By nie zepsuć komuś przyjemności letniej kąpieli od razu należy powiedzieć, że rekinów w jeziorze Michigan nie ma. Czy można jednak z całą pewnością stwierdzić, że w tym olbrzymim, głębokim i mającym połączenie zarówno z wpadającą do zatoki Meksykańskiej rzeką Mississippi jak i Atlantykiem akwenie rekiny nie mogą się pojawić?
Rekiny pojawiły się na Ziemi już ponad 400 milionów lat temu. Do dziś sklasyfikowano ponad 470 odmian zamieszkujących niemal wszystkie rejony świata. Najczęściej spotykane są w tropikach, jednak odkryte zostały również w okolicach biegunów, i w morzach północnych. Często zdarza się, że przenikają do wód śródlądowych. Tak często, iż w niektórych rejonach świata nadawane są im odmienne nazwy, choć jest to ten sam gatunek, który najczęściej spotkać można u wybrzeży Florydy – bull shark, czyli żarłacz tępogłowy.
Powszechny strach przed rekinami pojawił się wraz ze słynną produkcją Stevena Spielberga. I choć niebezpiecznych dla człowieka jest zaledwie kilka odmian, to dzięki “Szczękom” zaczęliśmy się bać już samej nazwy. Bohaterem filmu był rekin ludojad, uznawany za najbardziej niebezpiecznego. Jednak znacznie bardziej agresywny, występujący prawie wszędzie i to w znacznie większej liczbie jest bull shark. Dzięki niemu Floryda znajduje się na pierwszym miejscy na świecie pod względem liczby ataków na ludzi. Nie ma ich jednak aż tak wielu, jak na podstawie lektury prasy mogłoby się nam wydawać.
W 2012 r. doszło na świecie do 118 takich przypadków. Z tej liczby 80 uznano za nieprowokowane przez człowieka. Pozostałe były wynikiem nieuwagi ludzi pracujących w akwariach, nurków próbujących zbliżyć się na niewielka odległość, czy coraz popularniejszego karmienia rekinów podczas wycieczek po tropikalnych wyspach. Spośród wspomnianych 80 aż 52% miało miejsce w Ameryce Północnej, głównie u wybrzeży Florydy, Hawajów i Puerto Rico. W Australii odnotowano ich 14, w południowej Afryce 4. Pozostałe przypadki - najczęściej pojedyncze - to Nowa Zelandia, Wyspy Kanaryjskie, Indonezja, Nigeria, czy Arabia Saudyjska.
U południowych wybrzeży USA, również w zatoce meksykańskiej, żyje wiele żarłaczy. W okresie ostatnich kilkudziesięciu lat kilkanaście razy stwierdzono ich obecność w wodach Mississippi, która wpływa do zatoki. Według oficjalnych danych najdalej na północ wysuniętym punktem, gdzie bull shark się pojawił była miejscowość Alton w Illinois. W 1937 roku dwóch rybaków złowiło w sieci rozstawione na rzece kilkustopowego osobnika.
W 1916 r. w innej rzece - Mattawan Creek w stanie New Jersey - doszło do serii ataków na kąpiących się ludzi. Podobno właśnie te wydarzenia były punktem wyjścia dla scenariusza filmu Spielberga.
Wiemy więc, że bull shark może rzeką dotrzeć aż do Illinois, ale czy może kontynuować wędrówkę dalej, mniejszymi rzekami i kanałami aż do jeziora Michigan? Z drugiej strony, od wschodu, też przecież istnieje połączenie, z którego korzystają statki płynące przez Atlantyk. Żaglowce przybywające na Navy Pier jakoś muszą się tu dostać.
W 1955 r. rekin podobno zaatakował mężczyznę kąpiącego się w Michigan na wysokości chicagowskiej plaży. Nie istnieją wprawdzie na ten temat żadne wycinki prasowe, nie ma słowa w archiwach policji i straży wybrzeża. Krótka informacja dotycząca domniemanego wypadku znajduje się w archiwach kilku muzeów i podobno opiera się na wypowiedziach świadków. Coraz więcej osób traktuje ją jednak jak tzw. miejską legendę, podobną do opowieści o aligatorach żyjących w kanałach ściekowych pod miastem.
Teoretycznie było to możliwe. Rekin mógł do Michigan dostać się z Mississippi poprzez sieć rzek i kanałów, ale jest to mało prawdopodobne. Podobnie z drogą wschodnią. Musiałby pokonać kilkadziesiąt tam i zapór łączących wielkie jeziora i niezauważony dotrzeć aż do nas.
Kilka lat temu w wodach naszego jeziora znaleziono martwego rekina o długosci niecałych 3 stóp. Zanim jednak plażowiczów ogarnęła panika okazało się, że był to żart właściciela dużej łodzi motorowej, który z Florydy przywiózł martwą rybę, przetrzymał ją kilka miesięcy w zamrażalniku i wrzucił do wody w pobliżu jednej z plaż.
Istnieje więc możliwość pojawienia się rekina w jeziorze Michigan?
Podobno istnieje – tak przynajmniej uważają specjaliści od tematu. Jeśli nie zostanie on przez kogoś celowo do lokalnych wód wpuszczony, może przy niesamowitej dozie sprzyjających okoliczności jakoś się tu przedostać, co - raz jeszcze należy podkreślić - jest mało prawdopodobne.
Jeśliby się pojawił, to czy przeżyłby w słodkiej wodzie?
Tak.
Dowody na to mamy z innych zakątków świata, ale nie musimy szukać daleko. Przykłady z Mississippi powinny wystarczyć. Bull shark dzięki wyjatkowej budowie jest w stanie żyć zarówno w słodkiej, jak i słonej wodzie.
Co z zimą?
Teoretycznie niska temperatura stanowi przeszkodę. Jednak wielu naukowców twierdzi, że na dużej głębokości temperatura jest w miesiąch zimowych odpowiednio wysoka, by rekin był w stanie przeżyć. Jez. Michigan ma w najgłębszym miejscu 281 metrów.
Niektórzy twierdzą, że w zbiorniku tej wielkości, bogatym we wszelkiego rodzaju gatunki ryb, sporych rozmiarów drapieżnik mógłby niezauważony żyć przez lata. Nie miałby potrzeby zbliżać się do brzegu, powierzchni, a tym bardziej ludzi.
To jednak czysto teoretyczne rozważania. Oficjalnie rekinów w jeziorze Michigan nie ma. Nie znaczy to jednak, że absolutnie niemożliwe jest pojawienie się jakiegoś zabłąkanego osobnika.
RJ
'