----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

31 października 2012

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...
'

Krytykując założenia programowe partii demokratycznej, biskup Tomasz Paprocki ostrzegł, że „głosowanie na kandydata, który promuje działania z gruntu niemoralne czyni nas współwinnymi i naraża zbawienie wieczne duszy na poważne niebezpieczeństwo”. Przemawiając w podobnym duchu, arcybiskup Charles J. Chaput z Filadelfii zachęca swych wiernych by byli przede wszystkim katolikami, a potem dopiero demokratami czy republikanami. W kontekście tak dramatycznych wezwań nadchodzące za tydzień wybory nabierają szczególnego znaczenia. Nie tak często hierarchia kościelna rezygnuje z politycznej bezstronności na rzecz obrony wartości podstawowych. Wydaje się, że nie chodzi tu wcale o preferencje konkretnej partii politycznej. Jakkolwiek nie bez znaczenia jest fakt, że to partia demokratyczna popiera małżeństwa osób tej samej płci, postrzega, że „prawa homoseksualistów są prawami humanitarnymi” i nawołuje do uchylenia Ustawy o Ochronie Małżeństwa. Zasadniczy podział przebiega obecnie nie pomiędzy demokratami i republikanami, a pomiędzy zwolennikami prawa do życia i obrońcami praw społecznych, w tym prawa do edukacji, równouprawnienia, czy wolności. Ze względu właśnie na fundamentalność ochrony życia biskupi odważyli się na publiczne zabranie głosu w polityce, dziedzinie zdawałoby się Kościołowi obcej. Gdy w grę wchodzą pryncypia, „uznajemy wprawdzie separację kościoła od państwa, ale nie wierzymy w oddzielenie wiary od życia politycznego”, wyjaśnia biskup Chaput.

Podstawowym pytaniem jest, czy opowiadamy się za Bogiem bardziej niż za partią polityczną czy kandydatem, który promuje zło lub grzech śmiertelny, zapytuje retorycznie biskup Paprocki. Wyjaśnia, że pierwsze przykazanie zakazuje czczenia fałszywych bogów. Co oznacza, że Bóg powinien znajdować się stoi na pierwszym miejscu, a Jego prawo moralne przebijać politykę, dowodzi biskup.

Rzecz jasna tak nie jest. Biskup Paprocki jest w pełni świadomy tego, że wkłada kij w mrowisko, jednakże konsekwentnie, bez względu na głosy oburzenia ze strony zwolenników poprawności politycznej, broni swego oświadczenia. Po pierwsze, dyskutuje na temat kontrowersji związanej z usunięciem odniesień do Boga w regulacjach partyjnych. Partia demokratyczna pozbyła się wszystkich napomknięć do Boga, po czym tylko jedno z nich zostało dodane pod koniec procesu. Sposób, w jaki to się odbyło, pozostawia jednak dużo do życzenia. Przewodniczący konwencji, Antonio Villaraigosa, musiał podliczać głosy trzy razy, ponieważ za każdym razem poziom dźwięku przy głosach za i przeciwko był taki sam, o wiele za mało jak na dwie trzecie koniecznych do zatwierdzenia zmiany. Nie przeszkodziło to jednak przewodniczącemu w oświadczeniu, że przeważyły głosy na tak. Przyznam, że tak jawne ignorowanie zasad i ewidentnych życzeń połowy kandydatów napawa przerażeniem. Odniesienie do Boga znalazło się z powrotem w postanowieniach partyjnych, ponieważ niewątpliwie chciał tego prezydent Obama. Może to nas na razie satysfakcjonować, ale jeśli przyszły prezydent zechciałby odniesienie usunąć, to można tego dokonać, bez względu na to co myślą o tym delegaci, jeśli tylko stanowi to życzenie wielkiego wodza. Nie świadczy to dobrze o demokracji partii demokratycznej.

Z gruntu zła jest, zdaniem biskupa Paprockiego, pozycja partii demokratycznej wobec aborcji, która, zdaniem partii, powinna być „bezpieczna i legalna”. Partia popiera prawo do aborcji „bez względu na możliwość płatniczą”. Jak wiemy, możliwe jest to tylko na jeden z trzech sposobów: poprzez fundowanie aborcji przez podatników, opłaty dokonywane przez ubezpieczalnie, które obecnie płacą za antykoncepcję, czy zmuszenie szpitali do bezpłatnych aborcji. Nie sposób nie dostrzec inspiracji Billa Clintona, który jeszcze jako kandydat prezydencki stwierdził w roku 1992, że aborcja powinna być „bezpieczna, legalna i rzadka”. Ewidentnie częstotliwość aborcji nie stanowi już dla demokratów kwestii dyskusyjnej.

Do niezgodnych z nauką Kościoła należy poparcie dla małżeństw osób tej samej płci, jak również uznanie, że „prawa homoseksualistów są prawami humanitarnymi”, a także nawoływanie do uchylenia Ustawy o Ochronie Małżeństwa, jako prawa federalnego podpisanego przez prezydenta Clintona w roku 1996, które określa małżeństwo jako legalny związek jednego mężczyzny i jednej kobiety.

W odpowiedzi na falę ostrej krytyki i próby ośmieszenia stanowiska Kościoła, biskup Paprocki wyjaśnia, że użyte przez niego określenie „promowania zła” nie oznacza po prostu członkostwa w partii, która oficjalnie popiera aborcję i małżeństwa osób tej samej płci. Biskup wyjaśnia, że „promowanie” oznacza aktywne poparcie dla zabiegów legislacyjnych, regulacji i nominowania sędziów, którzy wcielaliby w życie grzeszne postanowienia prawne. Politycy, którzy oświadczają, że są „personalnie przeciwni aborcji”, ale popierają ustawy, które umożliwiają aborcje, również są zaliczani do kategorii współodpowiedzialnych za zło.

Niektórzy próbują poruszać się w moralnym labiryncie racjonalizując swe postawy, na przykład stwierdzając, że głosowanie na kandydata opowiadającego się za prawem kobiet do przerywania ciąży jest uzasadnione poprzez poparcie dla „kwestii socjalnych”. Biskup Paprocki sugeruje, że zwolennicy tej postawy powinni zastosować się do reguły złotego środka i postawić się w roli ofiar aborcji. „Czy ci wyborcy naprawdę uznają, że głosowanie na kandydata popierającego prawo do przerywania ciąży byłoby w porządku, jeśli ich własne dzieci lub ich bracia i siostry byliby umyślnie zabici, wraz z 1.3 milionami innych?”, powątpiewa biskup.

W podobnym duchu grzmi również arcybiskup Filadelfii, Charles Chaput, zachęcając katolików by umieścili swą wiarę ponad przynależnością do partii politycznych. „Zawsze zachęcam naszych ludzi by przynajmniej głosowali, a w najlepszym razie starali się o urzędy polityczne, i by upewnili się, że są katolikami najpierw, a dopiero później demokratami czy republikanami i by wprowadzili to w życie polityczne”, oświadczył CNA w Rzymie w dniu 22 października. „Jest bardzo ważnym, by katolicy dokonali wyboru podczas głosowania, by nigdy nie popierali zła, jakim jest aborcja, która jest zgubna w każdych okolicznościach. To co innego niż różne perspektywy gospodarcze, co do których można się racjonalnie nie zgadzać, wyjaśnił biskup. Jego komentarze zbiegły się z sondażem Gallupa na temat ekonomii, który dowodzi, że gospodarka jest najważniejszą dla Amerykanów kwestią w kontekście zbliżających się wyborów. „Praktykujący katolicy nie mogą posiadać alternatywnych poglądów na aborcję”, oświadczył biskup. Tak fundamentalna kwestia ma ogromny wpływ i jest ważne, by katolicy potrafili dokonać rozróżnienia. „Kandydat może mieć słuszność w wielu drugorzędnych kwestiach, ale może się mylić w zasadniczej sprawie. I jeśli ma to miejsce, byłoby to trudne by katolicy głosowali na kogoś, kto na przykład popiera nieograniczony dostęp do aborcji, podważa znaczenie małżeństwa czy popiera regulacje, które naprawdę kwestionują podwaliny naszej kultury”, argumentuje biskup Chaput.

Arcybiskup Chaput postrzega Filadelfię jako przykład zarówno katolickich jak i obywatelskich wartości. „Stoję zarówno za straży Kościoła, jak i społeczeństwa”, wskazuje biskup. Biskup w naturalny sposób łączy patriotyzm z miłością rodziców i rodziny, mówiąc, że „miłość do naszego kraju jest w rzeczywistości uczestniczeniem w miłości rodzin”. „Posiadanie matek i ojców, którzy nas kochają i kochają siebie nawzajem dostarcza poczucia bezpieczeństwa dla zdrowego rozwoju dzieci. Skonfundowane życie rodzinne prowadzi do zaburzonego uczestnictwa w życiu społecznym”, tłumaczy.

W ostatnich latach głosowanie katolików odzwierciedlało trendy reszty elektoratu, ale w obecnej bardzo wyrównanej kampanii prezydenckiej gubernator Romney i prezydent Obama rywalizują o każdy segment wyborczy. Ostatni sondaż Gallupa sugeruje, że Romney posiada 51 procent katolickich głosów, podczas gdy Obama zyskał 49 procent. W wyborach z roku 2008, 53 procent katolików poparło Obamę, a 47 procent – republikańskiego kandydata Johna McCaina. Arcybiskup Chaput zauważa, że „katolicy, którzy chodzą do kościoła głosują zupełnie inaczej niż katolicy jako grupa, która odczuwa jedynie kulturową afiliację.

Niebezpieczeństwo sekularyzacji amerykańskiej kultury zauważa również kardynał George. Jego zdaniem, sekularyzacja stanowi znacznie większe zagrożenie niż polityczne wyniki wyborów prezydenckich. Kardynał ostrzegł przed nasileniem nastrojów antyreligijnych i powtórzył swe obawy o przyszłe prześladowanie w Stanach Zjednoczonych. „Świat wziął rozwód z Bogiem, który go stworzył i odkupił i nieubłaganie zmierza do złego końca”, napisał kardynał w swym eseju z 21. października w Catholic New World.

Kardynał George skomentował, że obecna kampania prezydencka ujawniła „anty-religijne sentymenty, z czego wiele z nich jest anty-katolicka, które narastały w tym kraju przez dziesiątki lat”. „Sekularyzm jest jedynie lepiej wyszorowanym kompanem komunizmu”, oświadczył wykazując znajomość tematu, właściwą może tylko nam, wychowankom systemu.

Kardynał George odniósł się również do rewelacji prasowych, które donoszą, że jego następca będzie męczennikiem. Pochodzą one ze spotkania z księżmi kilkanaście lat temu. „Jestem poprawnie cytowany, mówiłem bowiem, że spodziewam się, że umrę w łóżku, mój następca w więzieniu, a jego następca jako męczennik”, pisze kardynał. Popularne doniesienia prasowe opuszczają ostatni wypowiedziany przez kardynała fragment, który traktuje o biskupie, który nastąpi po męczenniku” Jego następca podniesie kawałki rozbitego społeczeństwa i powoli odbuduje cywilizację, tak jak Kościół robił to wielokrotnie w historii”, wyjaśnia kardynał. „To, co powiedziałem nie ma charakteru profesji, ale jest sugestią, by nie myśleć w sposób zgodny z utartymi kategoriami, ograniczającymi i zatruwającymi zarówno prywatne jak i publiczne dyskusje”, wyjaśnia kardynał George.

Kardynał George przeprowadził także interesujące porównanie historyczne. Otóż przypomniał, że jego poprzednik, kardynał George Mundelein postępował podobnie w roku 1937 krytykując Adolfa Hitlera, którego nazistowski rząd rozwiązał katolickie grupy młodzieży, uciszył niemieckich biskupów w mediach i próbował zdyskredytować pracę Kościoła poprzez wszczynanie procesów przeciwko księżom, zakonnikom i siostrom zakonnym oskarżanym o niemoralność. Kardynał przestrzegł przed trendami, które naśladują wyobrażenia świata bez religii, jak choćby kultowa piosenka Johna Lennona, pod tytułem „Imagine”. „Nie musimy wyobrażać sobie takiego świata, bo wiek dwudziesty oferował nam straszne przykłady takich światów”, przypomniał kardynał. Potępił nadużycia państwa, które przypisuje sobie absolutną władzę w kwestii decydowania o kwestiach i uchwalania praw „poza jego kompetencją”.

Wypowiedzi kardynała George’a nie należą do wyjątków. Oto biskup Green Bay, David Ricken zauważył w liście do parafian, że „dobrze uformowana świadomość chrześcijańska nie zezwala na głosowanie za programem politycznym, który zaprzecza fundamentalnym treściom wiary i moralności”. Biskup brzmi podobnie jak kardynał George: „Głosowanie na kogoś, kto popiera te poglądy oznacza, że można być moralnie współodpowiedzialnym za wybory, które są z gruntu złe. Może to narazić duszę na niebezpieczeństwo”. O ile list biskupa Rickena z 24. października nie wyszczególnia na kogo parafianie powinni głosować, to nie musi. Wszyscy wiemy, że to demokratyczny kandydat popiera powszechny dostęp do aborcji, nakazując bezpłatną antykoncepcję dla kobiet i popierając małżeństwa homoseksualne. Romney jest społecznym konserwatystą przeciwstawiając się małżeństwom gejów, jak również prawom aborcyjnym i deklarując, że rząd nie powinien nakazywać bezpłatnej antykoncepcji. Wskazówki biskupa Rockena odgrywają dużą rolę w regionie, w którym katolicy stanowią ponad 25 procent populacji, a diecezja liczy 304,614 członków.

Duszpasterski list do parafian w sprawie wyborów skierował również biskup Północnej Dakoty, David D. Kagan z Bismarcku. Pomimo żądań ze strony stanowego senatora, by list pasterski wycofać lub zmienić, został on odczytany w ubiegłym tygodniu. Jako część swego powołania, biskup Kagan zwrócił się do parafian, by „głosowali jak obywatele katoliccy z właściwie ukształtowaną świadomością”. Biskup wyjaśnił, że zło, takie jak eutanazja i aborcja, „musi zawsze być odrzucone lub zanegowane, i że kwestie, które nie wpływają bezpośrednio na życie i godność ludzką mają znaczenie drugorzędne.

Jakkolwiek biskup Kagan nie wskazywał na kogo głosować, to prosił o głosowanie na kandydata, który reprezentuje wiernych jako obywateli katolickich. Prosił także, by nie głosowali oni na kandydata najbardziej popularnego czy lubianego. Głosowanie nie stanowi okoliczności, w której wiarę można zostawić za drzwiami, by potem postępować zupełnie odwrotnie do tego w co się wierzy, przestrzega biskup Kagan.

Powód dla którego duchowni katoliccy mnożą listy do wiernych widać gołym okiem. To współczesne życie publiczne, w którym niemile widziane są zarówno moralne przekonania zrodzone z nauki biblijnej, jak i moralność biblijna, potępiana zarówno przez rząd jak i popularną kulturę jako nieracjonalna bigoteria.

Do duchownych katolickich przyłączają się organizacje społeczne. Oto w środę ruch obywatelski pod nazwą Conscience Cause, złożony z przywódców różnorodnych wyznań, opublikował wskazówki do głosowania, przypominając wiernym o wystosowanym przez administrację Obamy wymogu nakazującego religijnym pracodawcom świadczenia bezpłatnej antykoncepcji, powodujących aborcję środków i sterylizacji, pomimo tego, że te, tak zwane, świadczenia zdrowotne, są w sprzeczności z fundamentalnymi wierzeniami religijnymi. Opublikowane wytyczne pod hasłem „Głosuj zgodnie z sumieniem we wtorek, 6. listopada”, wskazują na ignorowanie religijnych wolności przez administrację Obamy i informują którzy kandydaci do Senatu popierają, a którzy opowiadają się przeciwko nakazowi. Conscience Cause zbiera podpisy pod petycją adresowaną do Kongresu w celu wprowadzenia zmian legislacyjnych. Przedmiotem zainteresowania są wybory w Senacie, gdzie w lutym nie udało się uzyskać większości w głosowaniu za poprawką.

Mary Matalin, członkini rady nadzorczej Conscience Board i krytyk ustawy, trafnie oddaje istotę czekającego nas w przyszłym tygodniu wyzwania wyborczego: „Ameryka nie ma problemu z kontrolą urodzeń. Ma za to problem z niekontrolowanym rządem”.

Oprac. Ela Zaworski



'

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor