----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

10 kwietnia 2013

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download
'

Trzy lata temu władze Chicago podpisały umowę z kalifornijska firmą, która do końca 2011 roku obiecała zamontować na ulicach miasta pierwsze 280 ogólnodostępnych punktów ładowania samochodów elektrycznych. Na początek przeznaczono na ten cel 2 miliony dolarów. Mamy kwiecień 2013 roku. Sieci punktów ładowania nie ma, prace zostały już dawno wstrzymane, a sprzedawcy samochodów powoli rezygnują w związku z tym z planów sprzedaży elektrycznych wersji pojazdów w naszej aglomeracji.

Kontrakt z firmą 350 Green z Los Angeles przewidywał, że na ulicach Chicago i kilku przedmieść wybudowane zostaną nowoczesne, ekspresowe stacje ładowania samochodów elektrycznych. Na początek, w okresie pierwszych kilkunastu miesięcy od podpisania umowy miało ich być prawie 300. W kolejnym roku miały powstać następne.

Chicago nie mogło już dłużej zwlekać z tą decyzją. W całej aglomeracji istniało wówczas zaledwie kilka podobnych punktów, w większości należących do prywatnych firm dzierżawiących wyposażone w elektryczne silniki pojazdy i raczej niedostępne dla prywatnych kierowców.

Niedostępność stacji ładowania poważnie ogranicza zasięg i użyteczność tych pojazdów, które 3 lata temu były największym wydarzeniem na rynku motoryzacyjnym, a eksperci przewidywali, że w krótkim czasie będą wielkim przebojem wśród kupujących.

Prognozy dotyczące popularności i sprzedaży nie sprawdziły się. Liczba kupowanych egzemplarzy jest znacznie niższa, niż nadzieje producentów. Do tej pory jednak nie wiadomo do końca, czy przyczyna jest ich cena, czy brak możliwości ich ładowania.

W 2011 r. chodziło o wykorzystanie koniunktury. Większość firm produkujących pojazdy elektryczne uzależniała rozpoczęcie ich sprzedaż w danym rejonie od istnienia tam sieci punktów ładowania. Dlatego podobną do chicagowskiej umowę z firmą 350 Green podpisały między innymi miasta w Utah, Ohio, Pensylwanii, Kansas, czy Kalifornii.

W żadnym z wymienionych miejsc sieć taka nie istnieje. We wszystkich prace nad jej stworzeniem przerwano już dawno, w większości pojawiły się informacje o nieprawidłowościach w finansowaniu projektów.

Okazuje się, że winne nie są władze tych miast, ale firma 350Green, która przyjmowała pieniądze na projekt w ramach finansowania od rządu federalnego. Problem w tym, że według prezentowanych dokumentów podwykonawcy 350 Green otrzymali wynagrodzenie, podczas gdy w rzeczywistości bywało różnie. Sprawą zajęło się FBI, które jednak na razie nie ujawnia szczegółów i nie potwierdza nawet, że prowadzone jest jakiekolwiek śledztwo.

2 miliony, o których była mowa w dokumencie nie pochodzą z kieszeni chicagowskich podatników. To granty federalne i stanowe, które finansowały budowę. 350 Green dziwnie nimi dysponowała. Część podwykonawców wydaje się być fikcyjna. Na przykład firma będąca ekskluzywnym przedstawicielem producenta gotowych stacji ładowania otrzymał ponad milion. Producent zapewnia jednak, że w USA nie posiada żadnego ekskluzywnego przedstawiciela, a z wymienioną firma nigdy nie prowadził biznesu. Rzeczywiste firmy wykonujące prace w planowanych punktach nie otrzymały z kolei całości wynagrodzenia.

Dla kierowców z podpisanej przed 3 laty umowy korzyść jest niewielka. Z planowanych w pierwszym roku 280 stacji ładowania do dziś powstało 84. Prace nad kolejnymi 46 nigdy nie zostały ukończone. Porzucono plany wobec pozostałych.

Nie wszystko jednak stracone. Zerwana umowa podpisana będzie na nowo, z innym wykonawcą. Stacje będą powstawały, choć później i prawdopodobnie za wyższą cenę.

Gdyby projekt sprzed 2 lat został wówczas zrealizowany, Chicago byłoby dziś liderem, jeśli chodzi o dostępność stacji ładowania i być może sprzedaży elektrycznych pojazdów.

Na razie ich producenci wstrzymują się z rynkową ekspansją czekając na infrastrukturę, która pozwoli posiadaczom cieszyć się ze swych samochodów.

Powstające z wielkim opóźnieniem stacje będą kiedyś oferowały dwa różne sposoby ładowania pojazdów. Tradycyjny, nieco wolniejszy, oraz ekspresowy, czyli droższy, ale pozwalający na pełne doładowanie baterii w pół godziny. To jednak przyszłość.

Na razie Illinois wciąż elektrycznym stanem nie jest, choć jesienią 2011 roku obiecywał to gubernator Quinn. Miał nadzieję, że nasz stan będzie krajowym centrum produkcji samochodów elektrycznych. Po jego wizycie w Japonii i spotkaniach z przedstawicielami Mitsubishi mieliśmy szanse na stworzeni produkcji elektrycznych pojazdów tej firmy.

Szanse były, bo Mitsubishi posiada już sporą fabrykę i montażownię w naszym stanie, w miasteczku Normal. Chodziło tylko o wybudowanie dodatkowej linii montażowej.

Na razie, zarówno pod względem produkcji jak i ładowania pojazdów elektrycznych, Illinois nie ma się czym pochwalić. Statystykę podwyższa nieco rejon Chicago z kilkudziesięcioma takimi punktami, ale w porównaniu z innymi stanami wciąż jesteśmy w tyle.

RJ

'

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor