Jak co roku, początek sierpnia stoi pod znakiem obchodów rocznicy wybuchu powstania warszawskiego. Obok hołdu dla bohaterskich żołnierzy rozgrywa się zawsze ta sama dyskusja nad sensem całego zrywu. Dyskusja, zaznaczmy, nie do rozstrzygnięcia.
Wielkim przełomem w pamięci powstania warszawskiego był bez wątpienia 2004 r. i przypadające wtedy obchody 60. rocznicy rozpoczęcia walk. Autentyczne zaangażowanie społeczne i więź pomiędzy kombatantami a młodszymi pokoleniami, spotkały się wówczas z wyraźnym poparciem świata polityki – nie małą rolę odegrał tu ówczesny prezydent stolicy Lech Kaczyński, który czynnie zaangażował się w organizację obchodów, m.in. przyśpieszając prace nad otwartym wówczas Muzeum Powstania Warszawskiego – prawdopodobnie pierwszą tego typu nowoczesną placówką muzealną w kraju, w swoim przekazie wyraźnie składającą hołd powstaniu i powstańcom. Warto przypomnieć, że obchody 60. rocznicy powstania bardzo pomogły Lechowi Kaczyńskiemu w budowie kapitału symbolicznego, wykorzystanego później w wygranych wyborach na Prezydenta RP w 2005 r. Samo powstanie warszawskie zajęło także ważne miejsce w tzw. polityce historycznej Prawa i Sprawiedliwości.
Powstanie militarnie było skierowane przeciw Niemcom, politycznie zaś – przeciw Związkowi Radzieckiemu. Według zamysłu autorów planu „Burza”, zryw przeciwko okupantowi miał nastąpić w najbardziej dogodnym momencie, czyli gdy Armia Czerwona znajdowałaby się tuż na „przedmieściach” poszczególnych polskich miast (tak było w Wilnie, Lwowie czy Lublinie). Gwarantowało to automatycznie skuteczność akcji – Niemcy broniąc się przed wojskami radzieckimi, byli na swoim zapleczu atakowani przez Armię Krajową. Jednocześnie zaś, to Polacy mieli tworzyć własne struktury państwowe na wyzwolonych terenach i w obliczu przybycia krasnoarmiejców występować jako gospodarze i prawowita władza.
Przez cały lipiec 1944 r. Warszawiacy widzieli przechodzące przez miasto rozbite oddziały niemieckie – rannych wiezionych na wozach i zdemoralizowanych żołnierzy. Od 22 czerwca trwała radziecka ofensywa „Bagration”, która wyparła Wehrmacht z ziem białoruskich i parła z wielką siłą na Zachód. Wydawało się, że Niemcy nie będą nawet w stanie zorganizować obrony rzekomej „Festung Warschau” („Twierdzy Warszawa”).
Powstanie miało też efekt psychologiczny – AK-owcy przez cztery lata przygotowywali się do walki z okrutnym okupantem. Młodzi żołnierze wiedzieli, że w momencie gdy ruszą do walki, odpłacą się Niemcom za głód, uliczne łapanki, Auschwitz i Palmiry. Powstanie miało być powstaniem sierpniowym – kolejnym narodowym zrywem. „Kolumbowie” chcieli walczyć.
Niestety, realizacja planu zawiodła. Pułkownik Antoni Chruściel ps. „Monter”, dowódca warszawskiej AK, dysponował zbyt słabymi danymi wywiadowczymi. Był przekonany, że 31 lipca radzieckie czołgi są już na przedmieściach Warszawy, że lada dzień Armia Czerwona wkroczy do stolicy. Niestety, była to mrzonka. Wynikała ona nie tylko z niechętnej postawy Stalina wobec AK (jego rola w blokowaniu pomocy dla powstania jest dobrze znana), ale także wyczerpania oddziałów radzieckich, od ponad miesiąca prących na Zachód. Gdy dowództwo Armii Krajowej podejmowało decyzję o rozpoczęciu walk, Niemcy powstrzymywali w bitwie pod Wołominem czołowe oddziały pancerne 1. Frontu Białoruskiego.
Powstanie wybuchło, było jednak źle przygotowane. Znane są przykłady rzucania oddziałów uzbrojonych tylko w broń krótką i granaty chałupniczej roboty na silnie umocnione punkty niemieckiej obrony. Straty w pierwszych godzinach powstania były ogromne, a wielu najważniejszych celów nie udało się zająć. Paradoksalnie, z ustaleń historyków wynika, że dowództwo powstania w ogóle nie przewidywało niepowodzenia akcji w „Godzinie W”. Mimo to wielu dowódców pośrednich szczebli (np. w dzielnicach) wyprowadziło swoje oddziały do podwarszawskich lasów wiedząc, że akcja się nie udała. Większość z nich po kilku dniach wróciła – wiedziano, że po rozpoczęciu powstania trzeba obronić ludność cywilną, pozostawioną teraz na pastwę okrutnego okupanta.
Do dziś wśród historyków i intelektualistów trwa spór o powstanie warszawskie. Krytycy przypominają niekompetencje dowódców, zwolennicy decyzji dowództwa AK przypominają, że to Stalin nie chciał udzielić pomocy powstańcom. Często mówi się, że powstanie uratowało Polskę przed włączeniem jej jako kolejnej republiki do ZSRR. Z drugiej strony, kosztowało ono Polskę nie tylko ponad 150 tys. ofiar cywilnych i 20 tys. zabitych żołnierz, ale także zburzenie miasta i wszystkich znajdujących się w nich skarbów kultury narodowej.
Czy była to cena za wysoka? Mit powstania warszawskiego przez kolejne dziesięciolecia był ważnym składnikiem polskiej świadomości. Jednocześnie stało się symbolem fatalnej klęski, ale i bohaterstwa i hartu ducha całego wojennego pokolenia.
Tomasz Leszkowicz
'