Chicago przyznało w tym tygodniu w ramach ugody kolejne 7 milionów dolarów osobom poszkodowanym przez policję, tym samym przekraczając w niecałe 3 miesiące przeznaczony na ten cel roczny budżet. Wypłat będzie więcej, bo kilka spraw jest właśnie rozpatrywanych, a kolejne niemal każdego tygodnia wpływają do sądu.
Największą sumę miasto wypłaciło w styczniu, gdy rada miasta przyznała 22,5 mln. mieszkance Kalifornii aresztowanej na lotnisku Midway w 2006 r. Christina Eilman zatrzymana została na kilka godzin, a następnie bez postawienia jej żadnych zarzutów wypuszczona w niebezpiecznej dzielnicy miasta. 21-letnia wówczas kobieta została pobita, zgwałcona i wypchnięta z okna budynku. Jej obrażenia były bardzo poważne – do dziś nie może samodzielnie chodzić. Reprezentujący ja prawnik poinformował, że w momencie aresztowania cierpiała na chorobę dwubiegunową i depresję.
Drugie odszkodowanie w styczniu wynoszące 8 milionów 750 tysięcy otrzymał mężczyzna, który w więzieniu spędził niesłusznie 26 lat. Był on jedną z ofiar tortur porucznika Burge.
W tym tygodniu Chicago przyznało kolejne odszkodowania w wysokości ponad 7 milionów dolarów. Tym samym przekroczono znacznie sumę 27 milionów odłożoną w tegorocznym budżecie na podobne wypłaty i to zaledwie w okresie pierwszych trzech miesięcy roku.
Jeśli pojawią się kolejne, miasto będzie musiało sięgnąć po inne środki. Prawdopodobieństwo kolejnych wypłat jest duże. W tej chwili rozpatrywanych jest w sądzie kilka spraw dotyczących przekroczenia uprawnień przez policję. Tylko w tym tygodniu do sądu federalnego wpłynęły dwa takie wnioski.
W ostatnich latach skarg na policję i związanych z tym od czasu do czasu sądowych rozpraw jest zdecydowanie mniej. Rośnie jednak wysokość wypłat, zwłaszcza związanych z działalnością skazanego w ubiegłym roku byłego porucznika chicagowskiej policji, Jona Burge.
Przy okazji powraca temat nadużywania władzy przez policję. W ramach odzyskiwania zaufania społecznego miasto opublikowało kilka lat temu listę policjantów, wobec których najczęściej składane są skargi i zażalenia. Lista ta nie jest jednak zbyt często uzupełniana. Kolejni szefowie departamentu uważają, że ujawnienie wszystkich informacji może okazać się szkodliwe. Coraz więcej osób przyznaje im rację. Okazuje się bowiem, że w ponad 45% przypadków osoby składające doniesienia na oficerów nie chcą później uczestniczyć w prowadzonym śledztwie i odmawiają dalszych zeznań. Większość z tych osób to członkowie gangów i innych grup przestępczych, którzy w ten sposób starają się podważyć wiarygodność policjantów.
“Nawet jeśli tylko mała część ze wskazanych policjantów trafiła na tę listę z powodu fałszywych oskarżeń musimy ich chronić – mówił w 2007 r. ówczesny rzecznik policji – Ujawnienie pełnych danych spowoduje lawinę oskarżeń, a nawet czynnych napaści. Zagrożeni będą już nie tylko wymienieni w dokumencie policjanci, ale także ich rodziny”.
RJ
'