----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

06 czerwca 2012

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download
'

Live Action, organizacja działająca w ruchu na rzecz ochrony życia poczętego, zarejestrowała w ostatnich tygodniach co najmniej trzy nagrania z klinik aborcyjnych, w których Planned Parenthood promuje aborcje na podstawie selekcji płci. Organizacje pro-aborcyjne, w tym Planned Parenthood, NARAL Pro-Choice America, próbując wybronić się z oskarżenia o usuwanie płodu wyłącznie z powodu preferencji płci, zdołały wprawdzie zatrzymać propozycję legislacyjną w Kongresie, która zabraniałaby tej procedury. Jednak nie udało im się ochronić swej reputacji. Zademonstrowały bowiem jawną dyskryminację płci. Pozbycie się płodu, wyłącznie dlatego, że dziecko ma niechcianą płeć, jest po prostu przejawem dyskryminacji i jako barbarzyństwo powinno być prawnie zakazane.

Live Action upowszechnia nagrany z ukrytej kamery zapis rozmowy z klientką w klinice aborcyjnej Planned Parenthood w Austin w Teksasie. Kobieta rozważa dokonanie aborcji w przypadku, gdyby okazało się, że spodziewa się dziewczynki. Po otrzymaniu porady o tym jak otrzymać badanie ultrasonograficzne i przerwać zaawansowaną ciążę, co jest w Stanach legalne, jest żegnana słowami „Mam nadzieję, że będziesz miała chłopca”.

Wkrótce po publikacji nagrania z Teksasu ujawniono także wideo z kliniki Planned Parenthood w Nowym Jorku. Konsultant potwierdza w nim możliwość przerwania ciąży w sytuacji, kiedy płeć dziecka nie będzie odpowiadać rodzicom. Asystent chirurga informuje kobietę, że klinika nie może dokonywać aborcji z powodu selekcji płci, ponieważ „może utracić licencję”. Upewnia ją jednak, że pomoże w uzyskaniu środków na zabieg aborcyjny i poucza, by nie wspominała o swej motywacji lekarzowi.

Kolejne nagranie Live Action ujawnia, że Planned Parenthood w Phoenix doradza ciężarnej kobiecie jak obejść prawo i uzyskać środki na nielegalną aborcję z powodu selekcji płci. Pracownicy kliniki instruują kobietę jak kłamać na aplikacji i zatajać informacje w rozmowie z lekarzem. Wideo ilustruje pracownicę, która poucza kobietę, że „dobrze się stało, że skłamała na aplikacji w celu otrzymania aborcji”. Zapytana czy doświadczyła podobnych sytuacji w przeszłości, pracownica potwierdza, że pracuje w tej dziedzinie od 35 lat i że aborcje są wyłącznie prywatną sprawą klientów, która nie powinna interesować nikogo więcej.

Planned Parenthood idzie w zaparte twierdząc, że nagrania zostały sfabrykowane. Organizacja oświadcza, że jakkolwiek sprzeciwia się zabiegom podyktowanym selekcją płci, to żadna ich klinika nie odmówi kobiecie aborcji na podstawie osobistych powodów.

Czyżbyśmy przekształcali się w Chiny? W tym totalitarnym kraju na 120 chłopców przypada 100 dziewcząt, głównie ze względu na politykę zezwalającą tylko na jedno dziecko, w celu zmniejszenia populacji. Większość Chińczyków woli chłopców, więc jeśli sonogram wskazuje, że płód będzie dziewczynką, ciąża jest często przerywana.

Kilkanaście krajów, w tym Kanada, Wielka Brytania, Niemcy i Francja, wprowadziło prawne zakazy aborcji z powodów selekcji płci. Stany Zjednoczone nie mają takiego prawa, jakkolwiek Departament Stanu opublikował raporty na temat innych krajów, w tym Chin, krytykujące powszechną akceptację zabiegu.

Praktyka aborcyjna w Stanach Zjednoczonych, tak bardzo chlubiących się reputacją kraju wolnościowego, w niczym nie odbiega od stosowanej w Chinach polityki dyskryminującej płeć dziecka. Jedynie w czterech amerykańskich stanach prawodawstwo uniemożliwia dokonanie aborcji z powodu niepożądanej płci płodu: Arizonie, Illinois, Oklahomie i Pensylwanii. W pozostałych tego typu selektywne przerywanie ciąży z uwagi na płeć dziecka jest możliwe. Tylko w roku 2010 Planned Parenthood otrzymało 500 milionów z podatniczych pieniędzy na finansowanie swych praktyk aborcyjnych. Czy więc chcemy czy nie, wszyscy płacimy za pensję konsultanta, który świadczy porady o przerwaniu ciąży, gdy płeć dziecka nie odpowiada jego rodzicom.

Izba Reprezentantów odrzuciła w ubiegłym tygodniu projekt ustawy, która zakazywałaby wykonywania aborcji, zbierania funduszy lub zmuszania kobiet do zabiegu przerwania ciąży ze względu na preferencje płci dziecka. Projekt ustawy kwalifikowałby aborcję jako przestępstwo kryminalne, karalne do pięciu lat więzienia. Sprowadzenie kobiety do Stanów Zjednoczonych w celu dokonania aborcji byłoby również karalne do pięciu lat więzienia. O ile lekarze nie ponosiliby faktycznej odpowiedzialności za kwestionowanie motywacji kobiety zwracającej się z prośbą o dokonanie aborcji, to pracownicy służby zdrowia mogliby zostać skazani na karę do roku więzienia za niedopełnienie obowiązku doniesienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Autor projektu ustawy, republikanin z Arizony, Trent Franks, zauważa, że Stany Zjednoczone są jedynym zaawansowanym krajem na świecie, w którym wciąż nie obowiązuje zakaz dokonywania aborcji z powodu niechcianej płci dziecka. Franks już wcześniej starł się z organizacjami pro-aborcyjnymi w związku z popieranym przez niego ustawowym zakazem aborcji w przypadku zaawansowanej ciąży powyżej 20 tygodnia w Dystrykcie Kolumbii.

Kongresman Trent Franks z Arizony i inni zwolennicy ruchu ochrony życia poczętego twierdzą, że w Stanach Zjednoczonych istnieją dowody na przeprowadzanie aborcji z uwagi na płeć dziecka wśród niektórych grup etnicznych z krajów, w których tradycyjnie preferowani są chłopcy. Propozycja ustawy odnotowuje, że jakkolwiek w Stanach Zjednoczonych nie funkcjonuje federalne prawo zakazujące aborcji ze względu na płeć, to w krajach takich jak Indie czy Chiny, gdzie takie praktyki doprowadziły do zachwiania proporcji chłopców wobec dziewcząt, zakazano zabiegów.

Propozycja ustawy Prenatal Nondiscrimination Act (PRENDA), w ubiegłym tygodniu została odrzucona stosunkiem głosów 246-168, a do przyjęcia jej zabrakło 30 głosów. Biały Dom i demokraci byli przeciwni ustawie, która, ich zdaniem, kwestionuje prawo kobiety do aborcji oraz mogłaby doprowadzić do ostrych kar wobec lekarzy. Sekretarz prasowy Białego Domu, Jay Carney oświadczył w ubiegłym tygodniu: „Biały Dom sprzeciwia się dyskryminacji ze względu na płeć, ale końcowym rezultatem legislacji byłoby poddanie lekarzy odpowiedzialności karnej, jeśli nie byliby w stanie określić motywacji kryjącej się za każdą bardzo personalną i prywatną decyzją”. Oświadczenie demonstruje sprzeczność administracji Obamy w tej kwestii. „Administracja sprzeciwia się dyskryminacji ze względu na płeć we wszystkich jej formach, ale rząd nie powinien naruszać decyzji medycznych lub prywatnych spraw rodzinnych w ten sposób”, informuje pokrętnie Biały Dom.

Republikanie traktują to jako dowód popierania aborcji przez administrację. „Nie do pomyślenia jest dla mnie to, że nasz noblista prezydent odmawia ochrony małych dziewczynek przed przestępczością dotyczącą selekcji płci”, skomentował kongresman Chris Smith. Z kolei sponsor ustawy, Trent Franks oświadczył wprost: „Nigdy wcześniej nie było tak pro-aborcyjnego prezydenta w Białym Domu. Jestem zaskoczony, że przywódca wolnego świata nie broni nienarodzonych dzieci, które są ofiarami aborcji z uwagi na swą płeć”. Sponsor ustawy, Trent Franks, oświadcza, że propozycja legislacyjna wspomogłaby opozycję w „wojnie wobec nienarodzonych dziewczynek”, zauważając, że średnio 200 milionów aborcji na świecie może być związanych z praktyką selekcji płci.

Aborcje dokonywane z uwagi na płeć są tak popularne w Azji, w tym w Chinach, Indiach, Armenii i Serbii, że liczba narodzonych chłopców znacznie przewyższa liczbę dziewczynek, według danych Guttmacher Institute, centrum badawczego popierającego prawo do aborcji. W Stanach Zjednoczonych na 105 chłopców przypada 100 dziewczynek, co Centrum Zwalczania i Zapobiegania Chorób uważa za wskaźnik biologicznej stabilności. Jednakże dokładniejsze badania dowodzą, że ta praktyka jest znacznie bardziej popularna wśród azjatyckich grup, w których kobiety powołują się na presję rodziny do posiadania chłopców.

„Zupełnie rozmija się to z wartościami i priorytetami kraju”, skomentował propozycję ustawy Ted Miller, dyrektor do spraw komunikacji w organizacji pro-aborcyjnej NARAL Pro-Choice America. Wtóruje mu liberalna prasa. Jak zawsze w takich przypadkach jako dowód służy naprędce przywołana statystyka. Otóż sondaż Washington Post ABC News z marca potwierdza, że 54 procent Amerykanów jest zdania, że aborcja powinna być zalegalizowana we wszystkich lub w większości przypadków, a 43 procent twierdzi, że powinna być zabroniona.

Zdaniem republikanów odrzucona w ubiegłym tygodniu ustawa jest konieczna w celu ochrony praw nienarodzonych dzieci, natomiast demokraci są zdania, że ustawa narusza prawa kobiet. W większości republikańscy zwolennicy ustawy scharakteryzowali ją jako kwestię dyskryminacji płci, a demokraci oskarżyli ich o wszczynanie wojny wobec kobiet. W przeddzień głosowania Planned Parentohood wszczął kampanię przeciwko republikańskiemu kandydatowi do prezydentury, Mitt Romney’owi, oskarżając go o odmowę prawa kobiet do podejmowania swych własnych decyzji medycznych”.

Kwestia aborcji sytuuje się poza sferą zasadniczych zainteresowań wyborczych w bieżącym roku. Sondaż Washington Post ABC News opublikowany w ubiegłym miesiącu informuje, że gospodarka stanowi priorytetową troskę. Ponad 52 procent wyborców stwierdziło w nim, że gospodarka niepokoi ich najbardziej, a jedynie 1 procent respondentów wymieniło aborcję. Nawet wśród białych ewangelicznych protestantów, jednej z grup najbardziej faworyzujących aborcję, 3 procent określiło aborcję jako ich zasadniczą obawę.

Jeszcze przed ubiegłotygodniowym głosowaniem Franks przyznał w jednym z wypowiedzi dla prasy, że projekt ustawy prawdopodobnie upadnie, ale jego zdaniem „jest to strategicznie korzystne”, bo  zmusza demokratów do głosowania przeciwko projektowi.

Projekt antyaborcyjny stanowi część szerszej strategii podjętej ostatnio przez republikanów polegającej na rozpatrywaniu projektów ustaw mających niewielkie szanse na powodzenie w demokratycznie kontrolowanej Izbie, ale stymulujących poparcie wśród konserwatywnych i niezależnych wyborców. Większość z propozycji jest związanych z republikańskimi próbami zwiększenia zatrudnienia czy kontestowanymi elementami ustawy opieki zdrowotnej z 2010 roku.

Selekcja płci pozostaje w większości niezauważalna, jakkolwiek stanowi wszechogarniającą, choć cichą epidemię, obserwowaną jedynie przez demografów badających zarówno akty urodzenia, jak i społeczności, w których kobiety są mniejszością, komentuje Mara Hvistendahl, feministka opowiadająca się za prawem kobiet do przerywania ciąży w swej cieszącej się uznaniem książce pod tytułem „Unnantural Selection: Choosing Boys Over Girls, and the Consequences of a World Full of Men”.

Hvistendahl konkluduje, że selekcja płci w skali świata wskutek badań ultrasonograficznych i aborcji przyczyniła się do śmierci 160 milionów kobiet i dziewcząt wyłącznie w Azji. Autorka zauważa, że dla porównania AIDS uśmiercił 25 milionów osób na świecie, część kobiet utraconych z powodu selekcji płci. Zdaniem Hvistendahl, problem z selekcją płci wykracza daleko poza aborcję dziewcząt. Niedostatek kobiet w pewnych społecznościach może prowadzić do innych bolączek społecznych, w tym handlu żywym towarem.

Planned Parenthood nakłania przywódców rządu by poprawić prawne, ekonomiczne i polityczne warunki umożliwiające aborcje motywowane selekcją płci. Jednocześnie jednak sprzeciwia się ustawie, która by je likwidowała, zauważają blogerzy, Jordan Sekulow i Matthew Clark, piętnując hipokryzję ruchu pro-aborcyjnego. Prawdziwym powodem dla którego Planned Parenthood nie wesprze żadnych wysiłków prowadzących do zakazu tej wstrętnej praktyki wydaje się być, ich zdaniem, obawa, że taka regulacja prawna ograniczyłaby dostęp do aborcji. Opowiadanie się za prawem kobiet do przerywania ciąży jest bowiem postawą oznaczającą zgodę na aborcję, kiedy to prawo do pozbycia się życia ludzkiego jest traktowane jako dobro społeczne nadrzędne wobec wszystkich innych, nawet jeśli w grę wchodzi nie tylko zamierzona dyskryminacja, ale także zabijanie.

Oprac. Ela Zaworski



'

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor