70 lat temu na Wołyniu doszło do kulminacji jednej z najokrutniejszych zbrodni drugiej wojny światowej – rzezi, dokonanej przez ukraińskich nacjonalistów na przedstawicielach innych narodów, przede wszystkim na Polakach. Do dziś wydarzenia te mrożą krew w żyłach.
Wołyń, położony na południowo-wschodnich Kresach przedwojennej Polski, był skupiskiem wielu narodów – obok Polaków i Ukraińców żyli tu również Rosjanie, Żydzi, Ormianie czy przybyli w XIX wieku jako osadnicy Czesi. Ludność mówiła więc różnymi językami, wyznawała różną religię i na własny sposób tworzyła specyfikę obszaru typowego pogranicza, na którym żyjące ze sobą różne grupy ludzi mieszały się i żyły w mniejszej lub większej zgodzie.
Problemy zaczęły się wraz z pojawieniem się w XIX-wiecznych nacjonalizmów – ruchów głoszących, że narody, grupy wywodzące się od wspólnych przodków, mówiące tym samym językiem, posiadające te same obyczaje i zamieszkujące wspólne terytoria powinny posiadać własne państwo. Myśl narodowa zapłodniła umysły inteligentów w Europie środkowo-wschodniej, podzielonej między trzy wielkie mocarstwa: Austrię, Niemcy i Rosję. Z biegiem czasu idee te rozszerzyły się na szersze masy, które uświadomiły sobie, że są Polakami, Czechami, Litwinami czy Ukraińcami.
Gdy w 1918 r. Polska odzyskała niepodległość, po 123 latach niewoli mogła wreszcie zacząć budować swoje własne państwo. Niestety, ta słuszna myśl musiała ścierać się z problemami, wśród których znalazła się też ogromna ilość mniejszości narodowych (m.in. Niemców, Żydów, Ukraińców i Białorusinów), które nie zawsze były lojalne wobec państwa polskiego. Problem narastał z biegiem lat, a Kresy stały się jednym z jego epicentrów. Konflikt narodowy miał tu swój odcień klasowy – warstwą posiadającą byli Polacy, biednymi chłopami zaś Ukraińcy. Polacy popełnili wiele błędów w polityce narodowościowej, traktując przedstawicieli mniejszości jako potencjalnych agentów, przeprowadzając pacyfikacje wsi czy sprowadzając osadników wojskowych na tereny przygraniczne.
Ukraińcy odpowiedzieli stworzeniem własnego ruchu – partii nacjonalistycznej, która przybrała nazwę Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Mimo działania w podziemiu, z biegiem lat stawała się ona coraz silniejszą, zdobywając rząd dusz wśród szerszych kręgów ludności ukraińskiej. Nacjonaliści coraz bardziej się radykalizowali, przechodząc od budowania tożsamości narodowej własnej grupy do szowinizmu – nienawiści wobec innych narodów, zwłaszcza Polaków. Siane regularne ziarno pogardy powoli zaczęło dawać plon w postaci coraz większych konfliktów na wołyńskiej wsi.
Gdy w 1939 r. przyszła wojna, OUN sprzymierzył się z Niemcami, próbując wywołać powstanie przeciw Polakom. Wkrótce jednak na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow całość tych terenów weszła w skład Związki Radzieckiego, który krwawo wprowadzał własne porządki na podbitych ziemiach, prześladując i wywożąc na Wschód ludzi, którzy mogliby się im przeciwstawić – zarówno pośród Polaków, jak i Ukraińców. Gdy w 1941 r. Sowietów zastąpili ich nowi wrogowie Niemcy, na tereny te spadła nowa tragedia: zagłada Żydów, mordowanych przez hitlerowców nie raz wspomaganych przez Ukraińców.
Przywódcy OUN i jego zbrojnej organizacji – Ukraińskiej Powstańczej Armii – obserwowali to wszystko z uwagą. W coraz mniejszym stopniu chcieli oni współpracować z Niemcami, wrogością darzyli też jednak Związek Radziecki. Wiedzieli, że wojna o niepodległą Ukrainę będzie wymagała wiele wysiłku, ale jest także okazją do pozbycia się obcych z ziem, które uznano za rdzennie ukraińskie. Tymi obcymi byli Polacy. Działania radzieckie i niemieckie pokazały, że pewnym nakładem sił da się oczyścić dany teren z niechcianej grupy – można ją wywieźć (tak jak to zrobiono z Polakami w 1940 r.), bądź też wymordować (jak Niemcy Żydów).
Zimą 1943 r. na Wołyniu, gdzie już wcześniej zaczęły się napaści na Polaków, zaczęto wprowadzać w życie rozkaz o rozpoczęciu „akcji antypolskiej”. Rozpoczęte wówczas napady na wsie polskie i masowe mordy miały początkowo jasny cel – wystraszenie Polaków i zmuszenie ich do ucieczki z Wołynia. Z tygodnia na tydzień skala tej akcji przybierała coraz większe rozmiary, by w końcu doprowadzić do wydania przez kierownictwo OUN-UPA jasnego rozkazu: ludność polską na Wołyniu należy zlikwidować.
Działania te miały straszny charakter. Rola inspirująca należała bez wątpienia do działaczy nacjonalistycznych i dowódców poszczególnych oddziałów UPA. Angażowali oni jednak do zbrodni zwyczajnych Ukraińców, co miało sprawiać pozór „spontaniczności” gniewu ludu. Morderstwa dokonywane na Wołyniu miały charakter niezwykle okrutnego, „chłopskiego” ludobójstwa – Polaków mordowano siekierami i nożami, przed śmiercią torturowano, często ataków dokonywano w niedziele, wykorzystując fakt zgromadzenia się ludności polskiej w kościele. Wszelka pomoc Ukraińców dla Polaków była srogo karana (również śmiercią), nie raz też od ukraińskich członków mieszanych rodzin wymagano, by osobiście zabili swojego małżonka lub rodzica.
Horror Wołynia trwał przez wiele miesięcy, co najmniej do końca 1943 r., gdy UPA postanowiła „wykorzystać” swoje doświadczenia nieco bardziej na południe, w rejonie Lwowa. Do dziś nie wiemy, ilu ludzi zginęło wówczas z rąk ukraińskich nacjonalistów – historycy szacują, że na samym Wołyniu było to ok. 60 tys. Polaków, w całej „antypolskiej akcji” na terenach Kresów mogło zaś zginąć nawet 100 tys. osób. Ich dramat do dziś pozostaje ogromną krwawą plamą na polsko-ukraińskich stosunkach.
Tomasz Leszkowicz
'