----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

13 czerwca 2012

Udostępnij znajomym:

'

„Sektor prywatny radzi sobie dobrze”, oświadczył prezydent Obama podczas swej konferencji prasowej 8 czerwca wywołując oskarżenia republikanów, że jest oderwany od rzeczywistości. Polityczne skutki tego wystąpienia można było przewidzieć. Przywódca większości senackiej, Mitch McConnell zapytał, czy prezydent mieszka na innej planecie. Przewodniczący Izby, John Boehner i Eric Cantor zwołali w związku z tym specjalne konferencje prasowe, a krytyce Mitta Romneya nie było końca. Komentarz prezydenta na temat gospodarki podsumowuje zaledwie ostatni rozdział w jego kampanii wyborczej kontynuując ciąg problematycznych oświadczeń publicznych. Ale gdy kandydat na najwyższy urząd państwowy czyni tak poważne błędy, niektóre strategiczne i nieprzemyślane, a niektóre niewymuszone i małostkowe, to wszyscy wiemy, że coś jest nie w porządku.

Zaledwie kilka godzin po komentarzu Obamy jedna z największych agencji dokonujących ewaluacji kredytowych potwierdziła, że ani prywatny ani publiczny sektor gospodarki amerykańskiej nie mają się świetnie. Standard & Poor utrzymał swoją ocenę zdolności kredytowej Stanów Zjednoczonych na poziomie AA+ potwierdzając, że widoki na przyszłość są niekorzystne.

Już tego samego dnia wieczorem prezydent próbował wycofać się z niefortunnego oświadczenia wyjaśniając, że jest „absolutnie jasne”, że amerykańska gospodarka „nie ma się dobrze”. Stwierdził również, że nabrała wprawdzie rozpędu w dziedzinie prywatnej przedsiębiorczości, ale, jego zdaniem, Kongres powinien podjąć działania w celu zwiększenia zatrudnienia w sektorze publicznym. Oprócz swej uwagi na temat sektora prywatnego podczas konferencji prasowej w Białym Domu, prezydent wyraził opinię, że słabość amerykańskiej gospodarki ma związek z administracją stanową i lokalną. „Jeśli republikanie chcą być pomocni, jeśli naprawdę chcą posunąć sprawy do przodu i poprawić zatrudnienie, to powinni zastanowić się w jaki sposób mogą wspomóc rząd stanowy i lokalny”, stwierdził Obama.

Na odpowiedź Mitta Romney’a nie trzeba było długo czekać. „Myślę, że (prezydent) ilustruje co oznacza oderwanie od własnego społeczeństwa. Czy mieliśmy kiedykolwiek w historii amerykańskiego prezydenta, który był tak bardzo oderwany od rzeczywistości, by wierzyć w to co mówi, i to w kraju, gdzie bez pracy jest 23 milionów Amerykanów”. Dochodzi do tego wątły rozwój gospodarki na poziomie 1.9% w pierwszym kwartale, średni dochód zmniejszony o 10% w ostatnich czterech latach i rekordowa liczna przejęć nieruchomości przez banki.

Jako że atak stanowi najlepszą obronę, prezydent perorował także, że ekonomiczne rozwiązania proponowane przez republikanów reprezentują „zasadniczo te same regulacje, które osłabią ekonomię, spowodują dalsze zwolnienia, nie zapewnią ulgi na rynku nieruchomości i doprowadzą do powolniejszego rozwoju i ograniczenia zatrudnienia, niczego więcej”, zawyrokował prezydent.

Komentarz Obamy był co najmniej drugą jego wypowiedzią, w której zwrócił się przeciwko Kongresowi, odkąd opublikowany w ubiegłym tygodniu raport Departamentu Pracy wykazał wzrost poziomu amerykańskiego bezrobocia w maju z 8.2% do 8.2%, w kontekście ostatnich niezbyt zachęcających doniesień gospodarczych.

Prezydencki atak na republikanów jest niewątpliwie częścią jego strategii w roku wyborczym, kiedy ekonomia stanowi czołową kwestię wyborczą. Mitt Romney prowadzi kampanię do Białego Domu występując w roli lepiej predestynowanego do tworzenia nowych miejsc pracy, a ostatnie sondaże wyborcze dowodzą wyrównanych szans obu kandydatów.

Komentarz Obamy o tym, że sektor prywatny ma się dobrze, został skrytykowany także przez noblistę, specjalistę z dziedziny ekonomii, Paula Krugmana, który określił go mianem „niefortunnego” i dodał, że prezydent „palnął głupstwo”. „Stwierdzenie było niefortunne. Prezydent zawalił sprawę. Prawda jest taka, że prywatny sektor ma się lepiej niż sektor publiczny, który nie ma się wystarczająco dobrze”, skomentował Krugman.

Komentator „The New York Times” stwierdził, że prawdziwy problem z recesją polega na tym, że normalny wzrost zatrudnienia w sektorze publicznym wykreowałby niemal półtora miliona miejsc pracy. „Do chwili obecnej w czasie prezydentury Obamy, gdybyśmy mieli do czynienia z normalnym wzrostem zatrudnienia, mielibyśmy dodatkowo 800,000 więcej pracowników: strażaków, nauczycieli, policjantów. Zamiast tego mamy o 600,000 mniej”, wyjaśnił Krugman. „Więc powinniśmy mieć jakieś 1.4 milionów miejsc pracy w sektorze publicznym”. To właśnie prezydent próbował powiedzieć i oczywiście, całkowicie wypaczył sens wypowiedzi”, dodał Krugman.

Komentarz Obamy był również powtórką z rozrywki dla Johna McCaina, który jako kandydat do prezydentury popełnił podobną pomyłkę, także dotyczącą ekonomii, stwierdzając, że „fundamenty ekonomii są silne”. Przypominając sobie swe własne niezręczności senator z Arizony podsumował, że ten incydent odzwierciedla postawę Obamy wobec ekonomii. „Chciałbym zaprosić prezydenta do przejścia wzdłuż ulicy Centralnej w Phoenix i pokazać mu właścicieli małych biznesów i ich sklepy, i wpływ tej recesji na ekonomię w sektorze prywatnym”, stwierdził McCain. Republikanin z Arizony jest zdania, że gafa Obamy nie jest przypadkiem, a ukazuje filozofię prezydenta Stanów Zjednoczonych. Zdaniem McCaina prezydent wierzy, że zatrudnienie nowych osób przez stanową, federalną i lokalną administrację jest odpowiedzią na impas”.

Wydaje się, że jest coś na rzeczy, ponieważ w podobnym duchu tłumaczył się z przejęzyczenia Obamy jego doradca, David Axelrod, podczas ubiegłotygodniowej konferencji prasowej. Z pewnością intrygująca była jego odpowiedź na pytanie gospodyni programu CNN „State of the Union”, Candy Crowley, która zapytała go wprost „Konkludując, czy prywatny sektor radzi sobie dobrze?” „Prywatny sektor – musimy przyspieszyć tworzenie nowych miejsc pracy w sektorze prywatnym”, odpowiedział Axelrod. „Jednym ze sposobów w jaki to można osiągnąć jest zapewnienie pracy nauczycielom, strażakom i policjantom, ponieważ są to dobre prace dla klasy średniej”, odpowiedział Axelrod. „To sektor publiczny”, wtrąciła Crowley. „Wspomoże to przyspieszyć ożywienie”, zareagował niewzruszony Axelrod. Prezydencki doradca zapytany po raz trzeci czy zgadza się z komentarzem Obamy dotyczącym prywatnego sektora, odparł wymijająco: „Z pewnością radzi sobie lepiej niż sektor publiczny”.

Wiele wskazuje więc na to, że nadchodzące wybory będą stanowiły referendum na skuteczność z jaką Barack Obama radzi sobie z gospodarką. Gwoli ścisłości, jego niefortunne oświadczenie nie jest całkowicie pozbawione sensu. Prezydent zamierzał bowiem wyjaśnić obecne spowolnienie ekonomiczne, gdzie zatrudnienie w sektorze prywatnym ulega poprawie, a w sektorze publicznym kurczy się, by móc obwinić republikanów za niepopieranie jego rozwiązań. Sugerował również, że jeśli gospodarka się pogorszy, to będzie to wina Europy.

Dla Mitta Romneya uwagi prezydenta z pewnością wydawały się być prezentem, ale jednocześnie postawiły go przed wyborem dotyczącym jego własnej strategii wyborczej. W kontekście zwycięstwa Scotta Walkera w Wisconsin, konserwatyści, od Charlesa Krauthammera do Billa Kristola, wezwali Romneya do skoncentrowania kampanii na czymś więcej niż tylko ewaluacji poczynań Obamy w dziedzinie gospodarki. Republikanie chcieliby by Romney uczynił ze swej kampanii afirmację dla konserwatywnej polityki gospodarczej. Tymczasem hucznie świętowane potknięcie Obamy, w formie choćby cynicznie cytowanej na portalu Romneya „Obama’s Great Private Sector Is Fine Declaration of June 2012”, może zaszkodzić ich argumentom i zachęcić Romneya do ostrożności.

Założeniem kampanii jest bowiem nie tylko ją wygrać, ale prowadzić ją w taki sposób, by była warta wygrania, co oznacza stworzenie przyzwolenia dla konserwatywnego rządu, bez czego niemożliwe będzie rządzenie w sposób konserwatywny, zauważa komentator polityczny, John Dickerson. Jeśli Mitt Romney zdecyduje się na kontynuowanie ostrożnej, kunktatorskiej postawy, oferując przemówienia o wolnej przedsiębiorczości i koncentrując się na Obamie, to może wygrać wybory. Wtedy jednak będzie musiał zdecydować co zrobić z krajem, który może okazać się zupełnie nieprzygotowany na tego rodzaju gruntowne zmiany, które planuje przeprowadzić, dywaguje publicysta w swym blogu. Jeśli nie wygra, to będzie to moment pamiętny dla konserwatystów. Romney będzie bowiem kandydatem, który uporczywie upominał się o stworzenie warunków, w których biznes będzie mógł uwzględniać w swej działalności właściwe dla wolnej przedsiębiorczości ryzyko, ale sam go nigdy nie podjął, konstatuje Dickerson na łamach Slate.com.

Nie po raz pierwszy więc okazuje się, że gospodarka ma się dobrze, nie wtedy gdy naprawdę idzie dobrze, ale kiedy się to komu podoba. Warto również uświadomić sobie to, że kimkolwiek nie byłby nasz wybrany kandydat do prezydentury i jaki by nie był poziom aktywności gospodarczej, sektor prywatny będzie radził sobie dobrze już następnego dnia po wyborach.

Oprac. Ela Zaworski



'

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor