We wrocławskim Teatrze Współczesnym możemy oglądać brawurowy spektakl oparty na „Transatlantyku” Gombrowicza, w którym dominującym elementem scenografii są bociany. Bociany latające, spadające, leżące, stojące, walające się po podłodze oraz te rzucone na stosie. Ten stos zresztą powiększa się z każdym przedstawieniem o kolejnego bociana, który ląduje na nim tuż po obcięciu mu głowy – ciekawe jak wielki ten stos bocianiego truchła się okaże przy ostatnim przedstawieniu?
Bocian to symbol tak oczywisty, że jedynie Andrzej Wajda mógł mu nadać taki walor, iż na nowo zaistniał w świadomości Polaków po filmowej realizacji Pana Tadeusza tak, jak stało się to z białym koniem w Weselu, czy odwróconym do góry nogami krzyżem w Popiele i diamencie.
Wrocławski spektakl też igra z tym narodowym znakiem w sposób nadzwyczajny i dzięki niemu na nowo odczytuje gombrowiczowskie obsesje ojczyźniano synczyźniane, które są przecież najistotniejszym chyba elementem dyskursu, jaki autor prowadzi z czytelnikami, bo jakkolwiek można to „przedrzeźnianie” różnie interpretować i różnie rozumieć, to nie ulega wątpliwości, że istoty i sensu istnienia człowieka Gombrowicz starał się doszukać pod różnymi formami i pozorami jakie tenże przyjmuje będąc zawsze „kimś”, ale nie będąc sobą. W Dzienniku pisze:
„Wobec Polski Polak nie umie się zachować, ona go peszy, manieruje – onieśmiela go w tym stopniu, że nic nie wychodzi mu właściwie i wprawia go w stan kurczowy – zanadto chce Jej pomóc, zanadto pragnie Ją wywyższyć.”
To poszukiwanie siebie powinno stanowić, czy też stanowi o sensowności istnienia i może dlatego Gombrowicz tak znakomicie rozumiał i akceptował zasadnicze aspekty egzystencjalizmu począwszy od tekstów Kierkegaarda, przez Husserla i Heideggera, aż po dorobek Sartra i Camusa. Świetny i błyskotliwy, jakkolwiek swoiście przyspieszony, kurs głównych tez i wątków filozofii egzystencjalnej znajdziemy między innymi w ostatniej części Wędrówek po Argentynie. Zamieszczone w jednym tomie ze Wspomnieniami polskimi dają niezwykły obraz gombrowiczowskiego „porównywania”, które o dziwo czasem nawet na korzyć Polski i Polaka się przychyla. Okazuje się, że w Argentynie za dużo jak na jego gust jada się mięsa, a poza tym Polacy mają w sobie coś szalonego i jak już damie uścisną rękę to tak, że ją potrafią złamać, do tego wszystkiego w Argentynie jest tyle słońca, że nikomu się nic nie chce i cały patos się w nim roztapia – Polacy w tym układzie odpadają ze swoim poczuciem narodowej męki i cierpienia - jest na to po prostu za ciepło (s. 315).
Oryginalnym przeznaczeniem Wspomnień polskich i Wędrówek po Argentynie było ich antenowe, cykliczne czytanie w radiu Wolna Europa – tak się jednak nigdy nie stało i zostały wydane wersji książkowej dopiero po śmierci autora. Jest to oczywiście swoista gra i zabawa Gombrowicza z potencjalnym słuchaczem, stąd tematy od Sasa do Lasa, by zaciekawić i zabawić, co zresztą Gombrowiczowi się znakomicie udaje, wystarczy przecież przytoczyć tylko jedną z wielu zabawnych anegdot, których w tekście jest bardzo wiele:
„Niedawno miałem przemowę na temat Nauka i Filozofia do studentów uniwersytetu w Tucuman. W pewnej chwili wstał jeden dryblas i zapytał krótko a węzłowato: - Co to jest egzystencja?
Odpowiedziałem słowami Sartra: - Egzystencja jest tym czym nie jest i nie jest tym czym jest.
Wówczas złapał się za głowę i tyle go widziano. Uciekł. Moim zdaniem, zanadto się pośpieszył.” (s.330)
Dokończenie w przyszłym tygodniu.
Zbyszek Kruczalak
'