Jeśli by się zastanowić, jakich i ilu pisarzy amerykańskich jesteśmy w stanie wymienić bez większego wysiłku i dłuższego zastanawiania to z całą pewnością i bezapelacyjnie na pierwszym miejscu plasuje się Hemingway, aczkolwiek już z przypomnieniem sobie jego imienia mamy pewne trudności. A co po Hemingwayu? Szczerze mówiąc niewiele. Jeśli cokolwiek jeszcze pamiętamy, to raczej tytuły niż nazwiska. Znamy „Chatę wuja Toma”, ale nie wiemy, kto ją napisał, tak samo jak i z łatwością jesteśmy w stanie przypomnieć sobie treść „Przygód Tomka Sawyera”, a nawet, po chwili zastanowienia, gdzieś tam po obrzeżach pamięci plącze się nam nazwisko autora. O takie „plątanie” jest już trudniej, gdy mówimy o „Podpalaczach ryżu” czy „Zabijaniu drozda”, a nawet „Drodze do szczęścia”.
Proponuję przyjrzeć się wyborom tekstów wprawdzie z różnych epok i bardzo różnego kalibru, ale właśnie dlatego czy może dzięki temu zachwycających i niezwykle sugestywnych – ostatnio odkopałem bowiem stare wydanie „Współczesnych opowiadań amerykańskich” z roku 1973 opublikowane przez Iskry i w zadziwieniu oglądałem okładkę, a na niej takie sławy jak Bellow, Updike, Oates, Elliot, Baldwin i wielu innych „wielkich”, których raczej określamy teraz mianem klasyków, a nie pisarzy współczesnych. Jest wśród nich genialny John Cheever, którego opowiadanie „Pływak/The Swimmer” jest skonstruowane jak najbardziej wyrafinowana powieść psychologiczna, tyle że pomniejszona do objętości dziesięciu stron.
Czytamy to dwutomowe wydanie obejmujące w sumie 32 nazwiska z nieskrywanym zachwytem, bo pomieszczone w nim teksty dają nam kapitalną panoramę tego, co czterdzieści lat temu było współczesne, a teraz jest klasyczne i ciągle świetne, żeby tylko wspomnieć „Pierwsze spotkanie z wrogiem” Joyce Carol Oates z drugiego tomu tego zbioru.
W roku 2008 wyszedł inny wybór zatytułowany „Młoda proza amerykańska”, a w nim 21 różnych tekstów, których autorzy są nam w ogromnej części jeśli nie w ogóle obcy, to z całą pewnością mało znani. Jest wprawdzie między nimi bardzo dobrze reprezentowana w polskich tłumaczeniach Yiyun Li, o której dużo pisałem omawiając jej powieść „Włóczędzy” oraz zbiór opowiadań „Tysiąc lat dobrych modlitw”, ale to wyjątek, bo pozostałych autorów „ […] często już nagrodzonych amerykańskich pisarzy pokolenia trzydziestolatków polski czytelnik praktycznie nie zna: Daniel Alarcon, Judy Budnitz, Olga Grushin, Nicole Krauss, ZZ Packer, John Wray i inni piszą w różnych stylach i pochodzą z różnych kultur (biali, latynosi, afro amerykanie, artyści o korzeniach z dalekiego wschodu). Ciepły obrazek obyczajowy sąsiaduje z humoreską, psychodrama ze wschodnią przypowieścią, a nastrojowa proza poetycka z opowiadaniem w konwencji reportażu.”
Czytanie tych autorów to ogromna przyjemność, bo rzeczywiście, jak to określił wspomniany już James Wood, są mistrzami komponowania znakomitych historii, które pokazują naszą „tu i teraz” istniejącą rzeczywistość bez względu czy na to, czy określimy tę twórczość jako realistyczną, postmodernistyczną, eksperymentalną, fikcyjną czyli wyssaną z palca albo autobiograficzną, bo przecież wszystkie te elementy i pewnie jeszcze wiele innych, choćby modne ostatnio wpływy science fiction czy fantasy, można odszukać w prozie najmłodszej generacji pisarzy amerykańskich, co w niczym nie zmienia faktu pokazywania tego świata, w którym żyjemy współcześnie w sposób niesłychanie wręcz analityczny i swoiście prawdziwy.
Zbyszek Kruczalak
'