----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

03 października 2012

Udostępnij znajomym:

'

„Panie prezydencie, ma Pan prawo do własnego samolotu i własnego domu, ale nie do własnych faktów”, skonstatował Mitt Romney w czasie środowej debaty prezydenckiej. Myślę, że wszyscy, którzy oglądali debatę zgodzą się co do tego, że pojedynek urzędującego prezydenta z republikańskim oponentem niejednokrotnie przybierał formę agresywnych oskarżeń opartych na zawiłych danych statystycznych i trudno zrozumiałych cyfrach. Nic w tym dziwnego, jako że debata dotyczyła ekonomii, a kandydaci spierali się o subsydia dotyczące przemysłu rafineryjnego, wydatki federalne jako procent produktu krajowego brutto, cięcia Medicare, podatki, małą przedsiębiorczość, rozmiar deficytu federalnego i sposób w jaki ten się powiększa. Któż z nas ma o tym choćby blade pojęcie? A już z pewnością nie jesteśmy w stanie ani sprawdzić podawanych nam do wiadomości danych, ani ich zakwestionować. Śmiem więc twierdzić, że za wyjątkiem ekspertów ekonomicznych, amerykańska widownia nie jest w stanie ocenić meritum sporu, a polega wyłącznie na personalnych wrażeniach, preferencjach i subiektywnej ocenie zachowania, a nie treści czy też programu politycznego polityków. W rzeczy samej, telewizyjne widowisko rządzi się takimi samymi prawami, co niegdyś walka gladiatorów: pretendenci do prezydentury biją się na arenie, a widownia ryczy, z zachwytu lub dezaprobaty. Problem w tym, że tegoroczna kampania prezydencka ma na celu pozyskanie nie tyle widowni obserwującej starcie, co tych, których wyreżyserowane w świetle reflektorów widowisko nie interesuje.

Zachowując grzeczność, ale jednocześnie konieczną do zachowania politycznej twarzy uszczypliwość, obaj kandydaci różnili się niemal we wszystkim. Głównie co do liczb. Obama stwierdził, że plan jego kontr-kandydata zakładający redukcję podatków o 20% będzie kosztować nas 5 bilionów dolarów, z czego skorzystają zamożni kosztem średnio-zamożnych podatników. „Praktycznie wszystko, co powiedział na temat mojego planu jest nieprawdą”, zaripostował natychmiast Romney. Były gubernator Massachusetts wyjaśnił, że Obamowska propozycja zezwalająca na wygaśnięcie ulg podatkowych wobec zamożnych przełoży się na podwyżki podatkowe w stosunku do klasy średniej, która generuje setki tysięcy nowych stanowisk pracy. Niewątpliwie cytowane przez obu kandydatów statystyki służyły nie tyle informowaniu amerykańskiego społeczeństwa, co manipulacyjnej perswazji. Tak właśnie odebrałam komentarz dotyczący sedna ich programów wyborczych. Mitt Romney dąży do przekształcenia kampanii w referendum na temat ostatnich czterech lat prezydentury Obamy, podczas gdy Obama podkreśla brak konkretów swego rywala. Romney robił wszystko co w jego mocy by wypunktować ponure fakty ekonomiczne: ostry wzrost wykorzystania talonów żywnościowych, stopień ekonomicznego rozwoju niższy niż w roku ubiegłym i 23 miliony bezrobotnych. Obama nie pozostał mu dłużny. Prezydent skrytykował niechęć Romneya do podniesienia podatków. „Jeśli przyjmuje się takie niezrównoważone podejście, to będzie to oznaczać wywrócenie do góry nogami naszych inwestycji w szkolnictwie i edukacji, opieki medycznej dla osób starszych w domach starości i dzieci z upośledzeniami”, argumentował Obama.

Nie było zaskoczeniem, że obaj kandydaci poróżniły poglądy na temat Medicare. Prezydent kilkakrotnie dyskredytował propozycję Romneya jako „plan kuponowy”, który przyczyni się do zwiększenia indywidualnych opłat osób starszych. Zwracając się do widowni Obama straszył: „Jeśli masz 54 albo 55 lat, słuchaj, bo będzie to ciebie dotyczyć”. Romney natychmiast zaprzeczył wyjaśniając, że nie popiera żadnych zmian wobec obecnych emerytów albo osób zbliżających się do wieku emerytalnego”. „Jeśli masz 60 albo więcej lat, nie musisz tego słuchać”, jakkolwiek przyznał, że fundamentalne zmiany są potrzebne, by zapobiec bankructwu systemu, kiedy generacja baby boomers wkroczy w wiek emerytalny.

Obama przeprowadził także dowód na uchylenie Obamacare, programu opieki zdrowotnej, który prezydent przeforsował w Kongresie w roku 2010. „Zabija zatrudnienie”, skomentował, dowodząc, że najlepszym rozwiązaniem jest powtórzenie tego, „co zrobił w swoim stanie”. Nie wyjaśnił jednak co ma na myśli, jakkolwiek niektóre prasowe analizy wskazują na to, że jako gubernator Massachusetts wprowadzi ustawę, która wymagała od obywateli wykupienia ubezpieczenia, tak zwanego indywidualnego nakazu, będącego obecnie przedmiotem krytyki konserwatystów. Romney podkreślił również, że Obamacare będzie oznaczać zredukowanie budżetu Medicare o $716 miliardów w najbliższej dekadzie. Prezydent bronił się tłumacząc, że zmiany prowadziły do utrzymania programu i dodał, że poparło go lobby emerytalne.

Jak widać, słabnąca gospodarka stanowiła nieodłączne tło tegorocznej debaty, jak zresztą wszystkiego innego co dotyczy kampanii prezydenckiej Białego Domu. Jak wiemy, Obama objął urząd w sytuacji ekonomicznego kryzysu, ale obiecał kompletną zmianę, do której, jak wszyscy wiemy, nie doszło. Rozwój ekonomiczny, o ile można o nim mówić, był w najlepszym razie opieszały, a bezrobocie utrzymuje się na poziomie co najmniej 8 procent od początku jego prezydentury.

Podstawowym zarzutem Obamy wobec oponenta wydawał się w kontekście debaty zarzut, że w nadziei na wygraną ryzykuje wiele stawiając na regulacje polityczne, które w rzeczywistości doprowadziły do kryzysu cztery lata temu. Prezydent podkreśla także pokrętność propozycji Romneya w kwestiach podatkowych, opieki medycznej, a także regulacji Wall Street. Obaj kandydaci wielokrotnie odnosili się do słabości gospodarczej kraju i wysokiego bezrobocia, będących ewidentnie czołowymi problemami obecnej kampanii prezydenckiej.

Środowa debata wyznaczyła kulminacyjną, decydującą fazę kampanii o prezydenturę. Sondaże opinii publicznej podkreślały nieznaczną przewagę urzędującego prezydenta w kluczowych stanach, które nie wyłoniły jeszcze swych faworytów i w skali kraju. Romney natomiast wykazywał się szczególna agresywnością, charakterystyczną dla kandydata, który ma tylko pięć tygodni na zdecydowaną poprawę swego wizerunku publicznego.

Na pięć tygodni przed wyborami, sondaż przeprowadzony przez ABC News/Washington Post przewidywał, że w stosunku 2-1 prezydent Obama przejmie kontrolę w środowej debacie prezydenckiej i wygra listopadowe wybory. Była to najwyższa, jak dotychczas, przewaga w wyborczych oczekiwaniach na korzyść Obamy, którego popiera 63 procent wyborców, w porównaniu z jedynie 31 procent popierających Romneya. Sondaż stanowił także zasadniczą zmianę wobec ubiegłorocznych wyników badań nastrojów społecznych, które wykazywały, że prezydent uzyska przewagę 18 punktów.

Kto wygrał w środowej debacie? Potencjalni wyborcy oczekiwali wprawdzie, że Obama uzyska przewagę w rozpoczynających się w środę w Denver debatach stosunkiem głosów 56-29. Ale rywalizacja pomiędzy kandydatami jest o wiele bardziej wyrównana niż sugerują to prognostycy. W sondażu ABC zarejestrowani wyborcy dzielą się na zwolenników Obamy i Romneya stosunkiem 49 - 44 procent. W tak zaciętym pojedynku „nie sposób wiedzieć co się stanie”, informuje Scott Rasmussen, założyciel i prezydent Rasmussen Reports. Jego zdaniem 15 procent niezdecydowanych wyborców nie ogląda debat kandydatów do prezydentury, w związku z czym tego typu potyczki nie skłonią ich do zmiany swych poglądów ani nie zmienią preferencji. Niezdecydowani wyborcy nie są ponadto plastycznym do kształtowania materiałem. Nie obchodzi ich zbytnio to kto wygra w wyborach. Jedynie 28 procent niezdecydowanych wyborców uważa, że zwycięstwo w kampanii wyborczej ma znaczenie. Zdaniem Rasmussena, niezdecydowanych wyborców cechuje zwykle pesymizm. Jedynie 14 procent niezdecydowanych jest zdania, że ekonomia się poprawi, jeśli wygra Obama, a jedynie 28 procent z nich twierdzi, że stan gospodarki ulegnie poprawie, jeśli zwycięży Romney.

Komentarze i analizy, które nastąpią po debacie mogą jednak wpłynąć na niezdecydowanych wyborców, jak miało to miejsce w roku 1976, dowodzi Rasmussen. Badacz opinii publicznej przypomina debatę Geralda Forda z prezydentem Jimmy Carterem, w następstwie której widzowie byli przekonani, że wygrał Ford. Ale po analizach gafy popełnionej przez Forda, który stwierdził, że Polska nie znajdowała się pod polityczną dominacją Związku Sowieckiego, sondaże przesunęły się na korzyść Cartera.

W Illinois badacze szacują, że niezdecydowani wyborcy stanowią jedynie od czterech do ośmiu procent elektoratu. Ale krajowe kampanie prezydenckie wydają dużo środków i poświęcają dużo czasu na dotarcie do tak pozornie nieznaczącej części wyborców.

Na pięć tygodni przed wyborami sondaże opinii publicznej ukazują, że Romney przegrywa na rzecz Obamy w dziewięciu stanach, które nie mają wciąż zdecydowanego faworyta, a zdecydują o wynikach wyborów. Republikański kandydat stracił przez ostatnio opublikowane sekretne nagrania rozmów, w których słychać jak mówi, że ponad połowa populacji utrzymuje się z zasiłków rządowych. Ten komentarz o 47 procentach wyborców niewątpliwie negatywnie odbił się na wysiłkach pozyskania przez niego niezdecydowanych. Kandydat na wiceprezydenta, Paul Ryan, reagując na te niezręczności wyjaśniał: „”Mitt przyznaje, że był to nieartykułowany sposób wyrażenia jak zaniepokojeni jesteśmy faktem, że w warunkach stagnacyjnej gospodarki Obamy więcej osób zostało uzależnionych od rządu, ponieważ nie mają żadnych ekonomicznych możliwości zatrudnienia”. „Był to nieudolny sposób przekazania, że staramy się osiągnąć dobrobyt i awans społeczny, jak również ograniczyć zależność przez wydobywanie ludzi z zasiłków i przywracanie ich do pracy”, wyjaśniał Ryan. Pytany dlaczego kandydaci republikańscy przegrywają w sondażach biorąc pod uwagę wysokie bezrobocie w kraju i niepokój ekonomiczny wyborców, Ryan dowodzi, że zarówno on sam jak i Romney stoją wobec „urzędującego prezydenta dysponującego niewiarygodnymi środkami”.

Środowa debata stanowiła dla Romneya ogromną szansę. Zdaniem Steve Schmidta, stratega republikańskiego, który pracował dla senatora Johna McCain podczas kampanii prezydenckiej roku 2008, Mitt Romney został określony przez kampanię Obamy już ubiegłego lata i w ostatnich tygodniach przez serię pomyłek. Podczas debat istnieje możliwość odzyskania poparcia z uwagi na ogromną publiczność.

Pomimo niezadowolenia wyborców z poczynań Obamy, Romney napotyka na trudności z przekonaniem kraju, że będzie lepszym prezydentem. Jego doradcy próbowali w ostatnich tygodniach połączyć komentarze na temat gospodarki z ostrzejszą krytyką prezydenckiej polityki zagranicznej. Russ Schriefer, główny strateg Romneya, zapowiedział, że republikański kandydat usiłuje utrzymać równowagę pomiędzy reakcją na bieżące wydarzenia a szerszym przekazem na temat co kolejne cztery lata prezydentury Obamy oznaczałyby dla systemu podatkowego, opieki zdrowotnej i zadłużenia federalnego.

Czy udało mu się Państwa przekonać? Romney obiecuje poprawę ekonomii, uchylenie Obamowskiego planu opieki zdrowotnej, reformę Medicare, uchwalenie ustawy majacej na celu zapobieżenie kolejnemu krachowi gospodarczemu, ale nie oferuje szczegółów. W środowej debacie Romney zyskał wprawdzie moją sympatię powołując się na przykład kampanii Reagana, który również nie prezentował w szczegółach swych generalnych założeń politycznych. Nie ulega jednak wątpliwości, że obecna sytuacja zdecydowanie odbiega od rzeczywistości Reaganowskiej. W pewnym momencie Obama trafnie zauważył, że powodem dla którego gubernator Massachusetts utrzymuje swoje plany w tajemnicy nie jest to, że są zbyt dobre, ani że skorzystają z nich rodziny klasy średniej. Ogólnikowość obiecanek Romneya jest w tym kontekście zatrważająca.

Wydaje się, że nie sposób ocenić rzetelności ani wiarygodności cytowanych przez kandydatów do urzędu prezydenckiego statystyk. Żonglerka słowami i danymi liczbowymi może wprawdzie zyskać popularność wyborczą, ale przyznam, że mnie nie przekonuje. Ja szukam w przyszłym prezydencie jakże niewymiernej moralności. Na nic zda się poszukiwanie jej w sondażach, nie ma jej w prasowych analizach, ba, wstydzą się o niej mówić sami kandydaci. A to właśnie o nią, a nie o fakty, chodzi.

Oprac. Ela Zaworski



'

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor