----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

09 stycznia 2013

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download
'

Ludzkie wyobrażenia o przeszłości czasem sprawiają ogromne figle – okresy, w których zdarzyło się wiele złego pamiętamy jako złoty wiek, a (co prawda miękkiego) dyktatora, który wszystko zawalił, chwalimy jako dobrego gospodarza.

Gdyby żył, Edward Gierek 6 stycznia obchodziłby swoje 100 urodziny. Część polityków i dziennikarzy wykorzystała ten fakt do odświeżenia wizerunku byłego I sekretarza, przypomnienia, jaki to był dobry przywódca i włączenia go w poczet bohaterów historii Polski. O ile sam pomysł raczej nie odniesie sukcesu, to przypomina o czymś innym – o fenomenie gierkizmu i jego ciągle pozytywnym odbiorze społecznym.

Gierek na stanowisku przywódcy Polski Ludowej zastąpił w grudniu 1970 r. Władysława Gomułkę, całkowicie skompromitowanego rozkazem strzelania do robotników na Wybrzeżu. Wraz z nim do władzy doszła nowa, młodsza generacja działaczy partyjnych, którzy swoją aktywność polityczną zaczynali gdzieś w latach 40. Ale nie tylko to było ważne. Nowy I sekretarz w swoim wizerunku politycznym zdecydowanie różnił się od „Wiesława”. Wojnę spędził jako górnik w Belgii, znał dobrze język francuski, nie kojarzył się więc ani z komunistami przybyłymi z ZSRR, ani z partyzantami. Jako długoletni przywódca partii na Śląsku wyrobił sobie markę „dobrego gospodarza”, dbającego o potrzeby klasy robotniczej. Można widzieć w nim polityka, który wiedział, czym są dzisiejsze public relations – wydawany wówczas w Katowicach dziennik „Trybuna Robotnicza” budował jego pozytywny wizerunek, który przenikał też na całą Polskę.

Program Gierka był prosty: odpuścić nieco na froncie ideologicznym i skupić się na kwestiach gospodarczych, zdobywając poparcie Polaków nie poprzez idee, a zapewnienie im dobrobytu. Stąd też rozmach inwestycyjny, większe nakłady na konsumpcję, podwyżka płac, wprowadzenie nowego, bardziej „menadżerskiego” stylu zarządzania przedsiębiorstwami. Wszystko dzięki kredytom zachodnim, chętniej udzielanym przez duże państwa europejskie, zwłaszcza RFN, który przestał prowadzić politykę całkowitego negowania polskiej granicy na Odrze i Nysie, próbując dostosować się do nowej sytuacji geopolitycznej.

Nowy styl było widać też w otoczce politycznej. I sekretarz nie był ascetycznym starcem, ale rzutkim, nowoczesnym przywódcą, który potrafił dogadać się nie tylko z Breżniewem, ale także z politykami z Zachodu. Zliberalizowano cenzurę, rozwijano telewizję, która stała się medium nowocześniejszym i dynamicznym, przyhamowano ataki na Kościół. Co ważne, nastąpiło też dużo większe otwarcie na Zachód, choć nadal nie można było trzymać paszportu w domu, a o dostaniu tego towaru luksusowego decydował urzędnik z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.

Dla społeczeństwa polskiego początek lat 70. XX był prawdopodobnie najlepszym czasem gdzieś od dwudziestolecia międzywojennego. Później było gorzej: wojna, powojenny głód, zniszczenia, migracje, okres odbudowy zmuszający do wyrzeczeń czy wreszcie siermiężny socjalizm, z jego niedoborami, złymi warunkami pracy i ogólną biedą. Gierkowi udało się stworzyć model „socjalistycznego państwa dobrobytu”, w którym społeczeństwu zapewnia się pracę za dobrą pensję, niskie, dotowane przez państwo ceny, mieszkanie w bloku z wielkiej płyty, wczasy w Bułgarii lub na Węgrzech i nieidealnego, ale własnego Malucha. Na kilka lat Polacy przestali odczuwać stan permanentnego kryzysu, który towarzyszył im przez dużą część XX wieku.

Swój szczyt gierkowska „modernizacja” osiągnęła w latach 1974-1975. Nastroje społeczne w tym czasie najlepiej musiały świadczyć o poparciu dla władzy (nawet piłkarze wygrywali na Mistrzostwach Świata). Już jednak w 1976 r. gospodarka zaczęła się krztusić: zła sytuacja na rynkach światowych, nieprzygotowanie Polski do spłacania zaciągniętych kredytów i zbyt wiele pieniędzy na rynku wewnętrznym znów wplątały kraj w kryzys. W roku tym próbowano ratować rynek podwyżkami cen, wywołało to jednak bunt robotników, stłumienie demonstracji i powrót do starej sytuacji. Druga połowa lat 70. to już przeciwieństwo wcześniejszego okresu – pogrążanie się w coraz większych problemach gospodarczych, coraz większe niedobory w sklepach, rozwój czarnego rynku, pogłębianie się patologii społecznych: pijaństwa, apatii, korupcji. Jednocześnie zaś władza nadal próbowała odgrzewać stare hasła, próbować kontynuować propagandę sukcesu i zapewniać, że Polska Ludowa jest dziesiątą gospodarką świata. Zestawienie rzeczywistości z jej medialną alternatywą jeszcze bardziej powiększało złe nastroje społeczne. Wybuch był tylko kwestią czasu, przyszedł latem 1980 r.

Patrząc na bilans „dekady Gierka”, trudno powiedzieć by był on tak dobrym przywódcą i gospodarzem. Nie był klasycznym zamordystą, raczej pragmatykiem, któremu wydawało się, że potrafi rozładowywać napięcia. Sądził też, że poprzez same kredyty uda mu się podźwignąć polską gospodarkę. Niestety, cały program zawiódł i w efekcie było gorzej, a potrzeby społeczeństwa, któremu odebrano dobrobyt, były jeszcze większe.

Skąd jednak dobra pamięć o latach 70. i mit doskonałego „gospodarza”, za którego „sklepy były pełne”? Czy dobre doświadczenia początku dekady stały się mocniejsze, niż te złe z jej końca? A może zadziałał zupełnie inny proces – czasy Gierka to okres młodości całego pokolenia powojennego boomu demograficznego. A czy czasów, gdy byliśmy młodzi, nie pamięta się lepiej?

Tomasz Leszkowicz



'

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor