----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

06 marca 2013

Udostępnij znajomym:

'

Dążenie do szczęścia jest gwarantowanym przywilejem. Nie wiadomo jednak, czy pogoń za szczęściem oznacza to samo i czy również jest chroniona. W ogóle to szczęście jest pojęciem względnym, w związku z czym jego definicja jest inna dla każdego. Zdarza się przecież coraz częściej, że nasza pogoń za czymś, co ma nas uszczęśliwić jest nagle zatrzymana przez właśnie wprowadzone prawo, ograniczona brakiem społecznej akceptacji lub duszona przez nas samych z różnych powodów. Do szczęścia więc dążyć możemy, ale nie za wszelką cenę, z poszanowaniem obowiązujących praw i opinii sąsiadów, nie wystawiając na szwank własnego wizerunku, itd.

Przeglądając listy najszczęśliwszych narodów dochodzę do wniosku, że niekoniecznie pojawia się ono tam, gdzie zarabia się najwięcej i gdzie zawsze świeci słońce otoczone pióropuszem palm. Choć akurat krajów zamożnych i słonecznych jest na liście sporo. To oczywiście przypadek...

Władze USA nie wiedzą, czy mieszkańcy kraju są szczęśliwi. Chcieliby jednak posiadać taką wiedzę. Z jednej strony trochę to śmieszne, z drugiej szczęśliwy jestem, że mój rząd interesuje się moim samopoczuciem. Powołano więc specjalną komisję, której zadaniem jest stworzenie uniwersalnej definicji szczęścia wykorzystywanej później w pomiarach. Grono jest zacne – naukowcy, sportowcy, pisarze. Kilku specjalistów z zakresu ekonomii, kilku psychologii. Kilku dostało w przeszłości Nobla.

Chodzi o to, że do tej pory każde kolejne władze tego kraju przekonane były, iż mieszkają tu wyłącznie ludzie szczęśliwi. Podobno miał to gwarantować wysoki przyrost PKB na głowę i niskie ceny benzyny. Gdy sytuacja gospodarcza kraju zaczęła się zmieniać, pojawiły się obawy, że ludzie są mniej szczęśliwi. W związku z tym przeznaczono "trudno określić ile" milionów dolarów na zbadanie problemu.

Podobno to Kennedy powiedział, że "mierząc sukces kraju poziomem dochodu narodowego powinno się pamiętać, że składa się on z zanieczyszczenia środowiska, reklam papierosów i karetek uprzątających krwawe wypadki na autostradach. Na sukces finansowy składa się wszystko z wyjątkiem tego, co naprawdę sprawia, że warto żyć". Przypomniano nam o tym, gdy pojawiły się pierwsze informacje dotyczące nowego programu rządowego.

Stare powiedzenie mówi, że pieniądze szczęścia nie dają. Oczywiście nie każdy się z tym zgodzi, ale statystyki zdają się to potwierdzać. W 2010 r. USA znalazły się na 12 miejscu listy krajów, których mieszkańcy zadowoleni byli z życia. Na lepszym, 11 miejscu uplasowała się Panama. Dochód narodowy jest u nas sześć razy większy, więc chyba nie o pieniądze chodzi.

Sam program ma na celu określenie skuteczności polityki aktualnie sprawującej władzę administracji. Raz wprowadzony system będzie służył przyszłym pokoleniom i wszystkim partiom biorącym udział w wojnie na górze. Nie wystarczą już bowiem zwykłe badania sondażowe. Nasze szczęście będzie teraz miernikiem popularności polityków. Nie jest to nowy koncept, podobne działania prowadzone są od kilku lat we Francji i Wielkiej Brytanii. Są również kraje, gdzie z góry założono, że mieszkańcy mogą być szczęśliwsi i powołano komisję do realizacji tego celu. Tak na przykład jest w Królestwie Buthanu. W różnych krajach w przeszłości stosowano to drugie rozwiązanie. W Polsce na przykład nazywało się to planami kilkuletnimi. Mieliśmy plan roczny, pięcioletni, dziesięcioletni... wszystkie równie udane.

Amerykańska Komisja Szczęścia ma trudne zadanie. Jak bowiem to wszystko zbadać i nazwać. Jest tyle odmian szczęścia. To trochę jak z inteligencją. Też jest jej wiele odmian - logiczna, językowa, muzyczna, ruchowa, społeczna i kilka innych. Dzięki temu każdy znajdzie coś dla siebie. Możemy nie posiadać podstaw dobrego wychowania, twierdzić, że ziemia jest płaska lub wyznawać najnowsze teorie spiskowe, ale będziemy ładnie się ruszać na parkiecie i to wystarczy, by nazwać nas inteligentnymi inaczej.

Szczęście ma na szczęście mniej kategorii, ale i tak wystarczy, by dostosować jedną do aktualnej sytuacji. Jeśli stracimy pracę rząd będzie powoływał się na nasze szczęście rodzinne. Gdy w rodzinie nie będzie nam się wiodło, to zapyta nas o szczęście zawodowe. Opcji jest wiele.

Ogólne zadowolenie z życia to bardziej refleksyjny aspekt szczęścia i naukowcy twierdzą, że najłatwiejszy do zmierzenia. Poza tym otrzymuje się tu najlepsze wyniki. Bo ogólnie większość z nas zawsze znajdzie coś, co nas cieszy, trzeba nas tylko na to odpowiednio naprowadzić,  wykorzystując oczywiście najnowsze zdobycze nauki. Bardziej szczegółowe wypytywanie może już przynieść inne rezultaty.

Ktoś kiedyś powiedział, że "jeśli chce się być szczęśliwym, nie wolno gmerać w pamięci." To według mnie doskonała rada, którą wiele osób powinno wziąć sobie do serca. Z drugiej strony czasami wspomnienia są tym, co niektórzy nazywają "nieodłącznym elementem szczęścia".

Tak, czy inaczej, "gmeranie" w mojej głowie przez rząd i poszukiwanie śladów szczęścia jest do niczego niepotrzebne. Bo co właściwie zyskujemy za te "trudne do określenia" miliony dolarów wydane na badania?

Czy zwiększenie się liczby nieszczęśliwych mieszkańców sprawi, że rząd nagle zmieni swą politykę? Czy może za kolejne "trudne do określenia" miliony dolarów przeprowadzi zmasowaną akcję promocyjną w mediach, której celem będzie poprawienie mojego samopoczucia? Czy też wprowadzi cenzurę na artykuły mogące pogarszać mój nastrój. Zawsze też można po prostu zakazać bycia nieszczęśliwym. Osoby łamiące prawo, czyli nieszczęśliwe, będą izolowane. Jak wiadomo ich opinie nie liczą się w badaniach statystycznych.

Podobno szczęście zawsze jest blisko. Trochę nieuchwytne, trudne do określenia, tajemnicze. Gdy słyszę o podobnych pomysłach obawiam się, że możemy je na długo wystraszyć i przepłoszyć.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak
rafal@infolinia.com



'

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor