Korea znów stoi na skraju wojny. Groźby Kim Dzong Una brzmią groźnie, ale czy zdecyduje się on na użycie siły i konfrontacje ze Stanami Zjednoczonymi? Jego dziadek, Kim Ir Sen, taką próbę podjął 63 lata temu.
Po upadku Japonii w 1945 r. Półwysep Koreański został (podobnie jak Niemcy) podzielony na dwie strefy – amerykańską i radziecką. W każdej z nich supermocarstwa zainstalowały wierne sobie rządy. Na czele Południa stanął Li Syngman, na Północy zaś Kim Ir Sen – młody, wierny wobec Moskwy komunista i prawdopodobnie agent radzieckiego wywiadu. W tych pierwszych latach więcej szczęścia miała ekipa rządząca w Korei Północnej – dzięki pomocy Stalina stworzono podstawy nowego państwa oraz rozbudowano armię, w której jeździły czołgi T-34 i latały radzieckie samoloty, jej szeregi zasilili zaś byli partyzanci, zaprawieni w bojach w czasie chińskiej wojny domowej, która wyniosła do rządów w Państwie Środka Mao Tse-Tunga. Korea Południowa była zaś biedna, urzędnicy skorumpowani, w kraju tworzyła się partyzantka komunistyczna, armia znajdowała się w powijakach a Li Syngman próbował umacniać swoje dyktatorskie rządy. Dodatkowo, z półwyspu w 1949 r. wycofali się Amerykanie, a sekretarz obrony w administracji Trumana stwierdził, że Korea Południowa nie znajduje się w „strefie obrony” Waszyngtonu.
Kim dążył do wojny, łącząc hasła komunistyczne z nacjonalistycznymi (zjednoczenie wszystkich Koreańczyków). Początkowo Stalin hamował go – zimna wojna dopiero się zaczynała i Moskwa dopiero badała zachowania Amerykanów w różnych sytuacjach. Wreszcie jednak przywódcy północnokoreańskiemu udało się przekonać radzieckiego dyktatora, że konflikt w Korei nie będzie skutkował trzecią wojną światową. Wiele wskazuje na to, że Stalin zezwolił na wybuch wojny nie tylko chcąc wypróbować zachowanie Trumana i mając na uwadze względy strategiczne (Korea leży wszak blisko Japonii). Stary Gruzin mógł obawiać się, że Kim zwróci się o pomoc do swojego sąsiada Mao, co podważyłoby naczelną zasadę międzynarodowego komunizmu – decyzje podejmuje się na Kremlu.
25 czerwca 1950 r. oddziały północnokoreańskie przekroczyły granice na 38 równoleżniku i wkroczyły do słabo bronionej Korei Południowej, której wojska nie były w stanie powstrzymać doświadczonych dywizji komunistów. Amerykanie, którzy po paru dniach jednak przerzucili swoje oddziały na półwysep, również doznawali porażek – US Army, która pięć lat wcześniej wygrała drugą wojnę światową, była słabo przygotowana do nowego konfliktu. Pierwsze walki z oddziałami Kima zakończyły się dla wojsk amerykańskich kompromitacją (straty wyniosły ok. 30%). Pierścień obrony zacisnął się wokół portu Pusan, położonego na południowym-wschodzie Korei. Była to ostatnia przeszkoda na drodze komunistów do zwycięstwa.
W tych dniach prezydent Truman odniósł jednak jeden sukces. Jeszcze 25 czerwca zebrała się Rada Bezpieczeństwa ONZ, a tematem spotkania była sytuacja w Korei. W obradach nie uczestniczył przedstawiciel ZSRR Jakow Malik, który bojkotował prace tego ciała od czasu, gdy odmówiono udziału w nim przedstawicielom Chin Ludowych, stałym członkiem Rady pozostała natomiast Republika Chińska z Tajwanu, będąca sojusznikiem USA. Decyzja radzieckiego dyplomaty wpłynęła na losy świata – nie mógł on zgodnie z Kartą Narodów Zjednoczonych zawetować rezolucji, którą tego dnia uchwalono. Na jej mocy potępiono agresję Kima, wezwano go do wycofania się za 38 równoleżnik , a gdyby tego nie zrobił, upoważniano inne państwa do udzielenia pomocy Korei Południowej.
Dowódcą oddziałów amerykańskich został gen. Douglas MacArthur, w czasie drugiej wojny światowej dowódca operacji lądowych na Pacyfiku przeciw Japonii. Owiany sławą generał w charakterystycznej skórzanej kurtce był zdecydowany pokonać dywizje Kima. Pod Pusan Amerykanie nadal zażarcie się bronili. W tym czasie głównodowodzący wymyślił własny plan kontrofensywy – zamiast atakować komunistów od czoła, zaproponował atak na ich tyły. Oddziały marines miały desantować się z morza w rejonie Seulu i zmusić wroga do odwrotu. Wybór generała padł na plaże pod Inczhon. Mimo oporów sztabowców z Waszyngtonu, MacArthur dopiął swego. Operacji nadano pseudonim „Chromit”.
15 września 1950 r. nad ranem pierwsi żołnierze piechoty morskiej wylądowali pod Inczhon. Operacja przebiegała koronkowo, wojska lądowe, lotnictwo i marynarka wojenna współdziałały jak na ćwiczeniach. Już następnego dnia, po ustabilizowaniu przyczółku, oddziały MacArthura ruszyły na Seul. Wywołało to panikę wśród oddziałów północnokoreańskich pod Pusan, które rzuciły się do bezładnej ucieczki. 27 września Amerykanie wyparli żołnierzy Kima ze stolicy Korei Południowej.
Douglas MacArthur, dowódca który dbał nie tylko o swoich żołnierzy, ale też o własną sławę, triumfował. Na uroczystej gali, którą zorganizowano tuż po wyzwoleniu, Li Syngman dziękował mu jako wybawcy. Cel, jaki ONZ wyznaczył wojskom amerykańskim, został osiągnięty – oddziały Korei Północnej wyparto z Południa. Amerykańscy generałowie chcieli jednak pójść za ciosem: podbić Północ, zjednoczyć obydwa państwa i zażegnać ryzyko dalszych konfliktów, osłabiając przy tym komunizm. Cała operacja wydawała się prosta.
W nocy z 30 września na 1 października 1950 r. Amerykanie przekroczyli 38 równoleżnik i wkroczyli do Korei Północnej. Wojna weszła w nową fazę, która zakończyła się w sposób zupełnie nieprzewidziany, doprowadzając do napięcia międzynarodowego, jakich mało było w historii świata po drugiej wojnie światowej.
Tomasz Leszkowicz
'