Wyobraźmy sobie, że do 2035 r. liczba samochodów na świecie co najmniej podwoi się z obecnych ok. 850 milionów do ponad 1.7 miliarda pojazdów. Spróbujmy teraz odpowiedzieć na kilka prostych pytań typu: Ile będzie kosztowała benzyna, ile czasu przebywać będziemy w korkach, w jaki sposób wpłynie to na zanieczyszczenie powietrza, czy samochody elektryczne zawojują świat?
Oczywiście na większość z tych pytań nie da się w tej chwili odpowiedzieć, można jedynie zgadywać. Na szczęście dla mieszkańców USA większość nowych samochodów pojawi się Chinach i innych krajach azjatyckich. Korki będziemy mieli tylko nieco większe, niż obecnie, ale za paliwo w związku z wielkim zapotrzebowaniem globalnym będziemy płacić słono.
Więcej na ten temat dostarcza nam raport Międzynarodowej Agencji Energetycznej, założonej dla celów zapobiegania przerwom w dostawach ropy naftowej, działającej jako źródło informacji o statystykach dotyczących międzynarodowego rynku ropy i innych sektorów energetycznych, a także promującej rozwój alternatywnych źródeł energii, racjonalnych polityk energetycznych oraz wielonarodowej współpracy w zakresie technologii energetycznych.
Według wspomnianej agencji rozwój motoryzacji na świecie wyglądał w ostatnich latach następująco:
– W 2004 r. po ulicach świata poruszały się średnio 4 samochody na 1,000 osób
– W 2010 r. liczba ta podniosła się już do 40 na 1,000
– W 2035 r. wyniesie 310 pojazdów na 1,000 osób
Warto wiedzieć, że w Stanach Zjednoczonych jest obecnie 660 samochodów przypadających na 1,000 osób. oznacza to, że liczba ta będzie się u nas podnosić, ale w znacznie mniejszym stopniu, niż w innych częściach świata.
Kiedy tak wiele pojazdów pojawi się na drogach, ludzkość stanie w obliczu kilku problemów. Obrońcy środowiska zastanawiają się, w jaki sposób poszczególne kraje poradzą sobie z emisją gazów cieplarnianych. Ekonomiści obawiają się wysokich cen benzyny wywołanych rosnącym popytem. Producenci samochodów próbują odgadnąć, w jakim kierunku podążą technologie oraz, czy za 25 lat na drogach dominowały będą hybrydy i samochody elektryczne, czy może konieczne będzie całkiem nowe rozwiązanie.
Międzynarodowa Agencja Energetyczna ocenia, że na drogach w dalszym ciągu dominowały będą samochody wyposażone w tradycyjne silniki spalinowe. Owszem, będą bardziej oszczędne, ale nie na tyle, by zrównoważyć wysoką cenę paliwa wywołaną co najmniej dwa razy wyższym zapotrzebowaniem. Agencja wierzy, że w USA do 2035 r. odgórne rozporządzenie federalne będzie nakazywało producentom samochodów utrzymanie spalania w swych pojazdach na poziomie 60 mil z jednego galona.
Najwięcej pojazdów pojawi się w Chinach, gdzie rynek samochodowy dopiero się rozkręca. Jednak nie wolno zapominać o Indiach. Ocenia się, że w kraju tym w okresie najbliższych 23 lat liczba samochodów na drogach wzrośnie z obecnych 14 milionów do ponad 160 milionów.
Obserwując te liczy jasne jest, dlaczego większość producentów samochodów swą przyszłość wiąże z Azją, a szczególnie Chinami. Tamtejszy rynek już w tej chwili produkuje więcej pojazdów, niż USA, a w opinii ekspertów zapotrzebowanie jest kilka razy większe.
Mieszkańcy Chicago nie ucierpią aż tak bardzo. W 2040 roku rejon Chicago zamieszkiwać będzie 11 milionów osób, czyli o 2,400,000 więcej, niż obecnie. Zwiększy się tym samym liczba pojazdów, ale przy jednoczesnym rozwoju dróg i komunikacji publicznej. Dojazd do pracy po zatłoczonej autostradzie i miejskich ulicach, nawet w największych metropoliach USA, do których zalicza się Chicago, jest już teraz niczym w porównaniu z innymi zakątkami globu – wynika z badania przeprowadzonego przez IBM. Tylko co piąty kierowca w Chicago uważa, że korki w godzinach szczytu wpływają negatywnie na jego życie, włączając w to wyniki w pracy, czy w szkole. Na przykład w Pekinie przekonanych jest o tym ponad 80% badanych.
W badaniu globalnym największych miast Chicago znalazło się na 3 miejscu pod względem emocjonalnego i ekonomicznego wpływu jazdy w korkach na życie i jest to pozycja bardzo dobra zważywszy, że pierwsze miejsce zajęło miasto o najmniejszym wpływie, a ostatnie o największym. Tylko 19% kierowców w naszym mieście uznało, że długi dojazd do pracy ma wpływ na wyniki zawodowe, a powrót z niej na życie prywatne. Średnia dla wszystkich miast wyniosła 43%.
Najspokojniejszym, choć nie pozbawionym problemów drogowych wielkim miastem jest według naukowców Montreal w Kanadzie. Tuż za nim uplasował się Londyn, następnie Chicago, Sztokholm i Toronto.
Pięć najgorszych miast to Mexico City; Shenzhen i Pekin w Chinach, Nairobi w Kenii, oraz Johannesburg w Afryce Płd.
„To nie jest badanie wielkości korków w miastach. Wszystkie mają pod tym względem spore problemy – mówi Michael Noblett z IBM – Ponieważ Chicago zajęło 3 miejsce pod względem emocjonalnego i ekonomicznego wpływu korków na życie nie powinniśmy automatycznie wyciągać wniosku, że wszystko jest tu w porządku”.
Niestety, wyniki badań potwierdziły przy okazji spostrzeżenia i wnioski innych naukowców. Po raz kolejny stwierdzono, że budowa nowych dróg i ulepszanie istniejących sieci autostrad niewiele pomoże w przyszłości. Jedynym rozwiązaniem jest podobno inteligentny system komunikacji publicznej.
RJ
'