----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

12 grudnia 2012

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download
'

Niewielkie miasteczko Forsyth w naszym stanie może być pierwszym, które zdobędzie się na odwagę i nałoży limit kadencji dla swego burmistrza i radnych. Wszystko zależy od wyniku referendum, na które zdecydowały się władze, co samo w sobie jest wydarzeniem niecodziennym.

Jeśli mieszkańcy wyrażą taką wolę, a prawnicy potwierdzą, że ograniczenie liczby kadencji nie łamie jakiegoś prawa (co jest przecież w Illinois możliwe), wówczas Forsyth znajdzie się na pierwszych stronach serwisów informacyjnych i będzie przykładem dla innych społeczności.

Eksperci uważają jednak, że wiele małych miasteczek śladem Forsyth nie pójdzie, bo w wielu miejscach nie limitowanie władzy, ale znalezienie chętnych na stanowiska jest największym problemem. W dużych miastach, powiatach, stanach, problemu takiego nie ma. Ilu kandydatów mamy już na stanowisko zwolnione przez Jesse Jacksona Jr? Trzydziestu?

Limit kadencji znamy z wyższych urzędów – prezydenta, czy gubernatora. Jednak większość pozostałych pozycji limitowana nie jest. Wiele osób uważa, sam jestem jedną z nich, że w obecnych czasach nie jest to najzdrowsze rozwiązanie. Pamiętać jednak musimy, że w przeszłości było odpowiednie.

Ustawodawcami najczęściej wybierani byli zwykli obywatele, tzw. przedstawiciele społeczeństwa. Lubiani i szanowani przez sąsiadów, współpracowników, uznawani za uczciwych. Nie porzucali swych zajęć, ale w wolnych chwilach i w miarę możliwości uczestniczyli w posiedzeniach i podejmowali decyzje zgodne ze swoim sumieniem i wolą współobywateli. W tej chwili brzmi to trochę, jak fragment książki fantastyczno-naukowej.

Obecnie mamy teoretycznie ten sam system, a jakże inny. Legislatorzy stanowi zarabiają ponad 70 tysięcy dolarów rocznie i otrzymują niespotykane gdzie indziej świadczenia. Polityka jest karierą, a utrzymanie zdobytego stanowiska życiowym celem. Za wszelką cenę.

Za niemal każdym urzędującym politykiem stoi partia, której zależy na posiadaniu jak największej liczby głosów. Dlatego może on liczyć na fundusze i przede wszystkim kontakty. Zwycięstwo z raz wybranym ustawodawcą, burmistrzem, właściwie kimkolwiek zajmującym jakiekolwiek wybieralne stanowisko do łatwych zadań nie należy. Zbierają oni pieniądze w czasie pracy, każde wystąpienie i spotkanie jest automatycznie promocją własnej osoby. Bardzo często zdarza się, że do zapewnienia sobie zwycięstwa w kolejnych wyborach wykorzystują własne biuro, pracowników i należne im środki. Jak ktoś ich przyłapie to najwyżej gazeta codzienna opisze to na pierwszej stronie, co i tak w kolejnych wyborach nie ma znaczenia.

Tracimy na tym wszyscy, gdyż potencjalni kontrkandydaci nawet nie próbują walczyć z systemem. Dowodem jest fakt, że w ostatnich wyborach zarówno na poziomie federalnym jak i stanowym większość ustawodawców nie miała przeciwnika. Z jednej strony narzekamy, iż politycy doprowadzili nas na skraj przepaści, a w następnym momencie oddajemy głos na jedyne nazwisko znajdujące się na karcie lub nie oddajemy go w ogóle, co przynosi identyczny efekt.

Większość polityków urzęduje więc po kilkadziesiąt lat. Nikt mnie nie przekona, iż sa oni w dalszym ciągu przedstawicielami ludu, który ich wybrał. Lata przywilejów, pieniądze, sława i wpływy zmieniają każdego. Ich jedynym zadaniem jest utrzymanie stanowiska, co z roku na rok staje się coraz łatwiejsze. Pomaga w tym wszechobecna korupcja, której definicja podobnie jak sam urząd zmieniła się przez lata.

Ograniczenie liczby kadencji jest jakimś rozwiązaniem. Należę jednak do osób, które nie wierzą że jest to możliwe. Przede wszystkim sami ustawodawcy musieliby o tym zadecydować – ogłosić referendum w tej sprawie, lub bez konsultacji ze społeczeństwem podjąć odpowiednią decyzję. Nie sądzę, by wielu z nich chciało podcinać gałąź, na której siedzi.

O tym, że społeczeństwo jest gotowe na zmiany świadczą wyniki niedawnego sondażu. 76.8% zarejestrowanych do głosowania mieszkańców Illinois przekonanych jest o powszechnie panującej korupcji we władzach stanu. 68.5% chciałaby więc w ramach walki z nią zabronić przechodzącym na emeryturę politykom lobbowania wśród swoich kolegów przez co najmniej rok po opuszczeniu legislatury. Około 79% badanych uważa za istotne publikowanie rozliczeń podatkowych polityków, a ponad trzy czwarte pytanych chciałoby wprowadzenia limitu kadencji w Senacie stanowym oraz Izbie Reprezentantów. Kiedy o tym mówimy natychmiast przypomina nam się sylwetka przewodniczącego Izby, Michaela Madigana, który objął to stanowisko w 1983 r. i tylko raz, zaledwie na dwa lata musiał z tej funkcji zrezygnować.

Obecny gubernator, Pat Quinn, najlepszym gospodarzem nie jest, ale gdy obejmował stanowisko po Blagojevichu miał jeszcze szczere chęci na wprowadzenie drobnych usprawnień w funkcjonowaniu rządu i legislatury. Pamiętamy chyba o powołanej przez niego komisji ds. etyki, która po miesiącach obrad zarekomendowała kilka koniecznych zmian. Propozycje te nie były złe, jednak do wprowadzenia ich w życie potrzebna była oczywiście zgoda parlamentu, którego większość uwag dotyczyła. Skończyło się jak zawsze - na najwyższej półce ciemnego pokoju w piwnicach Capitolu w Springfield.

Wśród pomysłów znalazły się między innymi: zakaz przyjmowania przez kandydatów pieniędzy od lobbystów, zwiększenie kar za naruszenia norm etycznych przez polityków, przyznanie dodatkowych uprawnień prokuratorowi stanowemu oraz stworzenie specjalnej grupy antykorupcyjnej w policji stanowej, zmianę prawa tak, by jasno określało ono proces wytyczania okręgów wyborczych i wprowadzało do tego procesu pewne ograniczenia. Poza tym komisja nalegała na wprowadzenie ograniczeń liczby kadencji dla większości wysokich stanowisk w Illinois.

Gdyby wówczas wprowadzono w życie propozycje komisji, listopadowe wybory w naszym stanie wyglądałyby inaczej. Nie byłoby przesuwania wcześniej granic okręgów, kilku polityków musiałoby pożegnać się ze stanowiskiem, kilku przegrałoby nie mając pieniędzy na utrzymanie stanowiska. Być może w kilku przypadkach pozbylibyśmy się wartościowych polityków, przekonany jestem jednak, że stanowiliby oni zdecydowaną mniejszość.

Milego weekendu.

Rafał Jurak
rafal@infolinia.com



'

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor