Ponad rok temu sporo mówiło się o przekraczającym wszelkie dopuszczalne normy długu narodowym. Dziś, mimo że jeszcze wyższy, nie wzbudza już tylu emocji. Taka jest natura człowieka, wszystko po jakimś czasie zaczyna nas nudzić. Poza tym rząd federalny operuje jeszcze wyższymi liczbami, więc i ubiegłoroczne rewelacje finansowe wydają się teraz małym piwem. Sądzę jednak, że ponieważ problem nie znika, warto do niego na chwilę wrócić.
Ilustrując kilkanaście miesięcy temu skalę naszego zadłużenia posłużyłem się opracowaniem Grega Bocquet`a, w którym pięknie zilustrował on problem.
Biorąc pożyczkę otrzymujemy do ręki pieniądze i w zamian zobowiązujemy się do jej spłacenia w określonym czasie. Gdy nam się to nie uda, wówczas właściciel długu może poprosić o nasz dom, samochód, łódkę lub przejąć cokolwiek innego o odpowiedniej wartości. Jak jednak to wygląda w przypadku państw, które nie są w stanie wykupić obligacji znajdujących się w posiadaniu innego kraju?
Dwa lata temu zadłużenie USA przekraczało 14 trylionów, dziś zbliża się do 16. Większość jest w posiadaniu banków amerykańskich i instytucji finansowych, takich jak Federal Reserve, czy Departament Skarbu. Jednak aż 5 trylionów należy do rządów innych państw i suma ta rośnie, gdyż amerykańskie obligacje przy obecnej sytuacji ekonomicznej świata są wciąż niezłą inwestycją.
Co by było, gdyby kraje te zechciały zamienić akcje w gotówkę, a my nie mielibyśmy z czego zapłacić? Czy mogłyby zabrać sobie coś, na przykład… Hawaje?
Raczej nie, taki scenariusz byłby trudny do zrealizowania. Ale dla rozrywki i obrazowego przedstawienia sum znajdujących się w posiadaniu obcych rządów pobawmy się liczbami. Pamiętajmy, i jest to bardzo ważne, większość z nich jest dziś już znacznie wyższa.
Wśród 10 największych kredytodawców USA aż trzy miejsca – w tym pierwsze – zajmują Chiny i terytoria od nich zależne. Tylko dwa kraje to anglojęzyczni sojusznicy. Sporo długu znajduje się w rękach szejków arabskich i krajów wydobywających ropę. Na liście znalazła się też Rosja. Sumy długu przez nie posiadane porównano do dochodu poszczególnych stanów i okazało się, że:
– Na pierwszym miejscu znajdują się Chiny, które posiadają ok. 900 mld. naszego długu. Suma ta stanowi 20.4% zadłużenia znajdującego się w rękach innych państw.
Gdybyśmy zdecydowali się na wykupienie tych obligacji to moglibyśmy oddać Chinom dwa stany (nie mamy przecież gotówki, ani żadnych dóbr, bo wszystkie fabryki już tam są) – Illinois, którego dochód według ostatnich danych wynosi ok. 630 mld. oraz Indianę, która zarabia średnio 262 mld. rocznie. W sumie wystarczyłoby na spłatę zadłużenia.
– Japonia znajduje się na drugim miejscu posiadając ponad $883.6 mld. naszego długu. Prawie tyle co Chiny, ale jednak mniej, bo 20.2%.
Suma ta to połączony dochód Minnesoty ($260.7 mld.), Wisconsin ($244.4 mld.), Iowa ($142.3 mld.) oraz Missouri ($239.8 mld.).
– Trzecim co do wielkości właścicielem naszego długu jest Wielka Brytania, która wykupiła już ponad $540 mld.Rząd USA cieszy ten fakt, gdyż to przyjazne państwo i raczej nie wbije noża w plecy. Gdyby jednak coś się zmieniło, to możemy podrzucić Delaware i New Jersey, których łączny dochód wyniósł ostatnio 543 mld.
– Na czwartym miejscu, co niepokoi niektórych mieszkańców USA, znajdują się kraje eksportujące ropę naftową, posiadające 5% naszego długu narodowego. Do grupy tej nie należy Kanada, która ma własne miejsce na liście, ale należą za to: Ekwador, Wenezuela, Indonezja, Bahrain, Iran, Irak, Kuwejt, Oman, Katar, Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Algieria, Gabon, Libia, oraz Nigeria. Nie chcemy im niczego dawać, ale zmuszeni wskażemy na Nebraskę i Kansas, które zarabiają rocznie podobną sumę. Byłaby to, niestety, mało opłacalna dla USA wymiana, gdyż stany te należą do największych producentów zbóż, importowanych od nas w największych ilościach właśnie przez kraje eksportujące ropę.
– Kolejnym krajem jest Brazylia posiadająca nasze $181 mld. To równowartość połączonego dochodu Idaho i Nevady.
– Centra Bankowe na Karaibach, należące zresztą do różnych nacji - między innymi Bahama, Bermuda, Cayman Islands, Antyle Holenderskie, Panama i Virgin Islands – wykupiły dotąd 3.6% naszego długu, czyli ok. $160 mld.
To tyle, ile zarabia Kentucky. Trudno ten stan porównać do Karaibów, ale może dobra sieć hotelowa zmieni sytuację.
– Hong Kong, zależny od Chin, chociaż prowadzący własne rozliczenia, trzyma u siebie obligacje amerykańskie wartości ponad $140 mld. Można śmiało dodać tę sumę do Chin, które i tak zajmują pierwsze miejsce na liście. Niby suma niewielka, ale odczulibyśmy jej zwrot w szczególny sposób. Tyle bowiem wynosi dochód roczny stanu Wyoming i miasta Waszyngton, czyli stolicy.
– Kanada zajmuje 8 pozycję i podobnie jak w przypadku Anglii, nie martwi to nikogo. Nasz sąsiad pomaga jak może, a tak właśnie należy traktować wykupienie części akcji Departamentu Skarbu. Gdyby doszło do zwrotu pożyczki to Kanada mogłaby otrzymać Maine, New Hampshire i Vermont, których wspólny dochód porównywalny jest z naszym zadłużeniem na północy.
– Tajwan zajmuje miejsce dziewiąte. Mimo, że ma niezależny rząd i niezależne kontakty z resztą świata, to znajduje się pod wpływem i kontrolą Chin. Tajwanowi winni jesteśmy Hawaje i obydwie Virginie, których łączny dochód przekracza 129 mld.
– W pierwszej dziesiątce ostatnie miejsce zajmuje Rosja, która dosyć późno zaczęła kupować amerykańskie obligacje, ale szybko dogania innych. W tej chwili posiada ich na sumę ponad $110 mld. Alaski nie oddamy, ale możemy obydwie Dakoty i Montanę, których dochód stanowi podobną sumę.
Po rozliczeniach z 10 największymi właścicielami amerykańskiego zadłużenia pozostanie nam nieco ponad połowa stanów, w tym te posiadające ropę, węgiel i szlachetne metale. Zero długu za granicą, tylko nasze własne, wewnętrzne problemy.
Niestety, to nie wszystkie państwa inwestujące w obligacje sprzedawane przez nasz rząd federalny. Jest ich znacznie więcej, do tego dochodzą przecież prywatni inwestorzy, którzy na brak gotówki nie narzekają. Miejmy nadzieję, że wszyscy na raz nie będą domagać się pieniędzy, bo wtedy zostaną już tylko problemy.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
'