Otwierająca powieść scena fotografowania rzeczy pozostawionych przez właścicieli domów, które zostały im odebrane przez banki jest nie tylko wstrząsająca, ale wprowadza nas genialnie w orbitę rzeczywistości zwanej kryzysem i to nie tylko kryzysem gospodarki, ale też tego, co nazywamy demokracją, społeczeństwem czy kulturą. Nathan Bing, przyjaciel Milesa nie owija w bawełnę, gdy prezentuje swoje poglądy:
„Pod wpływem śmieciowej kultury napędzanej żądzą zysku wielkich korporacji świat wokół stał się jeszcze podlejszy, jeszcze bardziej odstręczający, pozbawiony znaczenia, pusty i bezcelowy. Przejawy […] buntu są ledwo zauważalne, ograniczają się raczej do irytacji, która nawet na krótszą metę do niczego nie prowadzi […]”. (s.74)
Kryzys współczesnej rzeczywistości jest totalny i ta totalność, czy też powszechność przejawia się w relacjach rodzinnych, prywatnych, przyjacielskich czy pracowniczo – zawodowych. Pamiętać przecież trzeba, że szkielet powieści Paula Austera zatytułowanej „Sunset Park” tworzy historia nieszczęśliwego wypadku w efekcie którego Miles znika ze swego dotychczasowego życia i prowadzi „żywot” równoległy. Ta równoległość pozwala nam równocześnie śledzić losy jego ojca, ojczyma, matki i macochy, a nawet dziadka ze strony ojca - pokolenia ludzi zamożnych i świetnie wykształconych, dla których błyskotliwa kariera i sukces były czymś oczywistym, bez względu na zawirowania historyczne takie, jak II wojna światowa czy wojna w Wietnamie. Jest to pokolenie zawodowo i finansowo spełnione, można by się sprzeczać czy również prywatnie i intymnie, ale dla obrazu generacji nie ma to większego znaczenia.
Powróćmy jednak do podstawowego pytania: – co jest najważniejsze w tej powieści?
Jeśli by wziąć jej tytuł literalnie, a nie geograficznie (Sunset Park to dzielnica Nowego Jorku) i podążać tropem związanym z mitologią „zachodzącego słońca” czy to w wersji filmowej, choćby w kultowym „Bulwarze zachodzącego słońca” Billy Wildera, czy literackiej, żeby tylko wspomnieć zbiór opowiadań Stephena Kinga „Po zachodzie słońca” – a jest tych „zachodów” u amerykańskich twórców mnóstwo – to w dosyć oczywisty sposób i niejako banalnie dotykamy zagadnienia swoistego końca pewnej rzeczywistości, w której wszyscy żyjemy, a która doszła do etapu specyficznego „wypalenia”:
„…już wojna w Wietnamie, która zaczęła się dwadzieścia lat przed jego (Binga) urodzeniem, spowodowała, że pojęcie określane mianem Ameryki stało się mocno wytarte, że ten kraj nie ma niczego godnego do zaoferowania (…)” s.74
Ale rzecz nie dotyczy tylko Stanów. Pojawia się przecież bardzo wyrazisty wątek Chin, jako państwa totalitarnego. Alice Bergstrom pracuje dla Pen Clubu, gdzie zajmuje się akcją w obronie prześladowanego pisarza Liu Xiaobo, który „zrezygnował ze stanowiska na Columbii i wrócił do Pekinu, gdzie na placu Tienanmen kierował strajkiem głodowym, którego celem było poparcie studentów i pokojowych metod protestu, by uniknąć rozlewu krwi”.(s.228) Oczywiście został za to aresztowany i poddany szykanom. W kontekście tej historii pada w powieści niezwykle istotne zdanie, które pozwala kompletnie inaczej rozumieć to, co może być ważne dla Austera w tej książce:
„Pracuje (Alice) z zapałem w poczuciu pełnienia niezwykle sprawiedliwej misji i wie, że tacy ludzie jak Liu Xiaobo sa solą ludzkości, że w świecie jest zaledwie kilku mężczyzn i parę kobiet, których stać na odwagę, by poświęcić życie dla dobra innych, i że poza nimi cała reszta jest niczym innym jak masą pozostającą w okowach własnej słabości, obojętności i tępego konformizmu (…).” (s.228)
Powraca też w powieści wielokrotnie (i to w różnych konfiguracjach) motyw kultowego, hollywoodzkiego filmu z 1946 roku zatytułowanego „Najlepsze lata naszego życia” w reżyserii Williama Wylera. Jest to opowieść o powracających z frontu II wojny światowej żołnierzach, którzy nijak nie mogą się odnaleźć w normalnej rzeczywistości po doświadczeniu koszmaru wojny. Szczegółowe analizowanie teksty filmu, jest on przedmiotem dysertacji doktorskiej Alice, otwiera przed czytelnikami ogromy temat związany z tym, co niesie ze sobą przemoc i cierpienie zadane sobie nawzajem, w kontekście tego, co nazywamy patriotyzmem i obowiązkiem obywatelskim, bo jakkolwiek „nic da razy się nie zdarza”, to jednocześnie „wszystko już było” i niczego nowego nie będzie. Świat jest taki, jaki jest, nie wiele w nim jesteśmy w stanie zmienić, a jedynym sposobem, żeby z tym wszystkim nie oszaleć jest minimalizm w życiowych potrzebach. Miles po wyjściu nieomalże „na prostą”, po siedmiu latach koszmaru zmagania się z trującym poczuciem winy za śmierć swego przyrodniego brata, wali w szczęka policjanta, który wyrzuca ich ze squata i tym sposobem znowu musi uciekać i ponownie się ukrywać. Wygląda na to, że cykl się jeszcze nie zamknął i chyba nigdy się ostatecznie nie dopełni.
Ojciec Milesa, Morris Heller pisze w swym dzienniku:
„[…] Z upływem lat wcale się stajemy się silniejsi. Nagromadzenie przeżytego cierpienia i smutku osłabia naszą zdolność przetrwania dalszego cierpienia i smutku, a ponieważ cierpienie i smutek są nieuniknione, nawet najmniejsze potknięcie w późniejszym życiu potrafi wybrzmieć z podobna siłą jak dramat w czasach młodości”.(s.260)
Bo z jednej strony przecież „nic dwa razy się nie zdarza”, ale z drugiej „każde uczucie […]
było już odczute przez każdego człowieka, który był przed tobą […]”.
Sunset Park, Paul Auster, Znak 2012, s.301.
Zbyszek Kruczalak
'