Dziesięć przykazań i złota zasada wzajemności wyrażająca myśl: „Traktuj innych tak jak sam chciałbyś być przez nich traktowany”, nie jest już adekwatna we współczesności, dowodzi Howard Gardner w opublikowanym w „New York Times” w ubiegłym weekendzie eseju pod znamiennym tytułem” „Reinventing Ethics”. Potrzebujemy świeżego podejścia do zła i dobra, argumentuje w sposób bardzo elokwentny, z właściwą filozofowi swobodą intelektualną i kreatywizmem znawcy historii myśli ludzkiej. Profesor Harvard Graduate School of Education twierdzi, że tradycyjna, jak ją nazywa, moralność, którą określa mianem dobrej i złej, a którą wyznacza Dziesięć Przykazań, oferuje nieznaczne lub żadne wskazówki w sytuacjach życiowych, z którymi borykamy się obecnie na co dzień. Każdego dnia napotykamy problemy, które nie mogą zostać rozwiązane po prostu poprzez sięgnięcie po Biblię czy inny tradycyjny kod moralny, dywaguje eseista. Poglądy dotyczące zła i dobra, które wykształciły się w ostatnich kilku stuleciach są w radykalny sposób kwestionowane, w najbardziej zauważalny sposób poprzez zmiany społeczne spowodowane przez media cyfrowe, podsumowuje Gardner. Jeśli mamy działać i rozwiązywać problemy stosowne do naszej ery, to musimy stworzyć nowe postawy służące wskazaniu właściwej drogi postępowania, konkluduje autor.
Przyznam, że tego typu wywody nie zaskakują mnie ani nie dziwią. Najzupełniej logicznie po zakwestionowaniu praw do życia, ochrony rodziny i swobód religijnych, przychodzi czas na podważenie zasad moralnych. Autor eseju zapomina, że tradycyjna moralność stanowi historię stosowania starych zasad do nowych problemów, przemyśliwania starych pryncypiów moralnych w świetle nowych sytuacji i wykształcania nowego języka etycznego w odpowiedzi na te zmiany. Przez stulecia chrześcijańscy myśliciele nie zadowalali się jedynie powtarzaniem Dziesięciu Przykazań czy Dziewięciu Błogosławieństw, ale rozwijali myśli filozoficzne w odpowiedzi na zmieniające się okoliczności i przemyślenia innych. Ewidentnie nadszedł czas na rewizję podstaw katolickiej myśli moralnej.
A ta nie odbywa się bez cynicznego pokpiwania z wymaganych przez Dekalog nakazów szanowania rodziców, jak również zakazów morderstwa, kradzieży i nieuczciwości. Moment zastanowienia ujawnia, że te przykazania dotyczą sposobu traktowania tych najbliższych, dowodzi Gardner, wyjaśniając, że prawdopodobnie obejmuje to jakieś 150 osób, których każdy z nas poznał w dostatecznym stopniu w swym życiu. Konkluzja, do której dochodzi eseista powala swym degradującym uproszczeniem na kolana. Otóż przez większość historii i prehistorii, kontynuuje swój wywód Gardner, nasza moralność dotyczyła naszych sąsiadów geograficznych, a wszyscy inni pozostawali poza obrębami sąsiedzkiej moralności, jak ją kpiąco nazywa.
Po czym rozwodzi się nad etyką ról, obowiązującą, jego zdaniem, przez niemal dwa ostatnie stulecia. To w gestii profesjonalistów, dowodzi, pozostaje podejmowanie decyzji etycznych, które są zbyt skomplikowane by móc oprzeć je na bazie Biblii czy Dziesięciu Przykazań, twierdzi Gardner. Przez profesjonalistów autor ma na myśli grupę osób przygotowanych dzięki wykształceniu i licencji do pełnienia uprzywilejowanych funkcji społecznych. Osiągnięty przez nich status społeczny i zawodowy warunkuje ich prawo do wydawania osądów moralnych i obiektywnych decyzji.
To profesjonalistom przypisuje autor przywilej ocen moralnych, które, jego zdaniem, nie mogą być podejmowane przez sięgnięcie po Biblię czy inny kodeks moralny. To właśnie przedstawiciele profesji podejmują współczesne wyzwania etyczne, które, według Gardnera, zdecydowanie wykraczają poza schematyzm i uproszczenia Dekalogu. Tradycyjne teksty biblijne nie tylko nie dostarczają wiarygodnych odpowiedzi na skomplikowane dylematy współczesności, ale nawet ich nie podejmują, dowodzi autor. Do jakiego stopnia dziennikarz ma chronić anonimowe źródło? Czy adwokat powinien kontynuować obronę klienta, o którym wie, że kłamie? Czy badacz nauk medycznych może zaakceptować fundusze pochodzące od skazanego za wykroczenie kryminalne albo kiedy badana osoba nie jest w stanie wyrazić na to zgody? To przykłady zagadnień, na które, zdaniem Gardnera, tradycyjny kodeks moralny chrześcijaństwa nie udziela odpowiedzi.
Gardner chce wierzyć, że profesjonaliści przestali być, jak miało to miejsce w obrębie moralności sąsiedzkiej, używając terminologii filozofa, wyłącznie ludźmi odnoszącymi się do swych sąsiadów. Stali się natomiast, dowodzi, lekarzami, prawnikami, architektami i nauczycielami podejmującymi wyspecjalizowane i specyficznie określone role, którym przysługiwały charakterystyczne prawa i odpowiedzialności, konkluduje eseista. Moralność, którą powinniśmy wykazywać wobec naszych sąsiadów i etyka, którą odpowiedzialni profesjonaliści powinni kierować wobec wszystkich pozostających w ramach zawodowych kompetencji, bez względu na to czy jest to przyjaciel, wróg, albo ktoś obcy, to dwie różne kwestie, wnioskuje Gardner.
Filozof podejmujący próbę rewizji biblijnego kodu etycznego zauważa wprawdzie, że profesjonaliści stali się domeną uprzywilejowanych, głównie białych, przeważnie Anglosasów i przeważnie mężczyzn, informuje eseista. Zupełnie mu to jednak nie przeszkadza. Nie widzi on również nic złego w demokratyzacji czy też degradacji profesjonalizmu W miarę postępów demokratyzacji, przekonanie, że profesje służą szerszemu społeczeństwu, uległo załamaniu na rzecz zyskującego popularność stanowiska uznającego, że profesjonalizm jest z natury powołany do realizacji interesów partykularnych. Zdaniem autora eseju dowodzącego potrzeby przewartościowania tradycyjnej etyki, zaściankowość interesów, którym przedstawiciele autorytetów zawodowych służą, nie stoi w sprzeczności z założeniami etyki. Przyjmuje on nawet karkołomne założenie, że stopniowe kwestionowanie profesji było procesem nieuniknionym, a z pewnością został on przyspieszony przez pojawienie się i dominację mediów cyfrowych. Każdy kto tylko posiada przyrząd cyfrowy może teraz w jednej chwili poznać wszystkie formy rzeczywistych i pozornych ekspertyz w kwestiach tak różnorodnych jak leczenie chorób, przygotowanie raportów akademickich, czy spisanie testamentu. Już wkrótce będzie można uzyskać akredytację lub dyplomy tysięcy zawodów, które określają siebie mianem profesji, dywaguje cynicznie Gardner. Z drugiej strony, dlaczego nie uznać tych uprawnień, jeśli nie sposób w sposób rzetelny odróżnić choćby absolwentów Yale Law School od kursantów internetowych szkoleń w zakresie logiki?
Te trendy demokratyzacji i transformacji danych analogowych na postać cyfrową są nie do uniknięcia, podsumowuje Gardner. Etyczne dylematy nie będą już mogły być rozwiązywane wyłącznie przez osoby posiadające wyłącznie profesjonalne uprawnienia. Nie powstrzymuje go to jednak od kontynuowania swego wywodu o etyce ról, która ma określać właściwe i etyczne działania człowieka.
Powołanie się na esej Anthony Kronmana z roku 1995, w którym ten profesor i były dziekan Yale Law School pisze o „upadłym prawniku”, który nie jest już zainteresowany dobrem społeczeństwa, a jedynie korzyścią swych pracodawców, zwykle dużych korporacji, nie zbija Gardnera z pantałyku. Podobnie głoszonej przez autora etyce ról profesjonalnych nie przeczy degradacja zawodu lekarskiego niegdyś wykonywanego na własną rękę, a obecnie pozostającego pod zarządem absolwentów szkół zarządzania opieką zdrowotną. Gardner przyznaje wprawdzie, że udający się niegdyś do Waszyngtonu polityk, obecnie pozostaje pod kontrolą w większości zamożnych ofiarodawców, ale nie zmienia to jego opinii o potrzebie polegania na etyce ról profesjonalnych. Nie ma również żadnego znaczenia, że naukowiec, niegdyś gotowy na poświęcenie swych osobistych interesów, obecnie w większym stopniu rozwija swą karierę niż dyscyplinę badań, czy choćby zainteresowania swych studentów.
Przekonaniu Gardnera o wyimaginowanej etyce profesjonalistów przeczy praktyka nie tylko pogrążonej w głębokim kryzysie moralnym ekonomii, ale rzeczywistość korporacyjna, w której rady nadzorcze pełnią funkcję, pożal się Boże, autorytetów zawodowych i moralnych, będąc niczym innym jak tylko grupą osób popierających interesy swych członków. Pomimo tego autor głosi o potrzebie odkrycia moralności na nowo i dostosowania jej do potrzeb współczesności.
Problem z niezmiennością moralności jest taki sam jak z przekonaniem, że amerykańska Konstytucja zawiera odpowiedzi na wszystkie dylematy prawne, głosi Gardner. Podobnie jak Dziesięć Przykazań, czy Kodeks Hammurabiego lub Dialogi konfucjańskie, Konstytucja jest znakomitym osiągnięciem swego czasu. Ale jest absurdem, by wierzyć, że jej tekst magicznie zawiera odpowiedzi na kompleksowe kwestie współczesności: definicję co znaczy życie, czy tego jak interpretować klauzulę dotyczącą handlu, czy poprawki dotyczącej noszenia broni, albo czy korporacja ma charakter osobowy, kontynuuje autor. Jakkolwiek możemy czerpać inspirację z klasycznych tekstów i nauki o „sąsiedzkiej” moralności, to nie możemy oczekiwać, że dylematy życia profesjonalnego zostaną rozwiązane poprzez odwołanie się do tych tekstów, konkluduje autor.
Nic bardziej błędnego. Pomysł stworzenia takiego kodeksu moralnego, by nie tyle odpowiadał duchowi czasu, co był usprawiedliwieniem oszustwa, kłamstwa i przestępstw popełnianych współcześnie, jest niedorzeczny, zwłaszcza w kontekście powszechnej degrengolady moralnej obserwowanej wokół gołym okiem. Jak inaczej bowiem usprawiedliwić kradzież miliardów dolarów dokonaną przez bankowość w majestacie prawa, wykupienia całych dziedzin wytwórczości za podatnicze pieniądze, czy nadużycia w dziedzinie opieki zdrowotnej. Za wszystkie z tych ewidentnych wykroczeń mających zarówno swe źródło jak i konsekwencje etyczne odpowiedzialność ponoszą gloryfikowani za swój wątpliwy obiektywizm profesjonaliści, jak Gardner określa reprezentantów kluczowych dziedzin gospodarki posiadających nie tylko wiedzę specjalistyczną, ale i prawo do podejmowania decyzji w sprawie obowiązujących regulacji prawnych i norm użytkowych.
Dlaczego warto o tym mówić? Z pewnością nie dlatego, że Gardner stanowi uznany autorytet filozoficzny, a jego wybitny esej wymaga komentarza. Nawet nie dlatego jakoby jego wywód był na tyle interesujący, że inicjowałby dyskusję społeczną. Myślę, że ignorowanie zaczepek adresowanych w kierunku zarówno Dekalogu, jak i szerzej, filozofii chrześcijańskiej, prowadzi do niczego innego jak tylko obłaskawiania wroga. Niczego nie wyjaśni i nie zmieni, a w zamian doprowadzi po prostu do rozzuchwalenia atakujących. Argumenty racjonalne, w tym dowodzenie bezpodstawności sądów i ich ogólnikowości, a przy czym udowadnianie błędów rozumowania są nieskuteczne i całkowicie nieuzasadnione. Prawdy filozoficzne stanowią bowiem rezultat nie tyle logicznego przemyślenia, co określonej postawy, która, jak wiemy, ma charakter aksjomatyczny i jest przyjmowana jako preferencja światopoglądowa, na wiarę.
Profesor Gardner się po prostu myli. Marzy o stworzeniu publicznych przestrzeni wirtualnych, w których profesjonaliści mogliby prowadzić dyskusje na nurtujące ich problemy etyczne współczesności, dzielić się najlepszymi rozwiązaniami czy rozstrzygać dylematy prawne. Eseista zdaje się jednak zapominać, że przestrzeń wirtualna nie stanowi gwarancji ani profesjonalnej dojrzałości ani intelektualnej sprawności, a już na pewno nie nieposzlakowanej moralności. Schowani w nieokreślonej dokładniej, a więc bezpiecznej przestrzeni cyfrowej, nie musimy konfrontować swych doświadczeń nie tylko z rzeczywistością, a już bynajmniej z prawdą. Możemy być tym kim sobie wymyśliliśmy i mówić co nam się żywnie podoba, bez ponoszenia za to jakichkolwiek konsekwencji w realu. W takich właśnie cyfrowych agorach etyczne prawdy mogą być bezkarnie ignorowane, trywializowane, czy przywłaszczane. Ich nieodwracalność nie jest bowiem, zdaniem Gardnera, współcześnie pożądana. Czy taka giętka moralność jest nam jeszcze do czegoś potrzebna?
Oprac. Ela Zaworski
'