Samoloty nieco później wzbijają się w powietrze nie tylko w Chicago, ale na większości dużych portów lotniczych w kraju. Spowodowane jest to federalnymi cięciami budżetowymi, które narzucają ograniczenia godzin pracy powietrznych kontrolerów.
W związku z ograniczeniem funduszy, od minionej niedzieli każdy kontroler powietrzny zobowiązany jest do wzięcia jednego, bezpłatnego dnia wolnego co dwa tygodnie. Oprócz tego w całym kraju zamykanych jest aż 149 wież kontrolnych na lotniskach.
Administracja Lotów Cywilnych (FAA) przewiduje, że w związku z tym starty i lądowania będą mniej regularne, by odciążyć nieco zredukowaną liczbę kontrolerów i wież.
Pierwszego dnia obowiązywania nowych rozporządzeń zauważalne opóźnienia odnotowano przede wszystkim na lotniskach w Nowym Jorku i Los Angeles. Na obydwu chicagowskich do poniedziałku nie odbiegały zbytnio od normy. Jednak z dnia na dzień zaczęły być coraz bardziej dotkliwe dla pasażerów. W środę wynosiły średnio już 50 minut, a przewiduje się, że będą coraz większe.
Nie jest to dobra wiadomość dla mieszkańców Chicago, gdy przypomnimy sobie, iż niedawny raport dotyczący ruchu lotniczego w USA umieścił O`Hare na ostatnim miejscu pod względem punktualności lotów. Nie można również zapominać o innym zestawieniu, dotyczącym kolejek do odprawy. W tej kategorii również znajdujemy się w ogonie. Wprawdzie większość pasażerów odprawiana jest w ciągu maksymalnie godziny, to jednak w godzinach szczytu dwu, a nawet trzygodzinne oczekiwanie w kolejce zaczyna być normą. Jest to zaskakujące, gdy weźmie się pod uwagę fakt, iż liczba podróżnych przewijających się przez nasze lotnisko spadła od 2007 r. o ponad 8%. Rekordowe kolejki w godzinach szczytu to wynik ograniczenia zatrudnienia na niektórych stanowiskach. O ile agentów TSA nie brakuje, o tyle inspektorów i celników pracuje na lotnisku niewielu. W Chicago mamy 66 punktów kontroli paszportowej, z których otwarte są maksymalnie 42 w godzinach pomiędzy 3 a 4 po południu. Jeszcze w 2008 r. otwartych było w tym czasie prawie 50.
RJ
'