W okresie wakacyjnym wiele osób wybierze się w podróż. Może się zdarzyć, że z czegoś będziemy niezadowoleni. Obsługi, smaku potraw, umiejętności kierowcy taksówki, pogody, etc. Zgodnie z przyjętymi zwyczajami skarżyć będziemy się każdemu, kto zgodzi się nas wysłuchać. Znajomym opowiadać będziemy o niegodziwościach, jakie nas spotkały z wypiekami na twarzy i oczekiwaniem na zrozumienie, zarządowi hotelu po włosku, czyli podniesionym głosem wzmocnionym jeszcze rozpoznawalnymi na całym świecie gestami.
Okazuje się, że można inaczej. W internecie krąży od pewnego czasu list Arthura Hicksa, brytyjskiego turysty, który na swoje nieszczęście korzystał niedawno z usług karaibskich linii lotniczych o nazwie LIAT. Pismo skierowane jest do zarządu firmy i ukazało się pierwotnie w niewielkim dzienniku w Wielkiej Brytanii. Tam znalazł go właściciel innych, świadczących dość wysoki poziom usług linii Virgin Air, Richard Branson. Sir Branson postanowił rozpowszechnić list, który najwyraźniej przypadł mu do gustu. Nic w tym dziwnego...
Powiedzmy sobie szczerze, panu Hicksowi podróż się nie udała. Ale sposób w jaki wyraził swoje niezadowolenie wywołuje uśmiech na twarzy każdej czytającej osoby. Narzekać można na wiele sposobów. Brytyjski turysta wybrał chyba formę najlepszą:
Szanowne linie LIAT
Jak miło, że wykazujecie troskę o swych pasażerów i pozwalacie im na bardzo dokładne zwiedzenie Karaibów.
Większość linii lotniczych, z których dotąd korzystałem zainteresowana była wyłącznie jak najszybszym przeniesieniem mnie z punktu A do punktu B. Byłem więc zaintrygowany faktem, że pozwoliliście nam wczoraj na zatrzymanie się po drodze nie na jednym lub dwóch, ale aż na sześciu wspaniałych lotniskach.
Poza tym, kto chciałby latać cały czas jednym samolotem?
Mogliśmy przesiadać się i uzupełniać paliwo na każdym przystanku!
Szczególnie podobało mi się próbowanie działania skanerów bezpieczeństwa na różnych lotniskach. Uważam za niedorzeczną opinię wyrażaną przez ludzi, iż wszystkie są takie same. Jeśli chodzi o kontrole osobiste przeprowadzane w różnych miejscach przez kolejnych wyspiarzy, cóż... czuję się jakbym był uściskany przez większość mieszkańców Karaibów.
Za unikalne doświadczenie uważam też fakt, że wszystko to odbywało się według „czasu wyspiarskiego”, dzięki czemu miałem sporo czasu na głębokie zanurzenie się w atmosferę różnych hal odlotowych.
Jeśli chodzi o przylot, to kto chciałby od razu korzystać z promu po tak długim locie. Cieszę się, że wszystkie łodzie odpłynęły na długo przed naszym wieczornym przybyciem na lotnisko w Tortoli, oraz że wszystkie te głośne bary i restauracje były już zamknięte.
Dziękuję więc LIAT. Teraz w pełni rozumiem nazwę „Linie Karaibów”.
p.s. Walizkę sobie zatrzymajcie. Nigdy i tak jej nie lubiłem.
No proszę, można inaczej. Humor brytyjskiego turysty udzielił się innym korzystającym z linii LIAT. Okazuje się, że niezadowolonych z usług tego przewoźnika jest znacznie więcej. A sama nazwa została rozszyfrowana na wiele sposobów – LIAT to może być Leaving Island Any Time albo Lousy In All Things.
Kiedy powrócimy z dalekiej, nieciekawej i ubarwionej podobnymi przypadkami podróży spróbujmy naszą złość okazać z radością. Wiem, to bardzo trudne, ale absolutnie wykonalne.
Skoro jesteśmy przy wakacyjnych tematach, to prawdopodobnie wiele osób zainteresuje informacja, iż zbyt dużo czasu poświęcane pracy zawodowej ma negatywny wpływ na nasze życie. Wiedzieliśmy o tym od dawna, ale jak to często bywa, potrzebowaliśmy dowodów.
Dostarcza ich książka „Zapracować się na śmierć”, w której próbuje się nas przekonać, by nawet od najlepszej, najwspanialszej, najbardziej lubianej, dającej perspektywy i korzyści materialne pracy robić sobie przerwy. Amerykanie to podobno banda pracoholików. Wynika to częściowo z wciąż wyznawanego przez społeczeństwo wywodzące się z dawnych imigrantów protestanckiego etosu pracy, a także potrzeby pomnażania dóbr lub w obecnych warunkach ekonomicznych po prostu utrzymywania się przy życiu.
Oczywiście nakaz odpoczynku ma sens wyłącznie w odniesieniu do tych, którzy mogą sobie na to pozwolić. Co innego dobrze ubrany, dobrze zarabiający, bywający w ciekawych miejscach i podróżujący pracownik firmy promocyjnej, co innego zapracowany hutnik starający się zarobić na kolację dla rodziny.
Jednak pochwała lenistwa została zobrazowana pewnym przykładem, który można zastosować do wielu innych rzeczy.
Zamieńmy słowo „praca” na jakiekolwiek inne oznaczające coś, od czego jesteśmy zależni lub na co wbrew sobie wyrażamy milczącą zgodę.
A więc... do pracy możemy podobno przyzwyczaić się jak żaba do wrzącej wody. Jeśli nagle wrzucimy do niej tego płaza, to natychmiast wyskoczy na zewnątrz. Jeśli jednak włożymy żabę do zimnej wody, a następnie będziemy ją powolutku podgrzewać do punktu wrzenia, pozostanie ona zanurzona do końca, do śmierci spowodowanej wysoką temperaturą.
To podobno doskonały przykład mający ukazać nasze przyzwyczajenie do pracy i uzależnienie od niej i wielu innych rzeczy. Nie bądźmy więc żabami. Reagujmy od razu. Nie pozwalajmy, by pokonały nas przyzwyczajenia. Akceptacja i rezygnacja to nie my. Jesteśmy przecież ssakami.
Miłego weekendu
Rafał Jurak
rafal@infolinia.com
'