Ponad dekadę temu władze Chicago wykorzystały miliony dolarów z funduszu Federalnej Agencji Zarządzania Kryzysowego (FEMA). Pieniądze te przeznaczono wówczas na uprzątanie śniegu z lotnisk Midway i O`Hare podczas wyjątkowo ciężkiej zimy w sezonie 1999/2000. Po kilkunastu latach okazało się, że miliony te trzeba oddać.
Zaległy rachunek niektórzy nazywają kolejną “bombą pozostawioną w spadku przez administrację Richarda Daley”. Przez lata prawnicy miejscy i reprezentujący FEMA pisali odwołania i przekładali wydanie decyzji. W końcu sprawą zajął się sąd, który zadecydował, że w ramach ugody miasto musi zwrócić $6 mln. do budżetu Federalnej Agencji Zarządzania Kryzysowego.
Rzeczywiście, zima w sezonie 1999/2000 była wyjątkowo sroga i w wielu przypadkach obfite opady śniegu uznano za klęskę żywiołową. Jednak uprzątnięcie międzynarodowych lotnisk na pomoc federalnej agencji nie kwalifikuje się – uznał sąd.
Zamiast korzystać z pieniędzy FEMA miasto powinno było wydać na ten cel fundusze gromadzone dzięki opłatom lotniskowym, które zresztą temu, między innymi, mają służyć – przeczytać można w uzasadnieniu decyzji osiągniętej po wielu latach.
Sędzia nie był też przekonany, że międzynarodowe linie lotnicze korzystające z lotnisk Midway i O`Hare można zakwalifikować jako “ofiary burz śnieżnych w Chicago”.
Same linie dmuchają na zimne i od razu informują władze Chicago w wysłanych już pismach, że powinny być odpowiedzialne za standardowe prace na lotnisku, a nie uprzątanie ilości śniegu, które nawet władze Illinois nazwały katastrofą naturalną.
Ostatnie pytanie w sprawie brzmi więc: Kto zapłaci teraz zaległy rachunek sprzed kilkunastu lat pozostawiony w spadku przez poprzednią administrację?
Rahm Emanuel zapewnia, że jeśli rachunek na 6 milionów dolarów otrzyma i jeśli zawiodą ostatnie sposoby odwołania, wówczas pieniądze pochodzić będą z funduszy lotnisk i ani jeden dolar nie trafi na ten cel z kieszeni podatnika.
RJ
'