Wiele jest symboli świat Bożego Narodzenia – ważnych i znaczących, tworzących nastrój tych najpiękniejszych w roku dni. Choinka jest jednym z tych, bez których nie byłoby świąt. Z tradycją choinki wiąże się jedna z najpiękniejszych opowieści wigilijnych, tym bardziej niezwykła dla nas, że związana z Chicago i jest całkowicie prawdziwa.
Historia ta sięga niezbyt odległych czasów, gdy Jezioro Michigan roiło się od żaglowców i parowców dostarczających towary do licznych portów położonych wzdłuż brzegów. Szczyt ruchu statków przypada na połowę XIX wieku. Pływało ich wtedy po jeziorze około 1800. Były to w większości żaglowce – szkunery. Przewoziły ludzi, zwierzęta, żywność, materiały budowlane, wszystko, co potrzebne było rozwijającym się szybko osadom.
Kapitan Herman Schuenemann urodził się ok. 1865 r. Był jednym z sześciorga dzieci biednych niemieckich emigrantów, którzy osiedlili się w miejscowości Ahnapee, obecnie Algoma (WI), nad brzegiem Michigan. Idąc w ślady starszego brata, Herman został żeglarzem. Jak ciężka i niebezpieczna to była praca, można sobie wyobrazić – jezioro jest groźnym przeciwnikiem pływających śmiałków, jego złą sławę potwierdzają liczne wraki zalegające dno po dziś dzień. Herman miał talent do pływania, był inteligentny, mądry, a przy tym silny i pracowity. Z czasem przeniósł się do tętniącego życiem Chicago. Ożenił się z Barbarą, także córką biednych emigrantów. Mieli czwórkę dzieci: trzy córki i syna. Razem z dziadkiem, ojcem Hermana wiedli skromne, ale szczęśliwe życie. Barbara szybko zrozumiała, że bycie żoną żeglarza na Michigan wymaga specjalnych cech – z czasem nauczyła się żyć ze świadomością, że każde wypłynięcie może być ostatnie. Tym bardziej nie akceptowała dodatkowych rejsów, które mąż, jego brat i kilku jeszcze innych zuchwałych kapitanów podejmowali już po zakończeniu sezonu, gdy jezioro było wyjątkowo niebezpieczne. To były transporty choinek do Chicago. Zwyczaj dekorowania choinek przywieźli ze sobą emigranci z Europy: Francuzi, Anglicy, Niemcy, Polacy. Niestety, w promieniu stu mil od Chicago nie było drzewek – wszystkie pochłonęło rozwijające się w ogromnym tempie miasto. Czyż można wyobrazić sobie prawdziwe święta bez choinki? Transport lądowy był drogi, nikogo nie stać byłoby na przywiezioną lądem choinkę. Ale szkuner mógł zabrać ich na pokład bardzo dużo, nawet 5 tysięcy! Nawet sprzedając bardzo tanio, mieli dodatkowy zarobek na święta i na długą zimę. W Wisconsin, w Michigan rosły miliony pięknych choinek! Była tylko jedna przeszkoda, stawiająca na szalę życie ludzi – jezioro. Jesienne sztormy zrywały się znienacka, niosły śmierć i ogromne straty – w tym czasie starano się ograniczać rejsy tylko do najwyższej konieczności. Ataki zimy – czasem wczesne i gwałtowne, nie dawały żeglarzom wielu szans. Kapitan Schuenemann w ciągu wielu lat pływania zdobył opinię wytrawnego i nieustraszonego – wychodził cało z wielu niebezpiecznych sytuacji. Dostarczanie choinek do Chicago stało się rodzinną tradycją – razem z bratem kontynuowali ją przez lata. Sprzedawali drzewka prosto z pokładu statku. Część rozdawali tym, którzy nie mogli zapłacić. Szczęście sprzyjało śmiałkom. W ciągu tych lat choinka stała się w Chicago prawdziwym symbolem świąt – dla biednych i bogatych, a kapitan Schuenemann otrzymał przydomek Santa Claus i zaskarbił sobie wdzięczność i sympatię tysięcy mieszkańców. W 1910 roku spełniło się jego wielkie marzenie - stał się właścicielem 1/8 części żaglowca Rouse Simmons, który oddano pod jego komendę. Statek miał za sobą 44 lata ciężkiej służby na wodach Wielkich Jezior – wysłużony był i sfatygowany. Nie zrażało to kapitana – włożył wiele pracy i wysiłku, aby poprawić kondycję swojego żaglowca.
W piątek, 23 listopada 1912 roku Rouse Simmons wypłynęła z ładunkiem ok. 3000 – 5000 choinek z portu Thompson w Michigan w kierunku Chicago. Choinki pokrywały cały pokład tak, że – jak opowiadali świadkowie, statek wyglądał, jak pływający las.
Wkrótce potem nastąpiło gwałtowne załamanie pogody. Nadciągnęła burza śnieżna z wiatrem przekraczającym 70 mil na godzinę. Tamtego dnia zatonęło kilka statków: m. in. South Shore, Three Sisters, and Two Brothers. Nie dotarł do portu także Kapitan St. Nicolas. O 2:50 pm widziano krótko z punktu ratowniczego Kewaunee (WI) szkunera z opuszczonymi do połowy żaglami, co oznacza wzywanie pomocy. Zanim zorganizowano akcję ratunkową – kolejne opady śniegu przesłoniły widoczność. Zaalarmowana stacja ratownicza w porcie Two Rivers wysłała na pomoc statek, niestety - poszukiwania okazały się bezskuteczne.
Przez wiele dni wyczekiwano Rouse Simmons na deku chicagowskiego portu. Wysłano na poszukiwania statki, przeszukiwano wybrzeże, bez skutku. Słuch po nim zaginął.
Przez wiele miesięcy jezioro wyrzucało na brzeg choinki. Dwanaście lat później wyłowiono w sieci rybackiej portfel kapitana, a w 1971 odnaleziono wrak szkunera, spoczywający 172 stopy pod wodą, w pobliżu portu Two Rivers. Pokład zalegają choinki – bez igieł, ale doskonale zachowane. Niezwykłe znalezisko przypomniało historię, która stała się ulubioną opowieścią wigilijną o ludziach odważnych, pełny pasji i miłości, o świętach, które zbliżają ludzi, o choince – symbolu tych świąt, która cieszy kolejne pokolenia małych i dużych mieszkańców Chicago.
Mam dla naszych miłych czytelników specjalny prezent na Gwiazdkę: Goldstar.com.
Na tej stronie zakupicie za niewielką sumę bilety na wspaniałe koncerty i spektakle. Polecam gorąco „Christmas Schooner” – wspaniały musical o Kapitanie St. Claus, pięknie zrealizowany, wypełniony muzyką i tańcem. Przepełni Wasze serca radością i otuchą – i z pewnością zapach choinki odzyska dla Was siłę i świeżość.
Życzę Państwu prawdziwie polskiej Wigilii, z opłatkiem i kolędą – przy pachnącej choince oczywiście.
Aby rozpocząć rok w wielkim stylu trzeba się wybrać koniecznie na „Noc w Wenecji” - wielką doroczną galę karnawałową Paderewski Symphony Orchestra z udziałem ponad 100 wykonawców. Informacje i bilety: pasochicago.org oraz bilety.com lub tel: 773 467 9000
Barbara Bilszta
'