W porównaniu z resztą świata Amerykanie podnoszą higienę osobistą i zwykłą dezynfekcję do niespotykanego nigdzie indziej poziomu. Począwszy od upodobania do wybielonych zębów i codziennych pryszniców, do wypielęgnowanych trawników i półek sklepowych wypełnionych środkami dezynfekującymi, większość z nas ceni sobie ponad wszystko inne czystą, nieskażoną brudem egzystencję. Jednakże artykuł opublikowany ostatnio w The New York Times sugeruje, że wojna z bakteriami, przynosi odwrotny skutek.
Oto Michael Pollan, profesor dziennikarstwa w Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley i autor wydanej ostatnio książki „Cooked: A Natural History of Transformation”, w artykule pod tytułem „Some of My Best Friends Are Germs” opisuje 100 bilionów drobnoustrojów żyjących w organizmie ludzkim. Współczesna medycyna, do tej pory obsesyjnie skoncentrowana na ich zwalczaniu, zaczyna rozumieć ich znaczenie, konkluduje. Pollan dowodzi, że te mikroby mogą odgrywać rolę w ogólnym systemie odpornościowym, chorobach układu krążenia, otyłości, cukrzycy i nawet nowotworach. Wywód opublikowany w The New York Times wysuwa argumenty za pielęgnowaniem i ochroną mikroflory bakteryjnej poprzez złagodzenie nawyków higienicznych, rozszerzenie kontaktu z bakteriami i spożywanie sfermentowanej żywności.
Ponad 100 bilionów drobnoustrojów żyje i umiera na powierzchni skóry ludzkiej, na języku i wewnątrz jelit, gdzie jest ich najwięcej, konstatuje z nieukrywanym zdziwieniem Pollan. Te mikroby osiągając wagę jednego lub dwóch funtów formują w większości niezbadany i dopiero poznawany obszar wnętrza ludzkiego organizmu.
Okazuje się, że jesteśmy jedynie w dziesięciu procentach organizmem ludzkim, żartuje autor. Na każdą komórkę ludzką, która jest nierozerwalnie związana z naszym ciałem, przypada około dziesięć drobnoustrojów, wyjaśnia. Ponad 99 procent naszej informacji genetycznej jest więc natury mikrobiotycznej. Wydaje się coraz bardziej prawdopodobne, że ten „drugi genom”, jak jest on czasami określany, wpływa na nasze zdrowie nawet bardziej niż geny odziedziczone po naszych rodzicach, argumentuje Pollan. O ile odziedziczone geny są bardziej lub mniej niezmienne, to materiał mikrobiotyczny może być formowalny, a nawet pielęgnowany.
Autor powołuje się na Justina Sonnenburga, mikrobiologa ze Stanford, który sugeruje, że właściwe byłoby postrzeganie organizmu ludzkiego jako „skomplikowanego naczynia zoptymalizowanego dla rozwoju i rozprzestrzeniania się naszych mikrobiotycznych mieszkańców”. Ten pokorny sposób myślenia o sobie ma duże konsekwencje dla zdrowia ludzkiego i mikrobiotycznego, które okazują się ze sobą nierozerwalnie związane, argumentuje Pollan. Zaburzenia w naszym wewnętrznym ekosystemie, a więc brak różnorodności, rozprzestrzenienie się „złych” rodzajów mikrobów, może predystynować nas do otyłości i wielu chorób chronicznych, jak również zakaźnych. Żyjące w naszym organizmie drobnoustroje odgrywają zasadniczą rolę w kształtowaniu i modulowaniu naszego systemu odpornościowego, wspomagając rozróżnienie pomiędzy przyjaciółmi i wrogami, a także rozpoznanie potencjalnych alergenów. Niektórzy z badaczy wierzą, że alarmujący wzrost chorób immunologicznych na Zachodzie może być rezultatem zaburzenia pierwotnych związków pomiędzy naszym organizmem a jego sprzymierzeńcami – mikrobiotycznymi elementami symbiozy, które towarzyszyły naszej ewolucji.
Artykuł Pollana powołuje się na eksperyment badawczy przeprowadzony przez BioFrontiers Institute w Uniwersytecie Kolorado w Boulder pod niezachęcającym tytułem „The American Gut project”. W jego ramach gromadzi się dane mikrobiotyczne różnorodnych grup ludności, próbując określić jak powinien wyglądać właściwy stan ekosystemu i porównując różne czynniki, które zakłócają go z czasem. Badanie próbuje odpowiedzieć na pytanie typu: W jaki sposób żywienia, antybiotyki, patogeny, czy tradycje kulturowe wpływają na drobnoustroje. Jak do tej pory najlepszym sposobem znalezienia odpowiedzi na te pytania jest porównywanie składu mikrobiotycznego najróżniejszych społeczności, więc naukowcy gromadzą próbki z całego świata i przesyłają je do analizy. Założeniem tego ambitnego przedsięwzięcia jest odnalezienie korelacji pomiędzy indywidualnym stylem życia, sposobem żywienia, stanem zdrowia i składem kolonii mikrobiotycznej.
W obecnym wczesnym stopniu rozwoju badań naukowcy nie są nawet w stanie określić jak zdrowy zespół mikroorganizmów występujących w danym siedlisku powinien wyglądać. Pojawiają się już jednak pewne wskazówki. Większa różnorodność jest prawdopodobnie bardziej wskazana niż mniejsza, ponieważ zróżnicowany ekosystem jest zwykle bardziej odporny, a różnorodność jelit mieszkańców Zachodu jest znacząco niższa niż w innych, mniej uprzemysłowionych populacjach. Co do mniejszego zróżnicowania biologicznego na Zachodzie, to może być on rezultatem rozrzutnego stosowania antybiotyków zarówno w służbie zdrowia jak i żywieniu, diety złożonej z żywności przetworzonej, która została głównie pozbawiona wszystkich bakterii, zarówno dobrych jak i złych, toksyn środowiskowych i zwykle mniejszego kontaktu z bakteriami w życiu codziennym.
W porównaniu z lasem deszczowym czy prerią, nasz wewnętrzny ekosystem nie jest dobrze znany, ale powoli otwiera się na wczesne odpowiedzi i jeszcze więcej intrygujących hipotez, konstatuje Pollan. Wydaje się, że flora bakteryjna jelit stabilizuje się przed trzecim rokiem życia. Nie oznacza to, że nie może się potem zmienić, ale nie następuje to natychmiast. Zmiana sposobu żywienia albo seria antybiotyków może na przykład spowodować przesunięcia wspomagając jeden rodzaj bakterii, a zabijając inne. Większość początkowych mikrobów we florze jelitowej odziedziczamy od swych rodziców, ale inne otrzymujemy ze środowiska.
Niektórzy z badaczy zapożyczają określenie „usług ekosystemowych” z ekologii do katalogu funkcji, które środowisko mikrobiotyczne spełnia, a są one znacząco zróżnicowane i imponujące. Jedną z podstawowych funkcji jest odpór inwazji patogenów poprzez zajmowanie potencjalnych nisz bakteryjnych lub ochrona środowiska przed obcymi bakteriami.
Flora bakteryjna jelit odgrywa także funkcję w wytwarzaniu substancji zwanych neuroprzekaźnikami, w tym serotoniny, enzymów i witamin, zwłaszcza B i K, a także innych zasadniczych substancji odżywczych, jak również innych sygnalizujących molekuł, które komunikują się i wpływają na systemy immunonologiczny i metaboliczny. Niektóre z nich mogą odgrywać rolę w regulowaniu naszego poziomu stresu i nawet temperamentu. Transplant flory bakteryjnej z jelit myszy cechującej się niefrasobliwością i tendencją do ryzyka do myszy płochliwej i zaniepokojonej powoduje, że zaczyna ona zachowywać się zuchwale. Powiedzenie „gut feeling”, „instynktowna reakcja”, może zawierać więcej prawdy niż nam się wydaje.
Mikroby jelitowe pilnują własnych interesów, a wśród nich głównie tego, by dostać wystarczająco dużo pożywienia i regulować przejście żywności. Bakterie same w sobie wydają się wspomagać zarządzanie tymi funkcjami poprzez wysyłanie sygnalizujących związków chemicznych, które kierują naszym apetytem, bezpieczeństwem i trawieniem.
Utrzymanie produktywnej interakcji systemu immunologicznego z mikrobami, co znaczy kontakt z ich różnorodnością w naszych organizmach, pożywieniu i środowisku, jest kolejną ważną funkcją ekosystemu, który może okazać się decydujący dla zdrowia, informuje Pollan. Nie tak dawno zwykliśmy traktować system odpornościowy w sposób prosty – wszystkie bakterie były traktowane jako ciała obce, więc wystarczyło je tylko rozpoznać i się z nimi uporać. Ale zadanie systemu immunologicznego wydaje się być teraz pełne niuansów i skomplikowane. Obejmuje przecież naukę postrzegania flory bakteryjnej jako elementu własnej tożsamości.
Przedmiotem największego niepokoju naukowców zajmujących się tematem są obecnie zniszczenia we florze bakteryjnej jelit, a zwłaszcza w naszym systemie immunologicznym i wadze, które są powodowane przez antybiotyki, nawet w najmniejszych ilościach, relacjonuje Pollan rezultaty badań. Od sześćdziesięciu lat farmerzy amerykańscy przeprowadzają eksperymenty na zwierzętach hodowlanych wstrzykując im lecznicze dawki antybiotyków co powoduje wzrost ich wagi. Naukowcy nie są pewni, dlaczego ta praktyka działa, ale leki mogą faworyzować bakterie, które są bardziej skuteczne w pobieraniu energii z pożywienia. Czy to samo robimy z dziećmi? Na Zachodzie dzieci otrzymują średnio od 10 do 20 serii antybiotyków zanim osiągną 18 rok życia. A antybiotyki na receptę nie są jedynymi, które przedostają się do flory bakteryjnej jelit. Naukowcy znajdują bowiem ślady antybiotyków w mięsie, mleku i wodzie. Powodem do niepokoju są również antymikrobiotyczne składniki w naszym pożywieniu i codziennym życiu, obecne we wszystkim od środków sanitarnych do dezynfekujących. Używamy te środki ze względu na ich antymikrobiotyczny charakter. I oczywiście, są one skuteczne. Ale powinniśmy jednocześnie zadać sobie pytanie, jakie skutki powodują we florze bakteryjnej. Nikt oczywiście nie kwestionuje wartości antybiotyków w rozwoju cywilizacji, pomogły nam bowiem pokonać wiele chorób zakaźnych i wydłużyły średnią życia. Ale jak każda wojna, również wojna z bakteriami, ma niezamierzone konsekwencje.
Pomimo tego, zaledwie kilku naukowców zajmujących się tematem wyraża wątpliwości, że zachodnia dieta zmienia naszą jelitową florę bakteryjną w zatrważający sposób. Niektórzy są zaniepokojeni z powodu antymikrobów, które pochłaniamy wraz z naszymi posiłkami; inni z racji sterylności żywności przetworzonej. Większość jest zgodna co do tego, że brak błonnika w zachodniej diecie jest szkodliwy dla flory bakteryjnej, podczas gdy inni wyrażają zaniepokojenie z powodu środków dodawanych do przetworzonej żywności. Według artykułu ostatnio opublikowanego w Nature przez mikrobiologa ze Stanford, Justina Sonnenburga, „Konsumpacja hiper-higienicznej, masowo produkowanej, wysoce przetworzonej i wysoce kalorycznej żywności jest testem na szybkość adaptacji flora bakteryjnej mieszkańców krajów uprzemysłowionych”.
Coraz większa liczba badaczy dochodzi do konkluzji, że cechą wspólną wielu, jeśli nie we wszystkich, chorób chronicznych na jakie narażeni jesteśmy obecnie, jest stan zapalny, podwyższona i stała reakcja immunologiczna organizmu na realne lub postrzegane zagrożenie. Różne wskaźniki zapalenia są obecne u ludzi cierpiących na syndrom metaboliczny, kompleks abnormalności predystynujący do chorób takich jak schorzenia kardiochirurgiczne, otyłość, cukrzyca typu drugiego i prawdopodobnie nowotwory. Raport Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom z roku 2009 informuje, że na zapalenie cierpi 34 procent Amerykanów. Ale niejasne jest czy zapalenie jest kolejnym symptomem syndromu metabolicznego, czy też jego powodem? A jeśli jest przyczyną, to jakie jest jego źródło?
Jedna z teorii głosi, że problem zaczyna się w jelitach, poprzez rozstrój flory, zwłaszcza nabłonka wyściełającego nasz przewód trawienny. Ta wewnętrzna skóra, której powierzchnia jest wystarczająco duża by pokryć boisko tenisowe, pośredniczy w naszych relacjach ze światem; ponad 50 ton żywności jest trawione w jelitach za życia człowieka. Flora bakteryjna odgrywa istotną rolę w utrzymaniu zdrowia nabłonka. Bakteria takie jak bifidobacteria i Lactobacillus plantarum (występujący w sfermentowanych warzywach) wydają się wspomagać jego funkcję.
Ale jeśli bariera nabłonna nie jest właściwie odżywiana, staje się przepuszczalna stając się narażona na uszkodzenie. Bakteria i endotoksyny, które są toksycznymi pochodnymi pewnych bakterii, a także białko, mogą przedostać się wtedy do krwioobiegu powodując reakcję systemu immunologicznego. Prowadzi to w konsekwencji do zapalenia oddziałującego na cały organizm, a z czasem może prowadzić do syndromu metabolicznego i innych schorzeń chronicznych.
Naukowcy niechętnie jednak udzielają rekomendacji co z tym robić, co po części wynika z instytucjonalnej stronniczości nauki i medycyny. Zanim jednak wiedza o znaczeniu flory bakteryjnej jelit przeniknie do wielkich przedsiębiorstw farmaceutycznych i żywieniowych, w naszej gestii pozostają zmiany naszych własnych nawyków żywieniowych, leczniczych i stylu życia. Możemy powstrzymać się od podawania swym dzieciom antybiotyków, rozluźnić nieco sanitarny reżim w naszych domach, zachęcić dzieci do zabawy na zewnątrz, w ziemi i ze zwierzętami, celowo umożliwiając im kontakt z brudem. Można wyeliminować albo ograniczyć żywność przetworzoną, albo z uwagi na brak błonnika albo ze względu na obecność konserwantów. Zamiast probiotyków można poświęcić większą uwagę żywności zawierającej korzystne bakterie, jak jogurt, kiszona kapusta, itp. Istnieją przekonywające argumenty za wprowadzeniem nieco „brudu” do naszej żywności, chociaż porady o tym, by nie myć owoców i warzyw w warunkach panoszących się wszędzie nawozów sztucznych byłyby z pewnością niemądre.
Tymczasem wielki przemysł żywieniowy i farmaceutyczny, wraz z ogłoszeniowym utrzymują czystość żywności, leków i środków dezynfekujących na poziomie obsesji. Wysokocukrowe płatki żywnościowe wraz z przetworzonymi produktami gotowymi do spożycia królują wśród ogłaszanych za ogromne, konsumenckie pieniądze produktów nie mających nic wspólnego ze zdrową żywnością. Mydła rozmnażają się, powstają nowe produkty do osobistej pielęgnacji, a naszym celem wydaje się usunięcie każdego naturalnego zapachu z organizmów ludzkich i zastąpienie go tropikalnymi aromatami wanilii czy melona.
Tym bardziej wywód z The New York Times zwiastuje nowe podejście do informacji, które odbyły dostępne od czasów Pasteura. Wbrew pozorom bowiem rewelacje Pollena nie są żadną nowością. Alternatywna medycyna dała im wiarę już kilkadziesiąt lat temu. Tymczasem nic nie wskazuje na to, że wielki biznes farmaceutyczny i żywieniowy włączą je do swych procesów produkcyjnych i dystrybucyjnych. Warto jednak zdać sobie sprawę z tego, że naszym sprzymierzeńcem są zwalczane przez nie do tej pory bakterie.
Na podst. The New York Times, oprac. Ela Zaworski
'