----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

07 listopada 2012

Udostępnij znajomym:

'

Ostatnie kilka lat to ciągła walka o pieniądze. Kryzys ekonomiczny ma to do siebie, że w równym stopniu dotyka budżety domowe, miejskie, powiatowe, stanowe i federalne. Oczywiście w końcu kosztem tych pierwszych te kolejne jakoś przetrwają, ale to osobny temat, może na przyszły tydzień.

Wydawać by się więc mogło, że w obliczu problemów ekonomicznych kandydaci na wszelkie stanowiska publiczne też odczują problemy finansowe albo w niewielkim stopniu dostosują się do zaistniałej sytuacji. Nic z tych rzeczy.

Ostatnie wybory nie były wprawdzie tak zajadłe jak przed czterema laty. Były jednak znacznie droższe. Najdroższe w historii. W czasie kampanii prezydenckiej obydwaj kandydaci na urząd prezydencki zgromadzili na swoich kontach wyborczych w sumie ponad 2 miliardy dolarów. To połowa rocznego budżetu Amerykańskiego Czerwonego Krzyża lub suma wystarczająca na odbudowanie prawie 20% zniszczeń spowodowanych niedawnym huraganem na wschodnim wybrzeżu. To suma, za którą większość organizacji charytatywnych wyżywiłaby wszystkich głodujących i zapewniła dach nad głową bezdomnym w tym kraju. To jednak nie wszystko. Kiedy weźmiemy pod uwagę wszystkie wydatki partyjne i prywatne całkowity koszt zakończonej właśnie kampanii zamknął się sumą ponad $6 miliardów.

Oczywiście każda partia i każdy jej kandydat, nie wspominając o organizacjach ich wspierających które te sumy zwielokrotniły, mogą wydawać pieniądze jak chcą. Problem w tym, że w większości służyły one produkowaniu beznadziejnych reklam wyborczych, które nie dość, że psuły nam przyjemność oglądania telewizji, słuchania radia i czytania gazet, to dezinformując wprowadzały więcej zamieszania.

Większość reklam skierowana była do mniejszości wyborców. Nawet najbardziej zaciekłe ataki nie zmieniły zdania opowiadających się za konkretną partią. Chodziło wyłącznie o tzw. niezdecydowanych, nazywanych coraz częściej niezależnymi, którzy według ostatnich obliczeń stanowią ok. 16% czynnego elektoratu. Te miliardy dolarów posłużyły wzajemnemu kopaniu, gryzieniu i opluwaniu.

Co można zrobić mając do dyspozycji 6 miliardów? Sporo…

Niezbędnych obliczeń i porównań dokonała międzynarodowa strona Avaaz.org. Według autorów opracowania suma ta pozwoliłaby na uniknięcie ponad 4 mln. śmiertelnych przypadków malarii na świecie, podwyższyłaby aż o 33% dotacje na wykorzystanie odnawialnych źródeł energii, pozwoliłaby opłacić miesięczną ratę pożyczki na dom dla 6 mln. Amerykanów, zaspokoiłaby roczne potrzeby edukacji na podstawowym poziomie, stanowiłaby połowę budżetu, jakim dysponuje organizacja FEMA.

Co mnie to obchodzi – powie ktoś. Ma prawo. Jednak nie chodzi tu o rozliczanie nie swoich pieniędzy, ale o uświadomienie sobie skali problemu.

 

   Pozostając przy wyborach nie sposób przejść obojętnie obok porażki partii republikańskiej. Nie bójmy się tego określenia i nazywajmy rzeczy po imieniu. Nie ma się co gniewać, obrażać i wyzywać. Nie bądźmy dziećmi. Nie tylko w wyścigu prezydenckim, ale również w Kongresie i na poziomie stanowym republikanie ponieśli dotkliwą klęskę. Jeszcze bardziej bolesne jest to, że się jej nie spodziewali, chociaż wiele osób przepowiadało taki właśnie rozwój wypadków. 

Jeden z dzienników napisał w środę, iż partia Ronalda Reagana umiera. Głównie dlatego, że jej władze nie dostrzegają upływającego czasu i ponad 30 lat jakie minęły od wyboru tego polityka na najwyższe stanowisko w kraju. Zachowują się, jakby czas stał w miejscu. Przy powszechnej liberalizacji życia i poglądów wszystkich mieszkańców naszego globu, w tym również USA, najwięcej do powiedzenia mają tam osoby o najbardziej konserwatywnych poglądach na świat.

Podobnie jak wiele innych osób uważam proponowane przez tę partię rozwiązania ekonomiczne za rozsądne. Nic poza tym. Nie potrafię zgodzić się na poglądy mające swe korzenie w średniowieczu. Żyjemy w innym świecie, gdzie do głosu dochodzą coraz to nowe grupy społeczne, mieszamy się, odkrywamy świat i coraz częściej potrafimy żyć obok siebie. Każdy, kto nawołuje do hermetyzacji poglądów, przekonuje do obalonych teorii i wskazuje nieistniejące fakty nie ma szans na przetrwanie. Nie można mieć pretensji, że Latynosi, kobiety i młodzież dokonują wyboru za innych, ale należy wreszcie dostrzec ich obecność. Jedynym alternatywnym rozwiązaniem jest odebranie głosu wszystkim, którzy myślą inaczej.

Oczywiście partia republikańska przetrwa, ale musi zmienić swoją strukturę. W obecnej formie skazana jest na przegraną. Jest potrzebna, bo nie wyobrażam sobie zdrowej sceny politycznej bez przeciwstawnych opinii i poglądów. Nie chodzi o to, by nagle zacząć wyznawać obce sobie ideały i udzielać zgody na niezgodne z sumieniem posunięcia. Można to zrobić zachowując zdrowe podejście do ekonomii i spraw społecznych. Nie uda się tego dokonać wyznając poglądy trudne do zaakceptowania dla większości wyborców, których tak na marginesie nie można traktować jak idiotów. Ktoś zauważył, że obowiązujący w tym kraju system głosów elektorskich jest tym, co jeszcze pozwala republikanom na obsadzenie co jakiś czas najwyższego urzędu w państwie. Fakt bowiem jest taki, że od 1988 r. gdy wybory wygrał George H.W. Bush republikanie tylko raz uzyskali większość w głosowaniu powszechnym, a było to w 2004 r. gdy o drugą kadencję walczył jego syn, George W. Bush. Do wyborów za cztery lata przystąpi kolejne pokolenie. Z góry można założyć, że będzie ono jeszcze bardziej liberalne i otwarte na świat od obecnych dwudziestolatków. W tym samym czasie zmniejszy się, niestety, liczba wyborców konserwatywnych, pamiętających Reagana. Bez nich i przy zachowaniu obecnych metod pozyskiwania wyborców nikt nie daje republikanom większych szans na sukces.

Na koniec dwa słowa o naszym lokalnym podwórku. Przewodniczący Izby Reprezentantów Illinois, Michael Madigan, oficjalnie stał się najbardziej wpływowym politykiem w naszym stanie. Po 40 latach na stanowisku ponownie uzyskał absolutną większość w podległej mu izbie przy jednoczesnym odzyskaniu przewagi przez demokratów w stanowym senacie. Madigan nie musi obawiać się już ani weta republikanów, ani gubernatora. Od dawna nie obawia się przecież senatu. Po krótkiej przerwie posiada znów władzę niemal absolutną. Możemy więc założyć, że to co powie będzie obowiązywać. Uważnie więc i z niepokojem słuchajmy co ma do powiedzenia.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

 



'

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor