Chicago jest jednym z nielicznych miast w kraju, gdzie liczba morderstw była w 2012 r. wyższa, niż w latach poprzednich. Po przykłady skutecznego ograniczania liczby zabójstw nie musimy sięgać do Nowego Jorku, czy Los Angeles, wystarczy przyjrzeć się metodom stosowanym w pobliskiej Aurorze, drugim co do wielkości mieście w Illinois. Po raz pierwszy od 1946 r. nie popełniono tam w ubiegłym roku ani jednego morderstwa.
Mimo, że Aurora jest drugim, co do wielkości miastem w Illinois i 112 w kraju pod tym względem, to w porównaniu do Chicago pozostaje niewielkim skupiskiem miejskim z liczbą mieszkańców poniżej 200,000.
Nie przeszkadza to jednak w dokonywaniu porównań. Mniejsza liczba mieszkańców, to mniejszy departament policji, jak również nieco mniejsza przestępczość. Inna skala, problemy jednak podobne.
W latach 80. dochodziło tam do kilku zabójstw rocznie. Rok 1987 był wyjątkowy, zginęła tylko jedna osoba, jednak w pozostałych latach dekady nie odnotowano nigdy więcej, niż 9 morderstw w okresie 12 miesięcy. Przez kolejne lata przestępczość, a tym samym liczba morderstw stopniowo spadały, mimo że liczba mieszkańców była coraz wyższa. Większość notowanych przypadków utraty życia była wynikiem kłótni domowych lub napadów.
W latach 90. zgodnie z ogólnokrajowym trendem problemów zaczęło przybywać i statystyki policyjne informowały już o kilkunastu takich przypadkach rocznie. W połowie dekady w mieście zaczęły pojawiać się gangi, których działalność doprowadziła do stopniowego wzrostu liczby zabójstw. W 1995 i 1996 odnotowano ich ponad 20. Sytuacja ta utrzymywała się aż do połowy lat 2000.
Ograniczenie przestępczości uznano za priorytet dla policji, rządu, szkół, organizacji, a nawet kościołów.
Przestępczość uznano za nowotwór trawiący całe społeczeństwo i przystąpiono do jej ograniczenia. Szkoły i organizacje społeczne wprowadziły dziesiątki programów dla młodzieży angażujących w rozmaite przedsięwzięcia szkolne i pozaszkolne. Kościoły w miejscach popełnianych zbrodni organizowały czuwania zwracając uwagę na bezmyślność i szkodliwość takich czynów. Policja w tym czasie przystąpiła do walki z gangami.
W lokalnym departamencie zmieniono całkowicie podejście do problemu. Do pomocy sprowadzono agentów FBI oraz biura Alcohol Tobacco and Firearms. W krótkim czasie dokonano kilkudziesięciu aresztowań, a dzięki udziałowi agencji federalnych wyroki dla nich były znacznie wyższe, niż przewidziane stanowym lub miejskim prawem. Przywódcy najważniejszych gangów na kilkadziesiąt lat usunięci zostali z ulic, a kulminacyjnym momentem był rok 2007, gdy w ramach operacji o nazwie First Degree Burn zatrzymano 31 osób i oskarżono je o 22 nierozwiązane dotąd morderstwa związane z działalnością zorganizowanych grup przestępczych.
Zaledwie rok później – w 2008 – odnotowano już tylko 2 morderstwa, kolejne 2 w 2009, cztery w 2010 i ponownie 2 w 2011. Ostatni raz dokonano tam zabójstwa 21 grudnia 2011 r., gdy młoda kobieta stała się ofiarą domowej przemocy.
W 2012 r. nie popełniono w Aurorze ani jednego morderstwa i władze mają nadzieję, że kolejny rok będzie podobny. Warto jeszcze wspomnieć, że pod względem innych kategorii przestępstw na tle innych miast podobnej wielkości Aurora wypada bardzo dobrze. Jest jednym z najbezpieczniejszych miast w Illinois.
W większości kategorii znajduje się na pierwszym miejscu, z wyjątkiem dwóch, gdzie lepsze okazało się Elgin. Chicago, Rockfor, czy Springfield mają wielokrotnie wyższe liczby.
506 morderstw w Chicago
Niestety, największe miasto w naszym stanie nie utrzymało tendencji spadkowej z ostatnich kilku lat. W 2012 r. popełniono w Chicago 506 morderstw, czyli o 71 więcej, niż w roku 2011. Jest to też najwyższa liczba od 2008 r., gdy na ulicach Chicago zginęło 512 osób.
Policja zwraca uwagę, że najwięcej zbrodni popełniono w pierwszych kilku miesiącach 2012 r., gdy notowano ich nawet o 60% więcej, niż w podobnym okresie roku 2011. Eksperci nie są zgodni, jednak większość z nich uważa, że przyczyniła się do tego łagodna zima i wcześniejszy, niż zwykle wzrost temperatur. Druga połowa roku to stopniowy spadek liczby morderstw w Chicago.
Publikując we wtorek dane departament policji przypomniał o wprowadzonych sposobach walki z przestępczością w ubiegłym roku, wśród nich o scentralizowanym systemie informacji o gangach, a także wyższej liczbie patroli policyjnych w najbardziej niebezpiecznych dzielnicach.
Dla mieszkańców Chicago tłumaczenie wzrostu liczby morderstw łagodniejszą zimą jest nie do przyjęcia. Zgadza się z nimi większość radnych miasta, którzy już dwukrotnie wzywali na poważne rozmowy szefa departamentu policji.
Garry McCarthy zapewnia, że w 2013 r. nie przekroczymy liczby 500. Trudno mu będzie tego dokonać, gdy już w 16 minucie nowego roku miasto było świadkiem pierwszego morderstwa.
Szef policji uważa jednak, ze sytuacja się zmienia.
“Nie ma czegoś takiego, jak akceptowana liczba zabójstw” – powtórzył wypowiedziane przez siebie rok temu słowa McCarthy. Dodał, że wprowadzone w połowie roku zmiany zaczęły już przynosić pierwsze efekty.
W 2012 r. największe miasto w USA, Nowy Jork, odnotowało mniej morderstw niż Chicago, bo 418 – najmniej w historii.
Porównując obydwie metropolie McCarthy, który przez lata pracował na wschodnim wybrzeżu, zwrócił uwagę na podstawową różnicę – podejście do broni palnej.
Być może Chicago jeszcze do niedawna było jedynym miastem zabraniającym jej posiadania, a stan Illinois jest jedynym do dziś zakazującym jej noszenia, jednak prawa są gdzie indziej surowsze.
Gdy McCarthy przejmował najwyższą funkcję policyjną w Chicago miał za sobą lata pracy w NYPD, gdzie stopniowo pokonywał kolejne szczeble kariery. Miał również doświadczenie z New Jersey, gdzie był szefem policji jednego z większych miast. Jednak po przyjeździe otrzymał w prezencie jako żart tablicę z napisem “Nie dbamy, jak to się robi w Nowym Jorku”. Tablica ta do dziś zawieszona jest na zewnątrz jego gabinetu, być może powinniśmy jednak zmienić jej treść i przyjrzeć się, jak to robią inni.
Wprawdzie w pierwszych sześciu miesiącach 2012 r. z ulic Chicago zarekwirowano dziewięć razy więcej broni palnej, niż w tym samym okresie w Nowym Jorku, to jednak ocenia się, że jest jej tu wciąż znacznie więcej.
W NY obowiązują znacznie wyższe wyroki, niż w Chicago za posiadanie nielegalnej broni. Poza tym należy tam zgłosić jej kradzież lub zaginięcie w okresie maksymalnie 24 godzin. W Illinois nie ma takiego wymogu.
“Posiadając pozwolenie na broń możesz wejść do jakiegokolwiek sklepu w stanie i kupić 9 mm pistolet, a tuż po wyjściu wręczyć go obcej osobie – mówi McCarthy – Nikt tu nie bierze żadnej odpowiedzialności za los tej broni”.
Garry McCarthy ma nadzieję, że 16% spadek liczby zabójstw w Chicago w ostatnich miesiącach roku nie był przypadkowy. Głęboko wierzy, że przyszły będzie pod tym względem znacznie lepszy.
RJ
'