Garść informacji nieencyklopedycznych z okazji 80-tych urodzin wybitnego kompozytora
Co ma wspólnego kultowy film pt “Rejs” z “Krzesanym”, albo “Pan Wołodyjowski” z “Exodusem” lub słynny oscarowy “Dracula” z “Missa pro Pace”? Ano bardzo dużo. Wszystkie te tytuły łączy osoba kompozytora. Wojciech Kilar skończył właśnie 80 lat. To oznacza, że zapisał się w kulturze co najmniej pięciu pokoleń Polaków.
Zapisał się szczególnie – jak żaden inny twórca potrafił znaleźć drogę zarówno do bywalców filharmonii, jak i do zagorzałych fanów kina, piłki nożnej, siatkówki.
Jest jednym z nielicznych kompozytorów współczesnych, i chyba jedynym w Polsce, których utwory są stale wykonywane, na którego muzykę się chodzi, czeka się na nią, słucha wielokrotnie tych samych pozycji. Śmiało można nazwać przebojami takie kompozycje, jak “Orawa”, “Krzesany”, “Angelus” czy wspomniany wcześniej “Exodus”.
Łatwo znaleźć informacje o życiu i dorobku kompozytora, nie będę więc wyliczać dat, tytułów, nagród, zaszczytów. Wojciech Kilar jest wspaniałym rozmówcą – chętnie dzieli się swoimi poglądami i przemyśleniami, nie unika trudnych pytań – jakby nie miał nic do ukrycia. Zebrałam dla Państwa kilka ciekawych informacji i wypowiedzi Wojciecha Kilara i o Nim. Miłej lektury!
Wystarczy przyjść na koncert
Wśród fanów Kilara tylu jest poważnych melomanów, co kolorowej, spontanicznej, tak trudnej do “pozyskania” młodzieży. Na spotkaniach z kompozytorem to przede wszystkim młodzi ludzie wypełniają pierwsze rzędy i przepychają się, aby stanąć blisko, uzyskać autograf czy pamiątkową fotografię.
W czym tkwi ów magnetyzm Kilara? Odpowiedź jest zaskakująco łatwa: serce za serce, szczerość za szczerość. Trudno dzisiaj o sztukę bezinteresowną, bez zafałszowań, blichtru, komercyjnych pułapek. Kilar nie kokietuje słuchaczy, nie stosuje efektów specjalnych, sztuczek, tricków – traktuje ich z respektem i miłością, bawi, porywa, albo – jakże często – zmusza do refleksji i modlitwy. Ma dla nich artystyczną prawdę. Kochają go, bo potrafią zrozumieć jego sztukę – bez kodu i bez fakultetów: wystarczy przyjść na koncert, usiąść i słuchać – poddać się jej niezwykłej, rewitalizującej sile.
Prywatnie
Wojciech Kilar jest człowiekiem niezwykle skromnym. Trzeźwo patrzy na świat, ma dystans do sukcesu, popularności, sławy. Odporny na pochwały i komplementy, przyjmuje je z pokorą i z uśmiechem, nierzadko z zakłopotaniem. Nigdy nie był miękki, albo podatny na wpływy. Ma za sobą lata bujnej, barwnej młodości, gdy był duszą katowickiego środowiska artystycznego, słynął z kawalerskiej fantazji i ciętego języka. W tym czasie należał do awangardowego nurtu młodych zbuntowanych (z Góreckim i Pendereckim), czego dowodem są dzisiaj takie kompozycje, jak RIFF 1962, ale szybko zrozumiał, że muzyka ma zadanie ważniejsze, niż ilustrowanie nastrojów kompozytora. Już lata siedemdziesiąte przynoszą dzieła, które spełniają zgoła inne zadanie. Sam mówi o tym otwarcie: “Całą filozofią sztuki, każdej sztuki, jest to, by była skierowana ku człowiekowi i ku dobru. Jakie zadania ma muzyka? Przede wszystkim powinna dawać radość, dobro, nadzieję.”
Ma kilka fascynacji, które czynią zeń człowieka z krwi i kości: np. szybkie, sportowe samochody, czy sport (ukochana drużyna piłki nożnej: Ruch Chorzów). Kocha Śląsk, ludzi tego regionu.
Pogodne usposobienie, łagodność w ocenie rzeczywistości przy pełnej bezkompromisowości w kwestiach moralności i wiary, składają się na osobowość która staje się wzorcem dla wielu młodych ludzi: “Prawość, odwaga, szczerość wypowiedzi oraz niezwykła skromność, która może stanowić wzorzec dla wielu młodych ludzi” – mówił kilka tygodni temu ks. Jerzy Szymik podczas uroczystości nadania Wojciechowi Kilarowi tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu Śląskiego.
Kilar i film
Kilar jest autorem muzyki do ponad 120 filmów pełnometrażowych najwybitniejszych reżyserów polskich, m.in.: Andrzeja Wajdy (Ziemia obiecana, Smuga cienia, Korczak, Pan Tadeusz, Zemsta), Krzysztofa Zanussiego (wszystkie 33 filmy), Kazimierza Kutza (wszystkie „śląskie” filmy), Jerzego Stuhra (Tydzień z życia mężczyzny), Marka Piwowskiego (Rejs), Krzysztofa Kieślowskiego, Wojciecha Hasa, Janusza Majewskiego, Stanisława Różewicza, Jerzego Hoffmana.
Zaproszony do współpracy z hollywoodzkimi i europejskimi reżyserami, stworzył muzykę do takich filmów, jak m.in. Drakula F.F. Coppoli, Portret damy Jane Campion, Le roi et l’oiseau Paula Grimaulta, Król i ptak Paula Grimaulta, Król ostatnich dni Thomasa Toelle, Śmierć i dziewczyna, Dziewiąte wrota oraz Pianista Romana Polańskiego, a światowej sławy realizatorzy nadal telefonują bądź przyjeżdżają do niego, do Katowic, z prośbą o współpracę. Zapytany o to, jak udało mu się dotrzeć do Hollywood, śmieje się: “O 3 nad ranem zadzwonił telefon. Męski głos w słuchawce zapytał po angielsku: Pan Kilar? Mówi Coppola. Podoba mi się pana muzyka symfoniczna. Podobno pisze pan też dla filmu. Nie zechciałby pan napisać muzyki do mojego nowego obrazu? Odpowiedziałem cytatem z Ojca Chrzestnego: To jest propozycja nie do odrzucenia.”
Ciąg dalszy w kolejnym wydaniu tygodnika Monitor.
'