----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

05 września 2012

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download
'

Ile stworzeń, tyle wersji tego powiedzenia. Słyszałem o sroczkach, myszkach, pliszkach i nie wiem dlaczego foczkach (mają ogonek?). Pasuje ono również do polityków różnych formacji, szczególnie w okresie trwającej kampanii. Zwolennikom demokratów nigdy nie spodoba się jakiekolwiek wystąpienie republikanina i odwrotnie. Nawet najlepsza, zgodna z faktami i porywająca przemowa przeciwnika nie znajdzie uznania. Z małymi wyjątkami jest tak od lat i powinniśmy się już do tego przyzwyczaić, wyciągnąć wnioski i spokojnie obserwować zmagania ludzi, dla których ważny jest wyłącznie nasz głos w dniu wyborów, a niekoniecznie głos w przedwyborczej dyskusji.

W związku z tym, by podjąć właściwą decyzję musimy być dobrze poinformowani. Polegając tylko na jednym źródle nigdy nie będziemy. Posłużę się tu najnowszymi wynikami badań Pew Center`s Project for Excelence in Journalism, który w okresie 10 tygodni poprzedzających obydwie konwencje polityczne w USA śledził z uwagą poranne i wieczorne wiadomości wszystkich większych stacji radiowych i telewizyjnych, programy typu Talk Show o profilu politycznym, pierwsze strony sześciu krajowych dzienników o największym nakładzie oraz doniesienia 12 najczęściej odwiedzanych portali internetowych.

Zauważono przede wszystkim, iż obecna kampania prawdopodobnie będzie najbardziej negatywną w historii. Do końca sierpnia aż 71% materiałów było krytycznych wobec  republikańskiego kandydata, Mitta Romneya, podczas gdy ubiegający się o drugą kadencję, obecny prezydent Barack Obama, musiał przełknąć aż 72% negatywnych informacji na swój temat. W 2004 r. podczas starcia Bush – Kerry odnotowano wprawdzie 75% negatywnych ataków na George`a Busha, a w 2000 r. aż 80% prezentowanych przez media materiałów było krytycznych wobec Al`a Gore, ale pamiętajmy, że z tygodnia na tydzień obecne wybory nabierają tempa, a tym samym nasila się obrzucanie błotem. Specjaliści nie mają wątpliwości – wyniki sprzed 8, czy 12 lat zostaną pobite.

W atakach na kandydatów powtarzają się te same sformułowania. Trzy główne zarzuty wobec Obamy to “nie zrobił wystarczająco dużo dla ekonomii”, “nie uchronił ekonomii”, “nie wierzy w wyjątkowość Ameryki i kapitalizm”. Mitt Romney natomiast to najczęściej “bezduszny kapitalista”, “bogacz i członek elit”, oraz “brak mu charyzmy i popełnia gafy”.

Badania Pew Center wykazały również, że w celu zdobycia “prawdziwych i zbalansowanych informacji” jak reklamuje się Fox, należałoby oglądać wszystkie programy we wszystkich stacjach.  Wspomniany Fox w okresie 10 tygodni poprzedzających konwencje partyjne prezentował w negatywnym świetle Obamę aż w 86% swoich materiałów, a w tym samym czasie MSNBC krytykowało Mitta Romneya w 88%.

Zaufanie tylko jednemu kanałowi jest więc nieco ryzykowne, na wszelki wypadek warto czasem zajrzeć do konkurencji. Nawet uznawane za zbalansowane i obiektywne programy wielkich sieci również nie potrafiły zachować dystansu wobec sceny politycznej prezentując 42% pozytywnych informacji o Obamie i tylko 29% o Romneyu.

Pod tym względem wygrały papierowe dzienniki. Negatywne informacje na temat obydwu kandydatów na urząd prezydenta USA pojawiały się tam niemal równie często – Obama 65%, Romney 66%. Tylko nieco gorzej, ale w dalszym ciągu rewelacyjnie w porównaniu do sztandarowych mediów obydwu partii wypadły największe portale internetowe – odpowiednio 69% i 75%.

Oczywiście nikt nie domaga się, by zwolennik partii republikańskiej czerpał wiedzę na temat wyborów z MSNBC lub demokrata z telewizji FOX. Byłoby to wielce podejrzane. Jednak wytykanie braku obiektywizmu i nazywanie sprzyjających innemu kandydatowi stacji kłamliwymi jest niewątpliwie hipokryzją dla obydwu stron.

   Po zakończonych konwencjach pojawił się jeszcze jeden temat - polityczny, choć nie związany z aktualnym wyścigiem. Czy konwencje partyjne są nam jeszcze w obecnej, kilkudniowej formie potrzebne?

Pytanie wydaje się dziwne i większość zapytanych odpowie bez wahania, że tak. Jednak wysłuchajmy argumentów przeciw. W obecnych czasach o tym, kto wygrał nominację wiemy dużo wcześniej. Jej przyjęcie to formalność, która nie wymaga czterodniowego zjazdu. Delegaci też nie potrzebują dodatkowych dni na rozmowy i dyskusje, gdyż w obecnych czasach komunikują się ze sobą na sto sposobów niemal bez przerwy i nic nowego w przeznaczonym na konwencję czasie nie wymyślą i nie postanowią.

Przeciwnikiem zjazdów wyborczych w takiej formie jest nawet przewodniczący jednej z nich, a także Izby Reprezentantów w Kongresie, republikanin John Boehner. Według niego czterodniowe zjazdy nie mają większego sensu. Podobnego zdania jest wielu polityków demokratycznych.

Na obydwu konwencjach wszystko odbywało się według ustalonego scenariusza i tylko napisy oraz symbole w tle pozwalały nam je od siebie odróżnić. Nie wydarzyło się tam nic niespodziewanego, ciekawego, nieprzewidzianego, co w przeszłości charakteryzowało podobne zjazdy. Wszystkie przemówienia utrzymane były w podobnym tonie i na wiele dni wcześniej wiedzieliśmy, co będzie ich głównym tematem. Wszystkie napisane były przez specjalistów, których nie brakuje żadnej ze stron.

Jedynymi wyjątkami w tym roku, choć z różnych powodów, byli Clint Eastwood oraz Bill Clinton. Ten pierwszy wniósł coś nowego i na moment zmienił scenariusz. Drugi samym pojawieniem się przypomniał nam niezbyt odległe, dobre czasy, a przemówieniem po raz kolejny udowodnił, że mówcą jest doskonałym. Jestem przekonany, iż gdyby mógł i gdyby chciał, w tydzień przegoniłby w sondażach obydwu tegorocznych kandydatów. Nie wiem, czy byłoby to najlepsze wyjście dla kraju, ale przecież mówimy o promocji politycznej, a tej uczyć się od niego może każdy.

Obydwie konwencje bogate były w przemówienia i niekończące się analizy tych przemówień. Zwolennicy każde nazywali rewelacyjną, przeciwnicy nieudanym wystąpieniem. Obydwie wypełniły kilkanaście kolejnych programów politycznym komentatorom nie zaproszonym na nie. Obydwie kosztowały miliony i były zmasowaną, czterodniową promocją, co przecież można osiągnąć w obecnych czasach na wiele innych sposobów i znacznie taniej. Wniosek? Konwencje są potrzebne, ale być może w nieco zmienionej, bardziej nowoczesnej formie.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak
rafal@infolinia.com



'

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor