----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

12 września 2012

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...
'

Mieszkańcy USA często narzekają na zbyt wielki rząd i wynikające z tego problemy. Jednak mieszkańcy Illinois powinni zastanowić się, czy przypadkiem zbyt wiele bardzo małych, niezależnych podmiotów administracyjnych nie jest przyczyną coraz większej liczby problemów w naszym rejonie. 

Małe, ale liczne powiaty, poszatkowane na znacznie mniejsze regiony polityczne, dystrykty szkolne, specjalne strefy, miasta i regiony. Pod tym względem Illinois nie ma sobie równych.

Co pięć lat biuro Census dokonuje kolejnych obliczeń i jak zawsze nasz stan znajduje się na pierwszym miejscu pod względem podmiotów administracyjnych.

W tej chwili mamy ich 6,968, o ponad 2,000 więcej, niż zajmująca drugie miejsce w kraju Pensylwania.

Nie tylko mamy najwięcej wszelkiego rodzaju samorządów i podmiotów politycznych, ale mamy ich w każdej kategorii średnio dwa razy więcej, niż inne stany USA.

– Przy liczbie mieszkańców nieco powyżej 12 mln. Illinois posiada 102 rządy powiatowe, 1299 samorządy, 1432 rządy okręgów miejskich, 912 dystryktów szkół publicznych oraz ponad 3250 specjalnych dystryktów rządowych, na które składają się departamenty transportu, obszary walki z komarami, czy specjalne strefy podatkowe.

– Wspomniana wcześniej Pensylwania ma podobną liczbę mieszkańców, których obsługuje 66 rządów powiatowych, 1016 samorządów, 1546 okręgów miejskich, 515 dystryktów szkolnych i 1728 specjalnych dystryktów rządowych.

– Teksas, którego populacja przekracza 25 mln. a obszar jest znacznie większy posiada 254 rządy powiatowe, 1209 samorządów, 1081 dystryktów szkolnych i 2291 specjalnych dystryktów rządowych.

– Kalifornia z 37 mln. mieszkańców radzi sobie z 57 powiatami, 478 samorządami, 1,102 publicznymi dystryktami szkolnymi oraz 2765 specjalnymi dystryktami rządowymi.

Illinois ma wiele małych powiatów podzielonych na tysiące niewielkich samorządów i innych podmiotów administracyjnych, z których każdy kosztuje miliony dolarów rocznie.

Pamiętać jednak należy, że rekord już pobiliśmy wiele lat temu. W 1942 r. Illinois miało aż 15,854 rządy różnego szczebla. Liczba ta spadła do 6,468 w roku 1982, po czym zaczęła powoli rosnąć w latach 90. i w pierwszej dekadzie XXI w. Dlaczego?

To według wielu historyków ironia losu, gdyż poszatkowanie administracyjne miało nas uchronić przed zbyt wielkim rządem.

Konstytucyjny zapis z 1870 r. ograniczał dług lokalnego rządu, co miało chronic mieszkańców przed zbyt gwałtownym wzrostem podatków i pozwalało kontrolować wydatki.

Jednak z biegiem czasu okazało się, że potrzeby poszczególnych społeczności są wyższe, niż możliwości zadłużania się rządu. Pieniądze potrzebne były na budowę wodociągów, kanalizacji, oczyszczalni, punktów uzdatniania, nowoczesnych dróg, infrastruktury, itd.

Poszczególne samorządy zaczęły więc domagać się niezależności administracyjnej i specjalnych stref podatkowych, by ominąć ograniczenia narzucone przez rząd w Springfield. Z czasem system okazał się kosztowny, każda niezależna jednostka administracyjna zaczęła pochłaniać sporą część dochodu z podatków, a rozbudowane prawo zmuszało do powiększania lokalnych samorządów.

Tak jest do dziś i mimo, iż większość z nas zdaje sobie sprawę, że jest to dziwny i przestarzały system, wszelkie dążenia do jego choćby niewielkiej zmiany spełzły na niczym.

Wobec tego mamy teraz często do czynienia z taką na przykład sytuacją:

Stanowe biblioteki podzielone są zwykle na dystrykty. Prawo wymaga, by znajdowały się one w dystrykcie straży pożarnej jeśli nie są objęte ochroną miasta. Biblioteki często znajdują się na terenie szkół, które z kolei obejmują inne prawa, często podzielone na poszczególne poziomy nauki. Bywa więc, że szkoła podstawowa połączona z liceum, posiadająca bibliotekę to kilka różnych dystryktów szkolnych, straży pożarnej z osobnym dystryktem dla biblioteki. Każdy musi mieć zarząd i budżet.

Pomysłów na reformę podziału administracyjnego Illinois padało w przeszłości wiele. Większość z nich wynikała jednak z różnic w poglądach politycznych, a niekoniecznie z próby zaoszczędzenia milionów dolarów na niepotrzebne rządy.

I tak na przykład w ubiegłym roku w legislaturze stanowej padła propozycja odłączenia powiatu Cook od reszty Illinois. Sponsor ustawy, Bill Mitchell, w uzasadnieniu przypomniał, iż mieszkańcy Cook County wyrażają inne poglądy na politykę, społeczeństwo i ekonomię od reszty stanu, czyli pozostałych 101 powiatów zamieszkałych przez podobną liczbę mieszkańców. Według polityka z południa należy pozwolić, by te dwie grupy zarządzały według własnych przekonań i wyznawanych wartości, czyli podzielić Illinois na dwa stany, tak jak kiedyś Maine oddzielono od Massachusetts. Republikański polityk powołuje się na wydarzenia z 1819 roku, gdy Maine oddzieliło się od stanu Massachusetts po 40 latach zależności politycznej, zostając 23. stanem kraju. Według niego powiat Cook powinien utworzyć 51 stan USA.

Ustawa nawołuje parlament Illinois do wyrażenia zgody na powszechne referendum. Jeśli większość mieszkańców wyrazi chęć dokonania takiego podziału, wówczas sprawa trafia pod obrady Kongresu USA i prezydenta.

Propozycji tego typu jest coraz więcej, a zainteresowanie nimi rośnie. Tydzień przed złożeniem w ubiegłym roku w Springfield propozycji podziału stanu pojawił się pomysł konsolidacji większości podmiotów administracyjnych w samym powiecie Cook. Propozycja przewiduje likwidację obecnego podziału, w tym oddzielnego zarządu Chicago. Zamiast utrzymywać 126 różnych miast, 126 różnych burmistrzów, 126 szefów policji, 126 departamentów straży pożarnej, czy 126 zarządów bibliotek czemu nie podporządkować wszystkiego powiatowi Cook i nie stworzyć jednego, wspólnego rządu?

Konsolidacja rządów jest już w niektórych rejonach kraju wprowadzana w życie. Zrobiono tak w Indianie w powiecie Marion tworząc uniwersalny rząd nazwany UNIGOV. Stan Maryland robi to od lat zarządzając środkami na poziomie powiatów. System działa i jest znacznie tańszy dla podatników.

Gdyby Chicago pozbawić niezależnego zarządu i włączyć do powiatu, powstałaby jednostka administracyjna, której podlegałoby ok. 5.2 mln. ludzi – jedna z największych w USA, druga po Nowym Jorku, który miałby o 3 mln. więcej mieszkańców.

W początkach XX w. Chicago było najdynamiczniej rozwijającym się miastem w kraju, być może na świecie. Aż do 1928 r., gdy granice miasta przestały się przesuwać. Stagnacja trwała do lat 90. i dotyczyła wyłącznie Chicago, gdyż przedmieścia rozwijały się błyskawicznie, wypełniając niemal każdy zakątek powiatu. Cook County stało się właściwie wielkim miastem. Jest tu zaledwie 200 farm, a wyjeżdżając z Chicago nic się nie zmienia, poza znakami drogowymi. Mieszkańcy podczas wycieczek nie mówią, że są z Hoffman Estates lub Franklin Park, ale z Chicago.

To nie jest utopijna przyszłość. Coraz więcej osób się nad tym zastanawia widząc, jak nieudolne są niektóre lokalne rządy i jak wiele pieniędzy kosztuje ich utrzymanie. Już kilka lat temu pojawiły się sugestie zlikwidowania tzw. townships, które tylko komplikują podział administracyjny, czy miasteczek w rodzaju Norridge, które są mikroskopijne i w pełni zależne od sąsiadów.

Niektórzy posuwają się jeszcze dalej i przypominają dawne plany likwidacji m.in. Illinois i stworzenia zaledwie 38 stanów. Prawie 200 lat temu nauczyciel geografii, C. Etzel Pearcy, wyrysował mapę z 38 okręgami obejmującymi największe ośrodki. Według niego wiele miast rozrastając się zaczyna być częścią innych stanów, przykładem może być Chicago wcinające się powoli w Indianę.

RJ



'

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor