Zacznijmy od cytatu: “Dla niemal połowy mieszkańców tego kraju wynik wyborów był wielkim rozczarowaniem wynikającym z obaw o przyszłość. Po czterech latach stagnacji w ekonomii, dalszych ofiarach militarnego konfliktu za granicą, postępującego ograniczania wolności osobistych przez rząd rozciągający swą władzę na kolejne obszary, wydawało się pewne, że zmiana musi nastąpić.”
Nie, to nie jest opis pochodzący sprzed tygodnia, ale z 2004 roku, gdy po raz drugi w wyborach zwyciężył George W. Bush. Pasuje jednak do 2012 r.
Republikanie wiedzą więc już, jak czuli się demokraci, gdy przegrał Kerry. Obydwie strony powinny wyciągnąć z tego wnioski, powinny również dokładniej przyjrzeć się temu, co nastąpiło po wyborach przed 8 laty, bo istnieje spore prawdopodobieństwo, że historia się powtórzy, choć tym razem głównym bohaterem będzie druga strona.
Mimo, że obydwie partie apelują do nieco odmiennych wartości, to jednak posługują się tym samym podręcznikiem gry i wykorzystują podobną taktykę. Można więc przewidzieć, iż w najbliższym czasie Demokraci zaczną zapominać, że prawie połowa wyborców zagłosowała na innego kandydata. To podobno typowe zachowanie zwycięzcy, któremu wydaje się, że druga wygrana jest przypieczętowaniem popularności i nieomylności. Zaczną padać twardsze słowa, coraz rzadziej będzie dochodziło do kompromisu.
Z drugiej strony nie pomoże w tym postawa przegranych, którzy zwykle w takiej sytuacji starają się podstawić nogę przy każdej okazji, odmawiają jakiejkolwiek współpracy i starają się jakoś przeczekać do następnych wyborów.
Tak było w 2004 r. Tak bywało wcześniej. Prawdopodobnie tak będzie i tym razem.
Szkoda, bo naprawdę przydałoby się trochę współpracy. Jak już się ludziom poprawi, bezrobocie spadnie do 4%, akcje zaczną szybować w górę, a ze średniej pensji będziemy mogli kupić dom, samochód, wysłać dziecko do szkoły, wyjechać na wakacje i co nieco odłożyć…niech się dalej biją.
My z kolei musimy przywyknąć do tego, że po wyborach przestajemy się liczyć. Zagłosowaliśmy, zrobiliśmy swoje, teraz mamy siedzieć cicho i grzecznie przyjmować wszystkie decyzje podejmowane za nas, w naszym imieniu lub dla naszego dobra. To też ma miejsce co 4 lata i nie jest akurat charakterystyczne dla żadnej konkretnej partii. Tak jak wspomniałem, podręcznik do gry jest tylko jeden, a pewnych zachowań nie da się łatwo wytępić.
Wszystkim, a więc sympatykom obydwu stron, pozostaje zastanawiać się, jakim cudem wybory zakończyły się takim właśnie wynikiem. Zwolennicy partii republikańskiej nie mogą uwierzyć, że przegrali, bo na palcach jednej ręki mogą policzyć znane im osoby głosujące za demokratami. Po drugiej stronie myśli biegną tym samym torem: Kim jest ta prawie połowa głosująca za republikanami, przecież ja nikogo takiego nie znam.
Okazuje się, że prawdopodobieństwo obracania się przez nas w środowisku o odmiennych poglądach politycznych jest z różnych powodów coraz mniejsze. Prowadzone od wielu lat badania ukazują coraz większą polaryzację społeczeństwa, co akurat można zaobserwować bez inwestowania w pracę naukowców. Sami dokonujemy segregacji – najpierw pod względem geograficznym. Podobno najczęściej wprowadzamy się do dzielnic, miasteczek, powiatów, czy stanów, w których większość mieszkańców wyznaje podobne nam poglądy. Oczywiście robimy to nieświadomie, ale jest to łatwe do przewidzenia. Nawet jeśli początkowo prezentujemy odmienne sympatie lub nie mamy ich w ogóle, to po jakimś czasie przejmujemy dominujące w otoczeniu. I tak liberalny mieszkaniec wielkiego miasta, dla którego broń palna może nie istnieć, po przeprowadzce na wieś, gdzie połowa mężczyzn uprawia polowania, w końcu wybierze się na jedno. Istnieje spora szansa, że mu się to spodoba. Nieświadomie zacznie wkrótce zmieniać inne poglądy na rzecz prezentowanych przez kolegów. To oczywiście tylko teoria, ale z drugiej strony jak często spotkać możemy pacyfistę wśród myśliwych?
Jeszcze jednym dowodem grupowania się ludzi jednej opcji są mapy wyborcze. Niezależnie do roku wyglądają one podobnie. Czerwone jest zwykle czerwonym, a niebieskie niebieskim. Tylko kilka stanów w całym kraju od czasu do czasu zmienia kolory, ale tam właśnie koncentruje się uwaga kandydatów i tam płyną miliardy dolarów na kampanie. Kto wie, jak głosowałyby te stany pozostawione samym sobie. Być może określiłyby kolor raz na zawsze i trzymały się go przez długie lata.
Każdy z nas preferuje określony styl życia. Każdy z nas ma jakieś zainteresowania wykraczające poza pracę zawodową i internet (zakładam, że każdy je ma). Oczywiście wprowadzając się w określone miejsce nie robimy sondażu politycznego wśród sąsiadów, ale wybieramy miejsce odpowiadające naszym potrzebom. Można więc założyć, że w sąsiedztwie znajdzie się wielu o podobnych potrzebach, a tym samym poglądach. Ponieważ nasze życie towarzyskie i zawodowe jest wynikiem tego, co oferuje okolica, sprawa jest prosta – nie znamy zbyt wielu osób o odmiennych poglądach. Podobno taka naturalna segregacja polityczna rozpoczęła się w latach 70.
Badania wykazują, że podobnie jest z preferowanymi przez nas mediami. Ktoś oglądający FOX nie zagląda do MSNBC wiedząc, że nie znajdzie tam nic dla siebie i odwrotnie. Podobnie jest z gazetami i stronami internetowymi. Czytamy i słuchamy tego, co odpowiada naszej ocenie świata. Dlatego nawet nie zdajemy sobie sprawy, że gdzieś obok istniej pokaźna grupa o całkowicie odmiennych poglądach.
Polaryzacja poglądów nie wychodzi nam na dobre. Żadna partia nie jest nieomylna, ale poszczególni ich przedstawiciele czasami mają poukładane w głowach. Warto więc czasami zanim udamy się do punktów głosowania odrobić pracę domową i naprawdę ich lepiej poznać. W czasie głosowania nie mamy obowiązku skreślania kandydatów jednej tylko strony, możemy pozwolić sobie na szaleństwo poparcia osób reprezentujących różne opcje. Bliskim nam kongresmanem może na przykład być republikanin, sędzią kandydat niezależny, a burmistrzem demokrata. Jeśli jednak nie odrobimy tej pracy domowej i do wyborów pójdziemy niedoinformowani wyrządzamy sobie i demokracji chyba większą krzywdę.
Nie wiem bowiem co jest gorsze – głosować bezmyślnie, czy nie głosować w ogóle.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
rafal@infolinia.com
'