----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

11 września 2012

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download
'

„Tysiąc lat dobrych modlitw” to nie tylko tytuł zbioru opowiadań Yiyun Li, to także parafraza starego, chińskiego przysłowia „Trzeba trzystu lat modlitw, żeby przeprawić się z kimś w jednej łodzi przez rzekę”.

Zrazu nie zrozumiałem tego powiedzenia i wydawało mi się, że jest bliskie polskiemu porzekadłu o beczce soli, która trzeba zjeść, żeby ewentualnie można kogoś poznać. W istocie Yiyun Li tytułując końcowe opowiadanie, jak i cały ich zbiór, przytacza przysłowie, które niesie parę zasadniczych znaczeń: określa sytuację więcej niż jednej osoby, umieszcza ją w kontekście podróży i czasu, naznacza transcendentnie.

Jeśli przeprawiamy się przez rzekę, to zwykle po to, żeby dotrzeć do drugiego brzegu, który jest naszym celem i nie ma tu znaczenia fakt, że nie musi to być absolutnie cel ostateczny, wyjątkowy i jedyny. Abyśmy do tego celu mogli jakoś dopłynąć, musimy zadać sobie wiele trudu i włożyć w to wiele wysiłku, w tym fizycznego, choćby po to, żeby wystarczająco sprawnie wiosłować. Jak długo to będzie trwało zależy głównie od nas, ale też od różnych innych uwarunkowań, na które nie mamy większego wpływu, jak choćby pogoda, czy nasza kondycja fizyczna. Największym problemem pozostaje w tym całym wydarzeniu „modlitwa”, która jest formą rozmowy przesuwającej całe zdarzenie w rejony metafizyczne, a przecież zostaje nam jeszcze ten „ktoś”, z kim się przeprawiamy na drugą stronę.

Wydaje się, że to skuteczne przeprawianie się z kimś, wymaga wielu set lat antycypowania tegoż w modlitwie, żeby miało sens (nie modli się o coś ktoś, kto nie wierzy w wartość intencji) – zatem – jedynie więc chyba nasza wiara w sens przedsięwzięcia może całą tę podróż na drugi brzeg uczynić możliwą i spełnioną.

Ciekawie jawi się różnica w tytule i oryginalnej wersji przysłowia:

tysiąc lat dobrych modlitw” i „trzysta lat modlitw”

Różne liczebniki i dodatkowy przymiotnik są z pewnością zamierzonym i literacko umotywowanym przesunięciem sensu zdania ku wartościom. W tekście opowiadania znajdujemy zresztą piękny fragment wpisujący się w ten kontekst interpretacyjny:

„To przysłowie znaczy, że każda więź powstaje z jakiegoś powodu. (…) Muszą minąć trzy tysiące lat, żeby ktoś mógł położyć głowę na poduszce obok ukochanej osoby. A żeby dwoje ludzi zostało ojcem i córką? Może wystarczy tysiąc.”[s.203]

Czas zatem w tym odniesieniu to bezmiar, liczebniki takie jak trzysta, tysiąc czy trzy tysiące lat to tylko bezlitosne drogowskazy ku nieskończoności. 

Trzeba przecież mnóstwo czasu i energii, żeby zrozumieć, pojąć, objąć, ogarnąć drugiego – żeby bycie z nim miało sens, żeby on był dla mnie sensowny, a ja dla niego. Nic się nie dzieje natychmiast w tym procesie poznawania i odkrywania. Możemy przeżyć przecież swe życie z kimś nie mając pojęcia z kim. Możemy umrzeć w absolutnej nieświadomości tego, czego doświadczyliśmy, mimo że wiele energii poświęciliśmy na wiosłowanie przez rzekę siedząc w jednej łodzi z drugą osobą.

Jest zresztą mnóstwo innych wątpliwości, które można zestawić w paru pytaniach:

Czy czas modlitw obejmuje też czas wiosłowania?

Czy samo przeprawianie się na drugi brzeg to efekt naszego intencyjnego pogrążania się w modlitwie przed wyprawą?

Czy modlimy się z tym kimś, z kim się wyprawiamy na dugą stronę, czy też przerzucamy transcendentne mosty sam na sam z Adresatem naszych modlitw?

Z kim się przeprawiamy łodzią?

Czy to osoba przypadkowa czy też nie?

Dlaczego na ten akt podróżowania musi nakładać się taki bezmiar czasu?

Pozostaje jeszcze szalenie istotna kwestia postawiona w tytule zbioru opowiadań Yiyun Li:

jakie modlitwy są dobre i czy mogą być ich złe wersje?

W jaki sposób tworzyć dobre modlitwy, by osiągnąć ich maksymalną skuteczność?

Czy naprawdę może istnieć zła modlitwa i czy znaczy, że zła jest nieskuteczna, czy też skutkuje odwróceniem intencji?

Jest coś niepokojącego i frustrującego w tym opowiadaniu, które zasadza się na stwierdzeniu, iż:

„Właśnie to, czego się wyrzekamy, nadaje życiu sens.” (s.215)

Główny bohater, pan Shi, twierdzi, że

– jest tym, kim w istocie nie jest

– wybiera w życiu to, czego nie chce wybrać

– świetnie rozumie kogoś, kogo kompletnie nie rozumie

– chce doradzać innym jak żyć, sam nie mając o tym pojęcia

– wygłasza sądy o tym, jak powinno być, mimo że sam przegrał życie będąc zakładnikiem takiego sposobu myślenia

– bardzo chce, żeby z nim rozmawiano, ale sam tego wcześniej nigdy nie robił.

Jest to pełna napięcia historia człowieka, który nie potrafi jeszcze istnieć w powiewie ”tysiąca lat dobrych modlitw”, by odbyć piękną podróż na drugą stronę rzeki, co nie znaczy, że tego nie próbuje.

Tysiąc lat dobrych modlitw
A Thousand Years of Good Prayers
Wyd. Czarne ,2011 s.224.

Zbyszek Kruczalak



'

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor