Pięć lat temu podobną propozycję złożoną przez Roda Blagojevicha uznano za niedorzeczną. Dziś wprowadzenie oddziałów Gwardii Narodowej na ulice Chicago i wykorzystanie ich do walki z gangami rozważa coraz większa liczba legislatorów. Przy okazji warto zapytać, czy powinniśmy bardziej niepokoić się możliwością działania wojska w obrębie miasta, czy też faktem, że doprowadziliśmy do sytuacji, w której jest to konieczne?
Mimo wielu prób, zmian na stanowisku komendanta policji, wprowadzania nowych strategii sytuacja w Chicago nie zmienia się. Liczby wahają się nieznacznie, a ich spadek najczęściej okupiony jest wysokimi kosztami dla podatnika.
Już w kwietniu kilku ustawodawców domagało się decyzji w tej sprawie od gubernatora. Od tego czasu grono zwolenników wprowadzenia Gwardii do Chicago powiększyło się.
Oczywiście wojsko nie przejęłoby władzy nad miastem, ale jego zadaniem byłoby asystowanie policji i ewentualne reagowanie na zgłoszenia 911. Policjanci sami przyznają, że jest ich zbyt mało by poradzić sobie w odpowiednim czasie ze wszystkimi zgłoszeniami, a co dopiero zajmować się prewencją.
Niektóre rejony miasta zaczynają przypominać strefy działań wojennych, a ofiarami coraz częściej padają przypadkowe osoby, w tym dzieci. Różne działania wprowadzane w życie przez departament od czasu do czasu przynoszą skutek. W tym roku mieliśmy chwilowy spadek przestępczości dzięki dodatkowym patrolom w najbardziej niebezpiecznych dzielnicach. Jednak nadgodziny policjantów wyczerpały już prawie w całości roczny budżet przeznaczony na ten cel. Wcześniej przez chwilę działał komputerowy system szybkiego informowania, wprowadzony na wzór nowojorski.
Ale podobnie było w 2009 r. za czasów poprzednika McCarthy`ego, gdy liczba morderstw spadła na chwilę o 20%. Wtedy było to podobno zasługą wyspecjalizowanych w walce z gangami oddziałów policyjnych.
Za każdym razem, gdy mamy do czynienia z nagłym wzrostem przestępczości – nie tylko w Chicago – pojawia się pomysł skorzystania z oddziałów National Guard, które miałyby pomóc w przywróceniu bezpieczeństwa i porządku.
Tym razem to uboczny efekt dyskusji legislatorów na temat prawa do noszenia broni. Przy okazji zmiany przepisów ustawodawcy poruszyli temat bezpieczeństwa w Chicago, wciąż wysokiej liczby morderstw i wpływu, jaki będzie miało zniesienie zakazu noszenia broni. Doszli do wniosku, że niewielki, w związku z czym zaczęły padać kolejne pomysły. Tak powróciła sprawa Gwardii.
Tym razem pomysł nie wzbudza aż tak wielkich kontrowersji, zwłaszcza że sytuacja w okresie ostatnich 5 lat nie poprawiła się, a w okresie ostatniego tygodnia na południu i zachodzie Chicago postrzelonych zostało co najmniej 75 osób, z czego kilkanaście straciło życie.
Kiedy 5 lat temu zastanawiano się nad użyciem Gwardii w Chicago ówczesny burmistrz przekonywał, iż wprowadzenie wojska na ulice nie rozwiąże problemu na dłuższą metę, a jedynie wprowadzi spokój na krótko. Podległy mu komendant chicagowskiej policji również podchodził do pomysłu ostrożnie:
„Bardzo chciałbym uzyskać jakąś pomoc w obecnej sytuacji, jednak nie sądzę, by mieszanie National Guard z lokalną policją było najlepszym rozwiązaniem” – mówił w 2008 r. Jody Weis, po czym dodał „Wojsko nie działa według tych samych paragrafów Konstytucji, co siły porządkowe”.
W tej chwili sytuacja powtarza się. Burmistrz Rahm Emanuel nie bardzo chce na ten temat rozmawiać, a obecny szef policji, Garry McCarthy, nie chce pomocy.
Jak na razie gubernator Pat Quinn, który miałby zadecydować o ewentualnym wysłaniu Gwardii Narodowej do Chicago nie skomentował tej propozycji.
RJ
'