Podobno z raju się nie wyjeżdża – tak przynajmniej sądzą ci, którym się wydaje, że w nim mieszkają. Jak pokazuje natomiast jedna z najbardziej znanych przypowieści świata, można z niego być wyrzuconym w zasadzie na własne życzenie, żeby nie powiedzieć w wyniku zawiłych relacji męsko-damskich z domieszką świata zwierzęcego.
Rzecz jasna historia biblijnego wygnania nic nie mówi o „wyjeżdżaniu” z raju, bo robić tego nie może, ale nie wspomina też nic o tym, czy rajem można się przejeść, czy można go mieć dosyć, gdy po bliższym poznaniu nagle okazuje się, że jest on już tylko pozorem czy też zwykłą ułudą edenu i to, co tworzyło jego wspaniałość, zostało sprowadzone do funkcji teatralnych dekoracji, które zmienia się w zależności od spektaklu.
„Sunset Park” Paula Austera podejmuje próbę odpowiedzi na te pytania i robi to szalenie interesująco. Współczesny dramat dzisiejszych Adamów i Ew jest sportretowany w kontekście „rajskich” Stanów Zjednoczonych, bo to one są miejscem akcji powieści, ale mogłoby to być równie dobrze każde inne, bogate państwo, czy duże i fascynujące miasto, takie jak Londyn czy Tokio, tak zresztą jak bohaterowie mogliby mówić w każdym innym języku, niekoniecznie po angielsku, z nowojorskim czy bostońskim akcentem.
W istocie bowiem cała powieść jest znakomicie skonstruowanym i precyzyjnie opowiedzianym traktatem o człowieku w sytuacji kryzysu, w tym najszerszym z możliwych ujęć: osobistym, rodzinnym, społecznym, gospodarczym, politycznym czy etycznym. Tę wielką metaforę ludzkiego „istnienia w kryzysie”, jaką jest najnowsza powieść Austera, genialnie inicjuje pierwsza scena fotografowania rzeczy, pozostawionych przez właścicieli domów, które zostały im odebrane przez banki za niespłacone pożyczki. Z jednej strony niezwykle sugestywna w swojej realności, z drugiej kompletnie surrealistyczna w swej absurdalności utrwalania pozostałości, w istocie śmieci, po skończonym już, przynajmniej formalnie, dramacie niemożności utrzymania czy zatrzymania domu.
Ten dramat kryzysu i niemożności ma też w powieści inne oblicza. Rajskie wyobrażenia demokracji, wolności i dobrobytu przeistaczają się w powieści w ich atrapy. Wolność staje się udręką, drugi człowiek jest powodem nieskończonej i bolesnej samotności, a demokracja okazuje się formą oligarchii korporacyjnej. Upragniony zawsze postęp i elektroniczne gadżety pozbawiają nas, wbrew pozorom, możliwości dotarcia do sedna spraw i wydarzeń, oferując jedynie powierzchowne wrażenia i informacje. Zamiast otwierać się na nowe, dokonujemy odwrotnego procesu w poznawaniu świata, zamykamy się na niego.
„Tytułowy Sunset Park to część Brooklynu, znanej i modnej dzielnicy jednej z największych metropolii świata, Nowego Yorku. Właśnie w Sunset Park usytuowana jest pewna rudera, a mówiąc bardziej elegancko i dokładniej squat, czyli pustostan, który staje się na jakiś czas domem dla kilku przyjaciół.
Szybki podgląd na grupę wypada następująco: Big Nathan nieco ekscentryczny perkusista, pomysłodawca i nieformalny szef grupy zamieszkującej razem, Alice Bergstrom, doktorantka, uwikłana w atroficzny związek, Ellen Brice niespełniona artystka owładnięta wizjami erotycznymi, Miles Heller, uciekinier. Squotersi to młodzi ludzie, którzy próbują odnaleźć się w życiu. […]
Głównym bohaterem opowieści, który jednocześnie otwiera i zamyka powieść jest Miles Heller, którego młode życie zostaje naznaczone przez tragedię rodzinną, w której ginie jego przyrodni brat. Miles obwinia siebie za tę śmierć. […] Prześladujące go uporczywe wyrzuty sumienia powodują, że chłopak załamuje się, gwałtownie zrywa kontakty z najbliższymi i ucieka, aby w innym miejscu spróbować poukładać przeszłość. Pewnego dnia szczęśliwie poznaje młodziutką Kubankę. Nowonarodzona namiętna miłość powoduje obustronną euforię jednak na jej drodze ku spełnieniu staje siostra nieletniej Pilar. Miles musi ponownie uciekać. Dzięki jedynemu kontaktowi, jaki zachował, wspomnianemu Bigowi wraca do rodzinnego Nowego Yorku, zakotwiczając w ruderze na Sunset Park”.[za: www.lubimy czytać.com]
Czy znajduje tam raj, albo przynajmniej jego namiastkę? Czy przynajmniej próbuje to zrobić, a jeśli tak, to po co? A w ogóle - co to jest raj? Co to jest raj utracony? Po co on nam jest potrzebny do życia? Czy w ogóle nam jest potrzebny? Czy można żyć bez obietnicy raju?
Jeśli się trzymać imperatywu, który zakłada, że z raju się jednak nie wyjeżdża, to bohaterowie „Sunset Park” są nim raczej rozdarci i przytłoczeni, bo z jednej strony zdają sobie sprawę, że nie tylko nie mogą tego zrobić z różnych, często absurdalnych przyczyn – bo nie mają choćby samochodu, tak jak pierwsi rodzice, a z drugiej dlatego, że nie ma gdzie wyjechać, bo kryzys jest wszędzie. Czyżby nowa Dżuma? Chyba jednak nie.
Sunset Park, Paul Auster,
Wydawnictwo Znak, 2012
Zbyszek Kruczalak
'