----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

10 października 2012

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...
'

Bezrobocie spadło w sierpniu do 7.8 procent, osiągając poziom najniższy od objęcia urzędu przez Obamę. Na miesiąc przed wyborami wydało się to zbyt dobrą wiadomością, by była ona prawdziwa. „Niewiarygodne statystyki dotyczące zatrudnienia”, skomentował na łamach Tweetera Jack Welch, słynny szef General Electric w piątkowy poranek. „Ci faceci z Chicago nie cofną się przed niczym”, kontynuował. „Czy debata może aż tak zmienić cyfry?”, zapytał ironicznie.

Niemal natychmiast po publikacji raportu na temat zatrudnienia, pojawiły się teorie spiskowe poddające w wątpliwość wiarygodność danych Urzędu Pracy. Oskarżenia o sfałszowanie ksiąg znalazły zresztą swe uzasadnienie w sondażu rodzinnym, na podstawie którego sporządza się raport dotyczący bezrobocia. Wykazał on, że liczba osób, które znalazły zatrudnienie wrosła do 873,000 we wrześniu, jakkolwiek średni przyrost w każdym miesiącu obecnego roku wynosił zaledwie 164,000.

Nie ulega wątpliwości, że statystyki dotyczące zatrudnienia są ogromnie nieprzewidywalne, ale nie tylko oponentom urzędującego prezydenta wydaje się, że powód tejże niestabilności nie jest statystyczny, a polityczny. Opublikowane w ubiegłym tygodniu dane pochodzą z niewielkiego sondażu, którego margines błędu wynosi 400,000. Każdego miesiąca odnotowuje się wprawdzie gwałtowne fluktuacje, ale nikt nie bierze ich dosłownie. Tego typu miesięczne wahnięcia wywołują mniej uwagi, ponieważ nie co miesiąc gra toczy się o prezydenturę.

Cyfry cytowane we wrześniowym raporcie na temat bezrobocia są bardzo nieprecyzyjne, ale nie dziwi to nikogo w sytuacji, kiedy gospodarka znajduje się na zakręcie albo gdy zmianie ulega sezonowy trend. W tym przypadku niektórzy analitycy są zdania, że rozpoczęcie roku szkolnego i akademickiego może być po części odpowiedzialne za wahania wrześniowej statystyki zatrudnienia. Historycznie rzecz biorąc, wyjaśniają statystycy, poziom zatrudnienia dla osób w wieku od 20 do 24 lat spadał od sierpnia do września o średnio 398,000, jako że jest to typowo okres, kiedy opuszczają oni prace letnie wracając do szkoły. Obecny rok był trzecim w historii, kiedy grupa młodzieży w wieku od 20 do 24 lat uzyskała 101,000 miejsc pracy. Poprzednio nastąpiło to jedynie dwa razy: w roku 1954, kiedy zatrudnienie wzrosło o 5,000 i w roku 1961, kiedy przyrost wynosił 22,000.

W jaki sposób można uzasadnić to znaczne odstępstwo od historycznej prawidłowości, za wyjątkiem oczywiście teorii spiskowych? Tegoroczny sierpień cechowała szczególnie wysoka liczba młodzieży, która przestała pracować, w porównaniu z poprzednimi trendami zatrudnienia w sierpniu. W okresie od 1948 do 2011 liczba młodzieży w wieku od 20 do 24 roku życia, która przestawała pracować spadała średnio o 98,000 od lipca do sierpnia. W sierpniu tego roku spadła o 530,000, co stanowi największy spadek w historii.

W ostatnich dziesięcioleciach, utrata zatrudnienia w sierpniu powiększała się w tej grupie wiekowej z roku na rok, co sugeruje, że z czasem coraz wcześniej rezygnowali oni z prac letnich. Innymi słowy, sezonowe trendy ulegają ewolucji – młodzież rozpoczyna naukę porzucając swe prace letnie coraz wcześniej, co oczywiście ma ogromne konsekwencje dla tego jak Urząd Pracy analizuje i podsumowuje dane dotyczące zatrudnienia.

Urząd zatrudnienia dostosowuje swe surowe dane do sezonowych trendów i jako że spadek zatrudnienia jest spodziewany dla tej grupy wiekowej, ekonomiści podwyższyli poziom zatrudnienia dla tej grupy w sezonowych zestawieniach.

Zmiany zachodzące w ramach sezonowych trendów mogą, rzecz jasna, wprowadzić więcej błędu w statystyce zatrudnienia i przynajmniej po części tłumaczą dlaczego zmiany w zatrudnieniu rodzin wyglądały na większe we wrześniu niż oczekiwano. Po uwzględnieniu zmian sezonowych, wzrost zatrudnienia wśród osób w wieku od 20 do 24 lat wyniósł 368,000. Stanowi to 42 procent ogólnego wzrostu zatrudnienia we wszystkich grupach wiekowych. Wszystko to wskazuje więc na to, że Urząd Pracy usiłuje zmierzyć stan amerykańskiego rynku pracy w szybki sposób, na podstawie sondaży, które same w sobie nie są kompletne i spójne, a ponadto uwzględniając zmiany w sezonowych trendach, które mają na celu zaradzenie własnym słabościom sondażowym.

Nagle obniżony poziom bezrobocia wskazując na stałe ożywienie gospodarcze niż poprzednio zakładano, dostarczył kolejny zastrzyk kampanii prezydenckiej. Poprawa statystyk zatrudnienia wsparła argument Obamy, że ekonomia się poprawia i zakwestionowała naczelną tezę Mitta Romneya, że nieskuteczne przywództwo Obamy jest dostatecznym powodem zastąpienia urzędującego prezydenta. Spadek bezrobocia z 8.1 procent do 7.8 procent oznaczał symboliczne przekroczenie kampanijnego poziomu progowego. Pozbawia to Romneya ulubionej linii ataku, w której wyśmiewa prezydenta za „43 miesiące bezrobocia utrzymującego się na poziomie ponad 8 procent”.

Niewątpliwie nowe cyfry posiadają bardziej polityczny niż ekonomiczny wpływ, skoro reprezentują zaledwie jeden miesiąc poprawy, która może okazać się niestabilna i wskazywać na zupełnie coś innego niż przyspieszenie rozwoju rynku pracy. Pobudzony do działania Obama wykorzystał wzrost statystyki zatrudnienia kontynuując swą kampanię w Virginii i Ohio i dążąc do poprawy swej bazy po ospałym występie w pierwszej debacie w ubiegłym tygodniu. Romney, którego silny pokaz w Denver zdopingował jego kampanię, usiłował zlekceważyć raport, twierdząc, że potwierdził on tylko, że miliony Amerykanów zaprzestały poszukiwania zatrudnienia. Zwolennicy Romneya, na czele z byłym dyrektorem General Electric, Johnem F. Welch Jr., sugerują, że Biały Dom podreperował dane by wyglądały lepiej niż w rzeczywistości. W odpowiedzi na to administracja Obamy odrzuciła te posądzenia jako bezpodstawne teorie konspiracyjne.

Nie ulega wątpliwości, że liczba nowych miejsc pracy stanowiła dużą zachętę dla kampanii Obamy, która ciągle nie pozbierała się jeszcze po słabym występie podczas prezydenckiej debaty. Pomimo tego, że sondaż Urzędu Pracy wykazał wzrost 114,000 nowych nie-rolniczych stanowisk pracy, to w jakiś sposób poziom bezrobocia spadł do 7.8 procent, przekraczając oczekiwania. Nic dziwnego więc, że Welch podejrzewa konspirację. Nie jest w tym jedyny. „Totalna manipulacja danymi”, napisał autor blogu finansowego Zerohedge, dodając: „Taka farsa”. Wtórował temu kanał informacyjny Fox News.

Bez względu na sympatie polityczne, sposób w jaki Urząd Pracy wyprowadza statystyki dotyczące zatrudnienia jest co najmniej dziwny. Oto co-miesięczne dane są generowane na podstawie dwóch raportów. Jeden z nich, określany mianem instytucjonalnego, stanowi sondaż biznesowy. To na jego podstawie wydedukowano o 114,000 dodatkowych miejscach pracy. Drugi jest sondażem 55,000 domostw, w którym respondenci są pytani o ich status zatrudnienia. Wnioskując na podstawie sondażu Urząd Pracy skonkludował, że dodatkowo 873,000 osób znalazło pracę we wrześniu. To właśnie te cyfry obniżyły poziom bezrobocia z 8.1 procent do 7.8 procent.

Przedmiotem kontrowersji jest rozbieżność pomiędzy dwoma raportami przeprowadzanymi całkowicie oddzielnie. Ekonomiści nie wyjaśniają z czego wynikają zasadnicze różnice. Być może z powodu 582,000 Amerykanów pracujących w niepełnym wymiarze godzin, którzy nie są ujęci w statystykach zatrudnienia. Być może z powodu wzrostu zatrudnienia w sektorze rządowym. Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu, przeżywa on wzrost w sierpniu. Być może ma to związek z powrotem do szkół. Rozbieżność obu raportów nie jest dla ekonomistów niczym nowym. Niekiedy oba pomiary się różnią, jakkolwiek w dłuższym okresie uzupełniają się nawzajem. W krótkim odstępie czasu sondaż domostw jest uważany za bardziej nieprzewidywalny i mniej wiarygodny.

Jakkolwiek absurdalne wydaje się, że amerykańska kampania o prezydenturę zależy od poziomu bezrobocia, nie pozostaje nam nic innego jak tylko zaakceptować priorytet tej kwestii. I to bez względu na wiarygodność statystyk sondażowych, preferencje polityczne, czy intensywność prezydenckich wysiłków w celu ożywienia gospodarki. Uzależnienie sukcesu prezydenckiej kampanii od poziomu zatrudnienia pozostanie oczekiwaniem wyborczym, z którym trzeba nie tylko się liczyć, ale którego wymierne i policzalne efekty będą przedmiotem analizy ekonomicznej. I to nie tylko w okresie wyrywkowo potraktowanego jednego miesiąca, niby przypadkiem poprzedzającego wybory.

Pomimo tego, że znajdujemy się w drugim pełnym roku ożywienia gospodarczego wychodząc z recesji rozpoczętej w roku 2008, jak zdaje się sugerować opublikowany w ubiegłym tygodniu raport Urzędu Pracy, ogólny poziom krajowego ubóstwa wynosi 15%, a krajowy średni dochód, czyli punkt, w którym na skali dochodu połowa zarabia więcej, a druga połowa mniej, spadł o 1.5%.

Kiedy przekształci się te dane procentowe w cyfry, to problem staje się jeszcze bardziej alarmujący. Krajowy średni dochód wynosi $50,054, a w Chicago kształtuje się na poziomie $43,628, co oznacza spadek o 4.7% od roku 2010. Krajowy standard ubóstwa stanowi roczny dochód w wysokości $23,021 lub niższy dla czteroosobowej rodziny. Skoro poziom ubóstwa w kraju wynosi 15%, to liczba ubogich sięga 47,123,889 osób, a w Chicago, gdzie poziom ubóstwa stanowi 19.7 procent, rzesza najuboższych wynosi 261,400 osób. Arystoteles sugerował, że abstrakcyjne cyfry nie rozpalają niczyich namiętności, chyba, że odnoszą się do twej osobistej sytuacji. W ponoć najbogatszym kraju na świecie, który zbudowany został na etosie ciężkiej pracy i micie postępu, jak również dobrobytu, bycie ubogim, pozbawionym środków do życia, ekonomicznie wysadzonym z siodła stanowi policzek dla indywidualnej tożsamości i samooceny.

Na nieszczęście żaden z prezydenckich kandydatów nie ma pomysłu na rozwiązanie tego problemu. I oprócz przedwyborczych pokrzykiwań zarówno wskazywanie na ekonomiczne bolączki, jak i próby nakarmienia głodnych i wydobycia innych z biedy bledną, w miarę jak kolejny prezydent zadamawia się w Białym Domu. Po wygranej w wyborach, te przerażające statystyki niewielu trapią i złoszczą, a prawie nikogo nie wprawiają w zakłopotanie. Podobnie jak nikomu już wtedy niepotrzebne teorie konspiracyjne.

Oprac. Ela Zaworski



'

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor