W internecie znaleźć można listę 50 wstydliwych rzeczy, w których Ameryka znajduje się na pierwszym miejscu. Wbrew pozorom nie jest to zestawienie stworzone przez wrogów tego kraju, ale ludzi pamiętających dawne, podobno lepsze czasy. Zestawienie stworzono jako ostrzeżenie i próba zwrócenia uwagi na coraz częstsze problemy tu występujące.
Ameryka ma więc najwyższą liczbę prawników w przeliczeniu na mieszkańców, najwięcej zachodzących w ciążę nastolatek, pierwsze miejsce w produkcji filmów pornograficznych, najbardziej skomplikowany system podatkowy oraz najwięcej praw regulujących nasze życie. Na zbrojenia USA wydają więcej, niż kolejne 12 krajów razem wziętych, podobno znajdujemy się też na pierwszym miejscu pod względem wydatków na służbę zdrowia oraz, trudno w to uwierzyć, szkolnictwo.
Poza kilkoma wyjątkami, chyba w żadnym innym kraju powiedzenie "masz za co płacisz" nie jest bardziej prawdziwe. Idąc do sklepu wiemy, że trzykrotnie droższa koszula prawdopodobnie będzie lepszej jakości, że dwa razy droższy samochód pewnie będzie nieco lepszy. Sprawdza się to również w usługach medycznych, podczas wyjazdu na wakacje oraz podczas kupowania biletów na koncert. W szkolnictwie najwyższe na świecie wydatki w żaden sposób nie przekładają się na poziom nauczania. Pomijam tu prywatne szkoły każdego stopnia, bo choć są wyjątki, zwykle prezentują wyższy poziom od placówek publicznych.
Od kilku lat pojawiają się głosy nawołujące do likwidacji departamentu szkolnictwa w rządzie federalnym. Miliardy dolarów są tam marnotrawione, bo przecież nie zasilają w najmniejszym stopniu stanowych systemów finansowanych przez lokalne podatki od nieruchomości, czy dochód z loterii.
Grupa urzędników zajmuje się tam wyłącznie tzw. koordynacją i od czasu do czasu przydziela pomoc poszczególnym okręgom. Przykład mieliśmy w ubiegłym roku, gdy reprezentujący Illinois kongresman "załatwił" w Waszyngtonie przekazanie chicagowskim szkołom kilkuset używanych komputerów i drukarek, które wymieniano w budynkach rządowych stolicy. Gdyby pieniądze wydawane przez władze federalne na sprawy związane z oświatą wykorzystać na zakupy i dofinansowania, to wszystkie szkoły posiadałyby laboratoria na miarę XXI wieku, nauczycieli byłoby dwa razy więcej, klasy byłyby mniejsze i jeszcze sporo by zostało.
Nie można jednak obarczać winą za poziom nauczania tylko Waszyngtonu. O wiele większe zasługi w upadku szkolnictwa publicznego mają nasze lokalne departamenty. Problemy ma nie tylko Chicago. Mało tego, w niektórych przypadkach chicagowskie podstawówki nauczają lepiej. Trudno w to uwierzyć.
Specjaliści są zgodni: szkoły produkują obecnie najgłupsze pokolenie w historii. Uczęszczający do szkół posiadają takie same umiejętności wchłaniania wiedzy jak ich rodzice, czy dziadkowie, jednak szkoły nie są zainteresowane pokazaniem jak to się robi. Lub też same nie wiedzą jak to się robi. Poziom wiedzy wielu nauczycieli też pozostawia ostatnio sporo do życzenia. Produktem takiego systemu są młodzi ludzie, którzy mają kłopot z odpowiedzią na najbardziej podstawowe pytania.
W sondażu przeprowadzonym przez National Geographic Society zaledwie 37% osób w wieku 18-24 lata pokazało na mapie Irak, w którym od lat przebywają amerykańskie wojska, i który od 10 lat nie schodzi z pierwszych stron gazet. Zaledwie 50% badanych w tym samym wieku było w stanie pokazać na mapie Nowy Jork. W jaki sposób ludzie ci mają decydować o polityce kraju, zabierać głos w dyskusjach międzynarodowych, czy nawet wybierać polityków bazując na ich programach wyborczych?
Osobny sondaż przeprowadziła organizacja Common Core walcząca o poprawę standardów nauczania w USA. Wyniki powinny być dla przeciętnego mieszkańca tego kraju szokujące: Tylko 43% uczniów szkół średnich wiedziało, że Wojna Secesyjna miała miejsce gdzieś w drugiej połowie XIX wieku, a 60%, że I Wojna Światowa to początek XX wieku.
W 2009 r. w stanie Oklahoma przeprowadzono podobne badanie wśród uczniów liceów. Na pytanie: Jak nazywają się dwie izby składowe Kongresu odpowiedziało poprawnie zaledwie 27%. Kto napisał Deklarację Niepodległości? – 14%. Jaki ocean znajduje się na wschodnim wybrzeżu USA? - 61%. Dwie główne partie polityczne w kraju? – 43%. Ile trwa kadencja senatora? – 11%. Kto był pierwszym prezydentem USA? – 23%.
Podobnych wyników jest więcej, z roku na rok są one coraz gorsze. To kolejne pokolenia, które stopniowo przejmują władzę, decydują o polityce zagranicznej, krajowej, ekonomii, obowiązujących prawach, itd.
Nie powinniśmy się więc dziwić, że prezydent tego kraju ma problemy z rozróżnieniem na konferencji prasowej Afganistanu i Pakistanu, lub witając przywódcę jakiegoś odwiedzanego kraju używa imienia jego poprzednika. Mamy natomiast pełne prawo dziwić się, jakim cudem wydatki na edukację są w tym kraju najwyższe na świecie.
Wracając do listy najbardziej wstydliwych spraw, w których jesteśmy na 1 miejscu – na omówienie której w całości, niestety, zabraknie już miejsca – warto jeszcze wiedzieć, że sprzedajemy najwięcej broni do innych krajów, łykamy najwięcej lekarstw, oraz mamy największe długi, zarówno indywidualne, budżetowe, jak i wobec innych.
W USA u największej liczby osób rozpoznaje się też choroby psychiczne, ale pamiętajmy, że połowa tych schorzeń jest produktem naszej własnej, bogatej wyobraźni. Podobno też kupujemy najwięcej w świecie substancji zakazanych, w tym narkotyków, ale musimy zdawać sobie sprawę, że w żadnym innym kraju lista zakazanych substancji nie jest tak długa.
Ameryka wciąż jeszcze ma się czym naprawdę pochwalić, ale niestety, ta druga lista zaczyna być niebezpiecznie krótka.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
rafal@infolinia.com
'