W lutym pisałam w tym miejscu o wielkim sukcesie 13-letniego Daniela Szefera w konkursie dla młodych pianistów, organizowanym przez Chicago Symphony Orchestra. Wspaniała postawa naszego młodziutkiego pianisty, którego piękne wykonanie V koncertu Beethovena uzyskało jedną z najwyższych ocen jurorów – wszystkich nas, mówiących po polsku, wprawiła w dumę. Daniel był uśmiechnięty, otoczony tłumem chętnie odpowiadał na pytania - emocje zdradzały tylko zarumienione policzki. Szczerze podziwialiśmy jego odwagę, swobodę i odporność psychiczną. Dziś, gdy wracam do tamtych chwil z perspektywy czasu, uświadamiam sobie, że zawsze gdzieś blisko charakterystycznej, jasnej czuprynki Daniela pojawia się wysoka, smukła sylwetka pani Jolanty Szefer - osoby pełnej uroku, o ciepłym spojrzeniu i miłym uśmiechu. Nie, nie w centrum – z boku, z bezpiecznej odległości czujnie wpatrzona, wsłuchana w każdą nutę… mama w krainie muzyki. Jak wiele własnych marzeń, potrzeb, spraw drobnych i większych odłożyła na bok, aby dzielić każdy krok syna na drodze do wielkiej sztuki? Skąd bierze siły i odwagę, aby podążać za nim, ochraniać go, inspirować, patrzeć w przyszłość i dostrzegać jednocześnie wyzwania dnia dzisiejszego?
Nie ma drogi na skróty: talent to wielka życiowa szansa, ale to tylko zadatek. Potrzeba wiele miłości, czasu, wysiłku, pracy, cierpliwości, aby go umiejętnie rozwijać, wspierać, pielęgnować, ochraniać. Ta niezwykle trudna, odpowiedzialna rola najczęściej należy do mam: artystów, sportowców, filozofów, poetów, odkrywców, naukowców… Z odpowiedzi na pytania zadane pani Jolancie w pokonkursowej atmosferze, wyłania się cały wachlarz przemyśleń i refleksji – mądrych, inspirujących.
Jolanta Szefer: Daniel od małego był zdrowym, pełnym energii chłopcem, który przejawiał zainteresowania i zdolności sportowe. Świetnie się rozwijał fizycznie, uwielbiał grać z tatą w golfa i w piłkę nożną. Kochał pływać. Pierwsze trzy lata życia praktycznie spędził w oceanie, ponieważ mieszkaliśmy wtedy w Santa Barbara w Kalifornii. Kiedy wróciliśmy do Chicago, uznałam, że to najwyższa pora na rozpoczęcie jego klasycznej edukacji. W wieku siedmiu lat czytał z zapałem książki, kopał piłkę, grał w szachy i układał wszystkie możliwe puzle w rekordowym tempie. W szkole wszystko szło jak z płatka. Przyszła pora na kolejne wyzwanie: rozpoczęliśmy naukę gry na fortepianie. Pierwszy nauczyciel potraktował Daniela bardzo przyjacielsko i pozwolił dziecku grać wszystko, na co miało ochotę. W tym szaleństwie była jakaś metoda, ponieważ Daniel zakochał się w muzyce i wybierał coraz trudniejsze utwory.
Kiedy zaczął dobrze czytać nuty i był w stanie zagrać "Pory Roku" Czajkowskiego i łatwiejsze walce Chopina, zauważyłam, że woli grać na fortepianie, niż iść do kina, czy oglądać telewizję. Wzruszała mnie jego uduchowiona buzia, kiedy czytał nowe utwory. Daniel jest naturalnym filozofem. Jako astrologiczny Strzelec ma świetną intuicję, potrzebę piękna i rzeczy wzniosłych. Jako najmłodszy w rodzinie, był zawsze otoczony ludźmi dojrzałymi. Traktowaliśmy go jak partnera. Chodziliśmy razem na koncerty do Ravinii i do Orchestra Hall. Wszystkie nasze wspólne chwile wypełnione były muzyką klasyczną, ponieważ była to świetna droga do wspólnego wyciszenia. Słuchaliśmy razem WFMT 98.7 w samochodzie i przy śniadaniu. Daniel coraz częściej mówił o tym, co słyszy. Zamówiłam cykl wykładów na temat historii muzyki klasycznej na dyskach, co niedziele wstępowaliśmy do księgarni "Barnes and Nobles" i wybieraliśmy kolejny dysk do naszej kolekcji muzyki klasycznej.
Kiedy Daniel miał 9 lat, otrzymał propozycję zagrania recitalu szopenowskiego dla Amerykańskiego Instytutu Kultury Polskiej w Miami na Florydzie. Było to duże wyzwanie. Poprosiliśmy o pomoc prof. Pawła Chęcińskiego, doświadczonego pedagoga i pianistę. Profesor posłuchał, jak Daniel gra sonatę Mozarta i załamał ręce: "kompletny Texas"- powiedział. W grze Daniela nie było frazy, dynamiki , ani większego wyrazu. Równina. Po czterech miesiącach pracy, Daniel zagrał w Miami 45 - minutowy koncert szopenowski: dwa preludia, walca, poloneza , nocturn i kilka utworów na bis. Publiczność była wzruszona do łez, a lokalna prasa okrzyknęła go "cudownym dzieckiem". Jako matka miałam do tego dystans, ale musiałam przyznać, że pod właściwym kierunkiem Daniel zaczął się uczyć bardzo szybko. Wtedy zdecydowałam, że warto stworzyć mu warunki do prawdziwej edukacji muzycznej. Pomógł mi w tym ogromnie prof. Chęciński, który z nadzwyczajną cierpliwością i oddaniem zajął się nadrabianiem zaległości technicznych. Daniel jest naturalnie bardzo muzykalny, ale musiał dogonić swoich rówieśników, którzy rozpoczęli naukę muzyki od solidnych podstaw technicznych. Profesor nauczył Daniela intensywnego słuchania frazy muzycznej, nadawania kształtu każdej myśli muzycznej, przewidywania muzycznego, mądrego ćwiczenia, ale przede wszystkim zabronił mu grania bez wyrazu. Pod jego okiem Daniel nauczył się wyobrażać sobie każdą nutę, zanim ją zagra. Ten mądry i doświadczony pedagog pozwolił mu grać utwory piękne i skomplikowane, które stanowią nie tylko próbę talentu, ale i charakteru. Każda kolejna lekcja, to wyższa poprzeczka. Obserwując te lekcje myślę często "jak to dobrze, że Daniel, jako dziecko, nie zdaje sobie sprawy, jakie to wszystko, czego się uczy jest trudne". A prof. Checinski zawsze dodaje: "Jak się nie nauczy do 16 roku życia, to potem będzie już za późno". Podobnie jak w innych dziedzinach, tak i w pianistyce bicie rekordów należy dziś do ludzi bardzo młodych. Dlatego trzeba się bardzo szybko i intensywnie uczyć, bo kiedy przychodzi te szczęśliwe pięć minut szansy, młodziutki pianista musi mieć w repertuarze poważny zasób muzyki do zagrania i coś ważnego, ciekawego do powiedzenia.
Z najlepszymi życzeniami dla wszystkich mam.
Dzień Matki: w USA 13 maja, w Polsce 26 maja.