Bardzo dziwne są drogi naszych skojarzeń i w istocie trudno powiedzieć, jak to się dzieje, że „coś”, czego doświadczamy, przywołuje w naszej świadomości jakieś inne „coś”, co wprawdzie nam się zdarzyło, ale dlaczego wraca znowu przywołane bez naszej intencji właśnie w tej określonej chwili? Nie wiadomo.
Często ulotny zapach, przypadkowe słowo, niezauważalny gest czy dotyk, momentalny smak czy dźwięk przenoszą nas w czas przeszły dokonany, a przecież nabierający cech tego, co tu i teraz – następuje przedziwne połączenie dwu czy nawet większej ilości płaszczyzn czasowych i na nowo jesteśmy skazani na doświadczenie czegoś, co wcale nie było naszym zamiarem, ale tak to już chyba bywa, że nie o wszystkim sami decydujemy i nie wszystko przebiega zgodnie z naszymi wcześniejszymi ustaleniami czy postanowieniami.
Nieprzewidywalne i nieoczekiwane skojarzenie może nas prowadzić do zupełnie skrajnych sytuacji czy to przyjemności czy też nieprzyjemności. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że pozytywne może prowokować negatywne i odwrotnie. Z euforii można wpaść w depresję, a z przygnębienia w stan radosnego uniesienia – dlaczego? Nie wiem, ale nigdy bym nie przypuszczał, że jedna z najbardziej znanych akwafort Picassa może przywołać w pamięci jeden z najbardziej znanych obrazów Hoppera.
„Skromny posiłek” z serii Akrobaci (The Frugal Meal from Saltimbanques) to stosunkowo wczesna praca Picassa, co akurat w tym przypadku nie ma większego znaczenia, bo mimo że powstała już w 1904 roku jest genialna i to nie tylko ze względu na temat, ale głównie umiejętności techniczne (akwaforta to technika mistrzów, trudna i wymagająca), a poza tym wszystkim pracował on równolegle nad wieloma technikami, stylami i metodami twórczymi, więc chronologia nie jest w jego wypadku zawsze dobrym sposobem na intepretowanie czy ocenianie.
Oglądając „Skromny posiłek” przywołał on w mojej pamięci obraz Hoppera pewnie dlatego, że pokazuje on pewną, specyficzną sytuację, czy relację istniejącą pomiędzy dwojgiem ludzi i to bez względu na zasadnicze różnice w jej ujęciu przez obu artystów. Zadziwiająca atmosfera oczekiwania, specyficzny nastrój smutku, a przede wszystkim uderzające uczucie jednoczesnego istnienia razem, ale osobno są wspólne dla obu prac. U Picassa mężczyzna obejmuje wprawdzie kobietę, ale raczej trudno mówić tu o radości wspólnego posiłku, tym bardziej, że ich oczy patrzą w kompletnie różnych kierunkach i bycie razem ma wyraźny aspekt samotności.
U Hoppera natomiast postaci nie są w pokazane w żadnej intymnej formie bliskości, co nie znaczy że nie są w jakiś sposób skazane na bycie ze sobą. Wszystkie te zabawy interpretacyjne można z łatwością rozwijać w nieskończoność, bo „tekst” obu obrazów jest gęsty i można go rozpracowywać na rozmaite sposoby, jakkolwiek jeden element grafiki Picassa jest niezwykle uderzający i trudno znaleźć mu analogie u Hoppera – myślę oczywiście o niewiarygodnie długich, nienaturalnie wręcz wielkich dłoniach obu postaci. Dlaczego tak aż wielkich nie wiem, można wprawdzie szukać błyskotliwych inspiracji i porównań, choćby do genialnych portretów El Greco, gdzie dłonie są równie nienaturalnie wydłużone i to właśnie one skupiają i przyciągają wzrok oglądającego, tak jak to ma miejsce choćby w wypadku płótna zatytułowanego „Święty Andrzej i święty Franciszek”, w którym dłonie są istotnym elementem dialogu prowadzonego przez obu świętych, czy też innych dzieł samego Picassa, który dłoniom poświęcał w swych pracach wiele uwagi, co widać nadzwyczajnie wyraźnie na płótnie zatytułowanym „Pijąca absynt” z 1901 roku.
Dokończenie za tydzień.
Zbyszek Kruczalak
'