„Myśleliśmy, że Orwell pisał beletrystykę, a nie opowieści historyczne”, komentuje awanturę szpiegowską cytowany w tym miejscu już kilkakrotnie John Kass, felietonista Chicago Tribune. The Washington Post i brytyjski magazyn The Guardian opublikowały w ubiegłym tygodniu ściśle tajne dokumenty potwierdzające, że amerykański rząd kontroluje dane osobiste z naszych rozmów telefonicznych, transakcji za pośrednictwem kart kredytowych, jak również poszukiwań i publikacji internetowych.
Edward Snowden, 29-letni były analityk Centralnej Agencji Wywiadowczej, ujawnił się w ubiegłą niedzielę jako źródło przecieku ściśle strzeżonych tajemnic systemów kontroli amerykańskich sieci telefonicznych i internetu. Według The Guardian, na którego witrynie zostało opublikowane wideo ujawniające tożsamość informatora, amerykańskie agencje rządowe, The National Security Agency i FBI, mają bezpośredni dostęp do bazy danych czołowych amerykańskich kompanii internetowych, Google, Microsoft, czy Apple, podpatrując zamieszczane przez osoby prywatne zdjęcia, nagrania magnetofonowe, obrazy wideo, wiadomości przesyłane pocztą elektroniczną i inne, jak również śledząc posunięcia nas samych i naszych przyjaciół.
Jakkolwiek media ilustrują zupełnie zrozumiałe powszechne oburzenie, to te rewelacje prasowe dziwią chyba nielicznych naiwnych. I nie tylko my, przybysze zza żelaznej kurtyny, od lat podejrzewaliśmy wszechwładną ingerencję państwa w nasze życie osobiste. Przyznam jednak, że tak szybko postępująca utrata wolności osobistych jest doświadczeniem bolesnym. Tym bardziej, że następuje po innych doniesieniach o tym, że Internal Revenue Service tłumił opozycję i nękał grupy konserwatywne. I że zapis rozmów telefonicznych dziennikarzy Associated Press i Fox News został przejęty przez agencje rządowe, jakkolwiek Obama uparcie twierdzi, że broni pierwszej poprawki do konstytucji.
Nie jestem pewna, czego broni pan prezydent, ale my wszyscy, wykończeni kulejącą gospodarką, a jeszcze bardziej zdemoralizowani obdzieleniem zyskami winnych nadużyć wielkich banków i korporacji, zbyt dużych by mogły upaść, nie nadążamy za szybkim obrotem wydarzeń. Oto najpierw nakazano nam zapłacić, wbrew przekonaniom religijnym, za aborcje, sterylizacje i antykoncepcje, po czym zamiast na zbilansowany budżet oczekujemy na decyzję administracji stanowych w kwestii małżeństw. Zbyt zmęczeni walką o zapłatę rachunków na czas, nie mamy siły reagować na ewidentną korozję naszej wolności.
Może dlatego decyzja byłego pracownika CIA ma tak duże znaczenie. Informator w emailu z 24 maja, napisał, że chciał „ośmielić innych do zrobienia kroku w przód”, po to, by pokazać im, że „mogą zwyciężyć”. „Być może jestem naiwny”, skomentował pytanie o to czy usprawiedliwia ujawnienie metod wywiadu, „ale wierzę, że w tym momencie historii, największym zagrożeniem dla naszej wolności i sposobu życia jest wszechwładna moc państwa utrzymywana w ryzach jedynie za pomocą przepisów ustawowych”. „Systematyczna ekspansja zdolności do kontrolowania”, napisał Snowden, „jest tak bezpośrednim zagrożeniem dla demokratycznego rządu, że zaryzykowałem moje życie i życie mojej rodziny”.
Tymczasem większości Amerykanów zdaje się nie przeszkadzać powszechna inwigilacja obywateli przez państwo, dowodzi nowy sondaż przeprowadzony przez Pew Research Center. Zdecydowana większość społeczeństwa popiera kontrolę bilingów telefonicznych w celu wykrycia działalności terrorystycznej i twierdzi, że rząd federalny powinien skoncentrować się na badaniu potencjalnych zagrożeń terrorystycznych nawet kosztem wolności osobistych. Ponad 45 procent sondowanych jest zdania, że rząd powinien posunąć się jeszcze dalej.
Do oburzonej połowy amerykańskiego społeczeństwa przemówił sam prezydent Obama. „Z zadowoleniem przyjmuję tę debatę i myślę, że jest ona zdrowa dla demokracji”, stwierdził bez odrobiny zażenowania prezydent. Innego zdania jest dyrektor wywiadu, James Clapper, który oznajmił: „Obserwowanie tego co się dzieje jest bolesne ze względu na poważne zniszczenia jakie to powoduje w systemie wywiadu”, nie oferując jednakże żadnych przykładów w jaki sposób miałoby to zaszkodzić bezpieczeństwu publicznemu.
Nie wiadomo więc, czy przeciek stanowi wartościową informację do dyskusji publicznej czy miażdżący cios dla bezpieczeństwa kraju? Wydaje się, że odpowiedź zależy od sympatii politycznych i stopnia obywatelskiej świadomości. Z dowodów dostępnych do tej pory wynika, że rewelacje Snowdena służą dobru publicznemu. Powodem dla którego wywołały taką burzę kontrowersji jest to, że amerykańskie społeczeństwo nie miało pojęcia o rozmiarze inwigilacji. Nikt nie uświadamiał sobie, że niemal każda rozmowa telefoniczna odbyta w kraju jest archiwizowana przez NSA na wypadek potencjalnego dochodzenia. Nikt nie wiedział, że wywiad przechwytywał treść wiadomości elektronicznych i innych rodzajów komunikacji obcokrajowców na terenach obcych krajów.
Co prawda, wiele programów wywiadowczych, w tym funkcjonujące w ramach National Security Agency, nigdy nie przeszły testu na zgodność z Konstytucją; wiemy przecież, że FBI śledziło tysiące grup politycznych dysydentów. Amerykanie zwykle wolą wiedzieć więcej niż mniej na temat działalności rządu. Ale rozumieją również, że niektóre z informacji muszą być utrzymywane w tajemnicy.
W czasie kiedy Amerykanie poznawali rewelacje na temat zakresu elektronicznej inwigilacji Agencji Bezpieczeństwa Narodowego, informator pozostawał w ukryciu. Edward Snowden, 29-letni analityk pracujący dla rządowej agencji wywiadowczej, przyznał się bez skrupułów, że dostarczył dziennikarzom z Guardian i Washington Post dowody tego, co określił mianem „struktury opresji”. Jego ujawnienie się naraża go na ryzyko odpowiedzialności karnej ze strony amerykańskiego rządu. Dla krytyków tajemnic otaczających działalność rządu Snowden jest natomiast bohaterem. Ponad 15,000 osób podpisało petycję żądającą jego ułaskawienia.
Nie jest natomiast pewne, czy Snowden kwalifikuje się jako informator w dosłownym tego słowa znaczeniu, jako ktoś kto ujawnia informacje rządowe w celu ukazania nielegalnej działalności rządu. Dwa programy inwigilacji, w tym elektroniczny monitoring amerykańskiej telefonii i kontrola treści elektronicznej poczty obcokrajowców, są legalne, autoryzowane przez Kongres i podlegają kontroli sędziów federalnych. Z punktu widzenia rządu z pewnością nie jest korzystna sytuacja, w której dwudziestolatek posiadający zezwolenie na dostęp do tajnych informacji podejmuje samowolną decyzję o tym jakie tajemnice zasługują na ochronę, a jakie powinny zostać ujawnione.
Z drugiej strony, rząd dość swobodnie traktuje postanowienia ustawy parlamentarnej Patriot o dostępie do tak zwanych danych biznesowych, w tym informacji o rozmówcy, adresacie i długości rozmów telefonicznych. W sekrecie przed amerykańskim społeczeństwem rząd zinterpretował ustawowe przyzwolenie do inwigilacji w sposób masowy i bezkrytyczny.
Krajowa Agencja Bezpieczeństwa, NSA, stworzyła infrastrukturę, która umożliwia przechwycenie niemal wszystkiego, skomentował Snowden wyjaśniając swe działania. Większość komunikacji osobowej jest automatycznie przejmowana bez adresowania do kogokolwiek w szczególności. „Jeśli chciałem zobaczyć twoje wiadomości elektroniczne czy zapis rozmów twojej żony, to wystarczyło bym użył przechwyconą informację. Mogę dostać się do emaili, haseł, zapisów telefonicznych, kart kredytowych”, oświadczył Snowden. Wyjaśnił, że zdecydował się na ujawnienie sekretów NSA ponieważ „nie chce żyć w społeczeństwie, które robi tego typu rzeczy”. Stwierdził, że agencja gromadzi więcej danych elektronicznej komunikacji z Ameryki niż Rosji.
Edward Snowden pracował przez cztery lata dla National Security Agency jako wykonawca zatrudniony przez przedsiębiorstwo z zewnątrz. Trzy tygodnie temu skopiował tajne dokumenty w biurze NSA na Hawajach i zwrócił się do swego zwierzchnika z prośbą o parę tygodni wolnego na leczenie epilepsji. W dniu 20 maja wyleciał do Hong Kongu. Jakkolwiek Hong Kong posiada umowę o ekstradycji ze Stanami Zjednoczonymi, zdaniem Snowdena ma „silną tradycję wolności wypowiedzi”.
Jego decyzja o ujawnieniu swej tożsamości i miejsca gdzie aktualnie przebywa uchyliła rąbka tajemnicy dotyczącej jednego z największych przecieków informacji w historii amerykańskiego wywiadu i skierowała światło na szerokie wykorzystanie przez Obamę systemu inwigilacji. Funkcjonuje on pod nazwą PRISM mając za zdanie zbierać dane zgromadzone przez Microsoft, Facebook, Google i inne giganty oparte o komunikację społecznościową. Ujawnienie zakrojonego na ogromną skalę monitoringu rozmów telefonicznych i komunikacji internetowej będącego częścią walki z terrorem zaskoczyło nawet tych, którzy poświęcają tym rzeczom uwagę. Zaskakujący jest fakt, że program tak rozległy i kontrowersyjny mógł pozostać tajemnicą przez siedem lat, zauważa Chicago Tribune w artykule redakcyjnym.
To jeden z powodów, które utrudniają oszacowanie sensowności tych wysiłków inwigilacyjnych. Nie wiemy czy i jakie intrygi zostały dzięki nim udaremnione. Nie mamy pojęcia jak rygorystyczny był sąd, który programy zatwierdził. Nie wiemy czy komitet kongresowy do spraw wywiadu wprowadził jakieś zmiany w ich funkcjonowaniu. Nie wiemy czy informacja była kiedykolwiek wykorzystana. W końcu, nie wiemy czy Obama zachowuje właściwe proporcje pomiędzy utrzymaniem bezpieczeństwa i ochroną prywatności. Jednakże to właśnie podejście zostało przyjęte przez dwóch ostatnich prezydentów diametralnie różniących się przecież poglądami w kwestii narodowego bezpieczeństwa i wolności osobistych.
Zakładając, że informacje gromadzone przez rząd będą traktowane w sposób skrupulatnie powściągliwy i bezstronny, nie stwarzają one zagrożenia dla praworządnych obywateli, zauważa Chicago Tribune. Ale skąd wiemy, że NSA nie poświęca szczególnej uwagi grupom partii herbacianej? Skąd wiemy czy monitoring nie kontroluje wiadomości elektronicznych krytyków ataków bezzałogowych i ich kontaktów za granicą?
Jakakolwiek władza oferowana rządowi staje się przedmiotem nadużyć, a przedmiotem zdwojonych nadużyć jest władza sprawowana w tajemnicy, komentuje redakcja naszego lokalnego dziennika. Wydaje się więc, że administracja rządowa ma obowiązek ujawnienia jak najwięcej informacji jak jest to możliwe o tych programach inwigilacyjnych by nie narażać na szwank bezpieczeństwa. Dziennik cytuje kongresmena Mike Rogers, przewodniczącego komitetu Izby do spraw wywiadu, który informuje o tym, że dzięki temu programowi został unieszkodliwiony na amerykańskiej ziemi co najmniej jeden atak terrorystyczny. Byłoby dobrze gdybyśmy wiedzieli, czy naprawdę tak było. Warto również zapytać dlaczego inwigilacja rządowa zawiodła zapobieżeniu bombardowania uczestników maratonu w Bostonie.
Stojący na czele komitetu do spraw wywiadu w Izbie Reprezentantów, Mike Rogers, uważa, że ktokolwiek dopuścił się ujawnienia tajnych informacji powinien ponieść najsurowszą karę. Jestem odmiennego zdania. Podobnie jak Ron Paul, były republikański kandydat do prezydentury, który w ubiegłym roku stwierdził: „Rząd nie powinien wiedzieć więcej o tym co robimy. To my powinniśmy wiedzieć więcej o tym co robi rząd”.
Na podst. Chicago Tribune i Los Angeles Times, oprac. Ela Zaworski
'