----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

25 lipca 2012

Udostępnij znajomym:

'

Co robimy w domu, to nasza sprawa, choć oczywiście istnieją pewne granice. W pracy jednak obowiązują ostrzejsze zasady i jedną z nich jest unikanie zbyt barwnych i niecenzuralnych określeń – tak przynajmniej sugeruje strona CareerBuilder, która nie tylko pośredniczy w poszukiwaniu pracy, ale przeprowadza od czasu do czasu ciekawe sondaże związane z naszym życiem zawodowym.

Okazuje się, że do przeklinania w pracy najczęściej przyznają się mieszkańcy stolicy USA. Aż 62% respondentów pochodzących z Washington D.C. używa wulgarnego języka w miejscu zatrudnienia. Na drugim miejscu znalazło się Denver z 60%.

Chicago zajęło wysokie, bo aż trzecie miejsce w sondażu. 58% mieszkańców naszego miasta przyznało się do rzucania przekleństw w pracy. Pierwszą czwórkę zamyka Los Angeles z 56%, a uznawany za źle niewychowany Nowy Jork uplasował się dopiero na 9 miejscu.

Autorzy badania zwracają uwagę, że kolejność niekoniecznie świadczy o rzeczywistym posługiwaniu się niecenzuralnym językiem w miejscu pracy, ale profesjonalnym podejściem do niej i poszanowaniem zatrudniającej nas instytucji. Tak, czy inaczej, trzecie miejsce nie jest powodem do dumy.

Przy okazji CarrerBuilder przypomina, że pracodawcy zwykle mają gorszą opinię o posługujących się takim językiem podwładnych z kilku powodów:

– 81% pracodawców przekonanych jest, iż przeklinanie świadczy o braku profesjonalizmu.

– 71% uważa, że może to świadczyć o braku kontroli

– 68% sądzi, że jest to dowodem niedojrzałości

– 54% traktuje osoby używające niecenzuralnych słów jako mniej inteligentne

Z drugiej strony można powiedzieć "do cholery z tymi badaniami", bo inny sondaż wykazał niemal jednocześnie, iż przeklinanie podnosi morale współpracowników.

Przy okazji warto przypomnieć inne, przeprowadzone nieco wcześniej badania związane z naszym miejscem pracy, dotyczące spóźnień. Aż 16% osób przyznało, że do pracy spóźnia się co najmniej raz w tygodniu.  27% pracowników spóźniło się co najmniej raz w miesiącu.

Pracodawcy są coraz bardziej elastyczni jeśli chodzi o harmonogram pracy swych podwładnych i zgadzają się na niewielkie spóźnienia tak długo, jak zlecone zajęcie jest wykonane. Jednak nie można przesadzać i nadmiernie wykorzystywać luźniejszych zasad, gdyż ponad  jedna trzecia pracodawców przyznała jednocześnie, że zwolniła co najmniej jedną osobę w ciągu ostatnich 12 miesięcy właśnie za spóźnienia. Oto najczęściej spotykane wymówki:

– Korki drogowe były przyczyną spóźnienia aż w 31% przypadków

– Brak snu (czyli zaspanie) – 18%

– Zła pogoda, która mogła mieć wpływ na korki, sen i samopoczucie – 11%

– Odwożenie dzieci do przedszkola lub szkoły – 8%

Często tłumaczymy swoje spóźnienia problemami z komunikacja miejską, złym zachowaniem lub chorobą zwierząt domowych, problemami małżeńskimi, a nawet korzystaniem z internetu.

Przy okazji powstała lista najdziwniejszych wytłumaczeń braku punktualności w pracy w oparciu o odpowiedzi uzyskane od pracodawców. Oto kilka przykładów:

– Pracownik miał czkawkę

– Pracownica myślała, że wygrała w loterii, później okazało się, że jednak nie dopisało jej szczęście.

– Pracownik zagapił się w telewizor

– Złośliwy współlokator przeciął zasilacz telefonu, w którym nastawiony był budzik.

– Pracownik uważa, że czas poświęcany na dojazd do pracy powinien być liczony jako czas pracy.

– Lis ukradł kluczyki od samochodu

– Noga pracownika utknęła w drzwiach odjeżdżającego pociągu (to akurat okazało się później prawdą)

– Pracownik uważa, że nie spóźnił się, gdyż nie zamierzał przyjść przed 9 rano.

– Pracownik spóźnił się, bo miał rozmowę kwalifikacyjną o pracę w innej firmie.

RJ



'

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor