów, też politycznych, opracowaniem ich, często zapierających dech w piersiach, dokonań.

Ten wydrukowany na 614 papierowych stronach blog przywraca do „życia” postaci, które przewinęły się przez historię często prawie niezauważone. Jest w tym coś zupełnie niesamowitego, jeśli uświadomimy sobie, że to „ulotne zaistnienie” mogło często kosztować ich życie, a bardzo często wymagało ponoszenia nadzwyczajnego ryzyka, cierpień i wszelkiego rodzaju zagrożeń. Jak łatwo obliczyć na każdą z pokazanych postaci przypada średnio trochę mniej niż 6 stron. To z jednej strony niedużo, z drugiej zaś wystarczająco, by wyciągnąć ich z cmentarzyska zapomnianych bohaterów . 

Wydany przez wydawnictwo Vesper blog Mateusza Biskupa jest kapitalną lekturą dla tych, którzy szukają inspiracji w historii, która mimo iż często zupełnie absurdalna, irracjonalna i wykraczająca poza nasze utarte normy rozumienia świata, pokazuje że właśnie w tym „przekraczaniu” granic normalności szukać należy sensu i  rozumienia rzeczywistości. Często skrajne, brutalne sytuacje, bliskie obłędowi doświadczenia na granicy życia i śmierci takie jak więzienie, obóz koncentracyjny, morderstwo, ucieczka, zdrada czy korupcja i kompleksy stanowią istotę wydarzeń, w które uwikłanych jest ponad 100 różnych postaci. Oglądamy ich przeważnie z perspektywy jakiegoś, „granicznego” doświadczenia, które każe nam wierzyć – wbrew obiegowej opinii, że najlepsze jest nijakie – iż niektórzy z nas, często pozornie zupełnie zwyczajni potrafią być absolutnie nadzwyczajni.

Książka/blog Mateusza Biskupa zestawia osoby mniej i bardziej znane z tymi kompletnie nieznanymi, zupełnie zapomnianymi, bo kto z nas pamięta nazwisko Jerzego Iwanowa Szajnowicza, super agenta – pracującego dla Brytyjczyków, gdyż dla Polaków wydawał się podejrzany – jednocześnie nadzwyczajnie utalentowanego pływaka, który wysadzał w powietrze niemieckie okręty podwodne, a został zdradzony przez szkolnego kolegę, uciekał wielokrotnie dosłownie sprzed plutonu egzekucyjnego, ostatecznie złapany i rozstrzelany przez Niemców w 1943 roku. 

Kto z nas słyszał o „Aniele z Auschwitz” Marii Stromberger – niemieckiej pielęgniarce, która na własne życzenie została przeniesiona do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu i była tam jedną z najważniejszych agentek AK, która nie tylko uratowała życie wielu więźniom, ale przekazała mnóstwo meldunków i relacji poza druty obozu. Nigdy nie nagrodzona ani odznaczona za swoje dokonania, bo postać „dobrego Niemca” nie mieściła się długie lata w powojennym sposobie historycznego myślenia.

Ilu z nas zna historię i dokonania jednego z najskuteczniejszych egzekutorów AK – podporucznika Romana Rozmiłowskiego ps. „Zawada”?  Warto pamiętać, że sądy AK wydały w czasie wojny około 4000 wyroków śmierci na zdrajców, szmalcowników, donosicieli, konfidentów, agentów i wszelkiej innej maści polskie i nie-polskie szuje, z czego wykonano 2500. 

Czy w jakikolwiek sposób dotarło do nas kiedyś, że polscy piloci tworzyli po 1945 siły powietrzne Pakistanu i wielu z nich zrobiło tam spektakularne kariery, tak jak generał Pakistańskich Sił Powietrznych – Władysław Turowicz?

Takich niesamowitych historii, postaci, wydarzeń i sytuacji jest w tej książce bez liku i jest w tym coś cudownego, że możemy na powrót obcować z nimi i na nowo je przeżywać z poczuciem, że doświadczamy czegoś unikalnego, tak jak unikalna jest historia porucznika Dywizjonu 303 Mirosława Ferića, autora dziennika/pamiętnika/bloga – który zginął w walce przedtem strąciwszy w sumie osiem samolotów wroga. Jego pomysł na zapisywanie tego wszystkiego, co było dla nich ważne kontynuowali po jego śmierci koledzy piloci, a bezcenny, siedmiotomowy egzemplarz kroniki Dywizjonu 303, który przetrwał do dzisiaj, możemy oglądać w Instytucie Polskim im. gen. W. Sikorskiego w Londynie.

Zbyszek Kruczalak

'

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor