Droga wjazdowa do mojego osiedla wygląda jak większość ulic na przedmieściach. Ogołocone z dojrzałych drzew alejki straszą uciętymi u podstawy pni kikutami, wystrzyżonymi do połowy koronami, albo w najlepszym razie żółtymi obwódkami opasującymi pnie przeznaczonych do wyrębu jesionów. Tysiące jesionów ocieniających do tej pory ulice zniszczyła choroba spowodowana przez egzotycznego chrząszcza z gatunku Agrilus planipennis, po angielsku, emerald ash borer. Ten niewinnie wyglądający pasożyt nie tylko prowadzi do przetrzebienia zadrzewionych alejek wjazdowych, ale pochłania miliony środków podatniczych na wyrąb i ponowne zadrzewienie rozległych terenów przedmiejskich, które są teraz narażone na wzrost temperatur i wysuszenie gleby.
W ubiegłym roku właściciele posesji, na których znalazły się chore jesiony stanęli przed nie lada wyzwaniem: leczyć, czy nie leczyć zarażone insektem drzewa? Wyposażeni w rozsyłane przez lokalne administracje broszury informacyjne mieli zdecydować czy chore drzewo warto leczyć, w połowie z własnej kieszeni, czy też pozwolić miastu na jego ścięcie. Pamiętam ubiegłoroczne narady sąsiadów wypytujących się nawzajem o wybór poszczególnych opcji. Żadna nie była korzystna. Z jednej strony właściciele musieli liczyć się z nieokreślonymi bliżej kosztami leczenia, przez wiele lat, a z drugiej, kusiła możliwość pozbycia się i tak ułomnego drzewa, niejednokrotnie zagrażającego bezpieczeństwu przechodniów, i zastąpienia go nowym, na koszt administracji. Ta ostatnia nie ułatwiała problemu, bo poza publikacją ogólnikowych broszur nie udzielała szczegółowych informacji dotyczących konkretnych drzew, o które przecież chodziło. Moje próby skontaktowania się z przedstawicielami lokalnego wydziału zadrzewienia pozostawały kilkakrotnie bez odpowiedzi. Kiedy wreszcie udało mi się porozumieć z żywą osobą, nie miała do zaoferowania żadnych nowych informacji ani sugestii.
Tymczasem rosły niepewności. A dotyczyły one podstawowych informacji o tym kiedy drzewa zostaną wycięte i kiedy zostaną zastąpione nowymi. Odpowiedzi na pytanie o ponowne zadrzewienie wahały się od kilku miesięcy do kilku lat. Po kilku latach od wycięcia jesionów właściciele nieruchomości, z których wycięto rozłożyste jesiony, nadal wyczekują aż z młodych drzewek wyrosną oferujące zacienienie drzewa. Siedem lat po tym jak chrząszcz emerald ash borer został po raz pierwszy wykryty w Illinois, wiele lokalnych społeczności ciągle boryka się z rezultatami zakażenia, gigantycznymi ubytkami w koronie drzew, które wydają się zarażać sąsiadujące przedmieścia.
Symptomy inwazji pasożytami łatwo zauważyć: skarłowaciały rozwój, obumieranie korony i rozszczepienie kory. Korona zaczyna obumierać na wierzchołku drzewa i postępuje aż zostanie ogołocone z liści. Liczba drzew jesionowych w siedmiu chicagowskich powiatach dotkniętych inwazją owadów Agrilus planipennis jest nieznana, a z pewnością niepublikowana, ale ze 157 milionów drzew w regionie jest około 12.7 milionów jesionów. Ze 157 milionów, ponad 2.3 milionów jesionów rośnie wzdłuż ulic. W Arlington Heights na terenie publicznym znajduje się 13,000 jesionów. Przeciętnie 32 procent drzew rosnących na poboczach dróg stanowią jesiony.
Pasożyt z gatunku Agrilus plannipennis, po angielsku, emerald ash borer, jest egzotycznym chrząszczem, który został wykryty w południowo-wschodnim Michigan, w pobliżu Detroit, w lecie roku 2002. Dorosłe owady obgryzają listowie jesionu, ale nie powodują znacznych zniszczeń. Larwy żywią się wewnętrzną warstwą kory jesionu, naruszając zdolność drzewa do transportu wody i wartości odżywczych.
Chrząszcz z gatunku Agrilus planipennis prawdopodobnie przedostał się do Stanów Zjednoczonych wraz z materiałem drzewnym przewożonym na statkach lub samolotach z Azji. Został wykryty w Windsor w Ontario, w stanie Ohio w roku 2003, w północnej Indianie w roku 2004, w północnym Illinois i Maryland w roku 2006, Zachodniej Pensylwanii i Zachodniej Virginii w roku 2007, Wisconsin, Missouri i Virginii na wiosnę 2008, Minesocie, Nowym Jorku, Kentucky na wiosnę 2009, Iowa na wiosnę 2010, Tennessee w lecie 1010, Connecticut, Kansas i Massachusetts w lecie 2012, New Hampshire na wiosnę 2013 roku i Północnej Karolinie w lecie 2013. Od momentu wykrycia pasożyt zniszczył dziesiątki milionów jesionów w wielu stanach, spowodował wprowadzenie kwarantann przez agencje nadzorujące i USDA, a także grzywien w celu zabezpieczenia potencjalnie zakażonych jesionów, bali czy materiału palnego od przemieszczenia w tereny nie objęte zarazą. W konsekwencji kosztuje on administracje miejskie, właścicieli nieruchomości, szkółek i przemysłu leśnego dziesiątki milionów dolarów.
Kilkadziesiąt lat temu dla wielu firm deweloperskich jesiony były najbardziej optymalnym rozwiązaniem, jako że były tanie i rosły szybko. Stąd też przedmieścia należą do rejonów najbardziej dotkniętych inwazją szkodników drzew. W mieście Chicago na poboczach ulic rośnie 439,800 jesionów, w powiecie Cook – 801,100, w Lake 602,800, w DuPage 177,400, McHenry - 104,600, Kendall – 65,700, i 44,800 w Kane.
Drzewa jesionowe niszczone przez chrząszcza z gatunku Agrilus planipennis oddziaływują na znacznie więcej niż jedynie estetykę. Oferują prywatność i ochronę przed słońcem. W okolicach, w których jesiony zostały usunięte mieszkańcy skarżą się na niższe ceny nieruchomości, wyższe rachunki za wodę i elektryczność. Społeczności Michigan, które borykały się z pasożytniczym chrząszczem przez ponad dziesięć lat, będą musiały poczekać kolejne dziesiątki lat zanim nowo zasadzone drzewa dorównają wielkością starym. Miejskie zadrzewienie wydaje się pozostawać niedostrzeżone, dopóki nie zniknie.
Niewiele ponad 8 procent zadrzewienia, czyli 12.7 milionów drzew w rejonie Chicago, stanowią jesiony, informuje Morton Arboretum, na podstawie danych z roku 2010. Ale za pięć lat pozostaną jedynie jesiony, które są chronione przez środki owadobójcze. Odkąd egzotyczny owad zaczął podgryzać jesionowe drzewa w Illinois, tysiące drzew zostało wyciętych z terenów publicznych, pozostawiając obnażone placki wzdłuż betonowych i trawiastych alejek. W Morton Grove wycięto 224 jesionów, co stanowi równowartość około dwóch mil drzewnego baldachimu. W Homewood usunięto 2,500 jesionów.
Aby zapobiec nawrotowi plagi, lokalne administracje zastępują jesiony różnorodnymi drzewami, od wiązów, lip, do kawowców. Zmieniają także rozporządzenia i publikują wytyczne w celu zwiększenia liczby gatunków na posesji i w obrębie bloku mieszkalnego. „Naprawdę nie chcę by społeczności i właściciele nieruchomości wpadli w tę sam pułapkę, w której się teraz znajdujemy”, komentuje cytowana przez Chicago Tribune Elizabeth Corrigan, koordynatorka projektu zadrzewienia z ramienia Morton Arboretum w Lisle. Specjalistka radzi właścicielom nieruchomości: „Popatrz na sąsiadów, zobacz jakie drzewa mają i posadź coś innego”.
Wiele lokalnych administracji nie nadąża jednak za potrzebami usunięcia chorych drzew, które obumarły szybciej niż się spodziewano, z uwagi na ubiegłoroczną suszę. Inne natomiast borykają się z sadzeniem nowych drzew, ze względu na brak środków. Drzewa nie są bowiem tanie. Cena młodego drzewa o średnicy 2 cali wynosi od $250 do $300, w zależności od gatunku. W Hanover Park, na przykład, z 3,300 jesionów rosnących przy drogach, co stanowiło jedną trzecią zadrzewienia w tym przedmieściu, administracja zdołała usunąć 1,100, ale posadziła zaledwie 100 nowych, z powodu braku funduszy. W niektórych przedmieściach, które dysponują funduszami, potrzeba zasadzenia nowych drzew jest tak duża, że przewyższa podaż. Kilka społeczności zasadziło więc szkółki, by kultywować nowo zasadzone drzewa.
W konsekwencji zasadniczej zmianie ulega więc wygląd przedmieść, które ze starszych osiedli o ustalonej reputacji nabierają cech młodszych, dopiero rozwijających się ośrodków. W Chicago młode drzewa, o średnicy od 2.5 do 3 cali, są w stanie odbudować korony wyciętych drzew dopiero za 10 lub 12 lat. Z podobnym problemem boryka się Evanston, które dwa lata temu wycięło chore jesiony, ale ponieważ plaga niszczy drzewa w niespodziewanym wcześniej tempie administracja nie jest w stanie nadążyć za potrzebą zasadzenia nowych drzew. Około 500 – 600 drzew musi zostać zasadzonych.
Podobnie sytuacja wygląda w Elburn, które w roku 2008 wycięło 700 do 800 zarażonych pasożytem drzew, stanowiących jedną trzecią drzewostanu. Przy pomocy grantów i środków publicznych zdołano zasadzić zaledwie 150 nowych drzew. Ogołocona z rozłożystych niegdyś drzew okolica zmieniła swój wygląd nie do poznania.
W Michigan, skąd pochodzi powodujący plagę jesionów chrząszcz, administracja nie posiada wystarczających środków na wycięcie chorych drzew czy odbudowę drzewostanu. Inne okolice Michigan, w których szkodnik pozostawił swój ślad, ciągle wyglądają nierówno zadrzewione. Nowo zasadzone drzewka są małe, a pożądaną wielkość osiągną dopiero za kilkadziesiąt lat.
Można się więc spodziewać, że również w Illinois będziemy musieli uzbroić się w cierpliwość, ponieważ odbudowa drzewostanu potrwa z pewnością kilka kolejnych dekad. Tymczasem powszechne zarówno w mieście jak i na przedmieściach stają się wysuszone trawniki, a do porządku dziennego należą skargi mieszkańców na podwyższone rachunki na używanie wody i elektryczność. Podwyżka tych opłat jest bezpośrednią konsekwencją nasłonecznienia i ocieplenia domów, a także konieczności bardziej częstego nawadniania trawników wskutek braku drzew.
Oprócz oczywistych skutków wycięcia drzew na środowisko naturalne, jedno z badań przeprowadzonych przez Service’s Pacific Northwest Research Station, dowodzi poważnej zmiany na zdrowie ludzi. Geoffrey Donovan poddał analizie dane pochodzące z 1296 powiatów należących do 15 stanów, gdzie rozwinęła się plaga chrząszczy z gatunku Agrilus planipennis niszczących jesiony. Badacze z Pacific odkryli, że wśród Amerykanów mieszkających na obszarach zaatakowanych przez owady odnotowano 15 tysięcy więcej zgonów spowodowanych chorobami układu krążenia oraz 6 tysięcy więcej zgonów, do jakich doszło w wyniku chorób dolnych dróg oddechowych, w porównaniu z terenami wolnymi od plagi owadów. Jak informuje Naukowa Agencja Prasowa Science News, naukowcy z Pacific Northwest Research Station przeanalizowali demografię, śmiertelność ludzi i statystyki dotyczące choroby powodowanej przez chrząszcza Agrilus planipennis, pochodzące z lat 1990-2007. Wykorzystane statystyki pochodziły z powiatów, w których zarejestrowano co najmniej jeden przypadek wystąpienia insekta Agrilus planipennis w 2010 roku. Badanie, którego rezultaty zostały opublikowane w American Journal of Preventive Medicine w lutym obecnego roku, potwierdza związek pomiędzy utratą drzew a ludzką umieralnością spowodowaną chorobami układu krążenia i dolnych dróg oddechowych. Nie dowodzi jednakże związku przyczynowo skutkowego między stanem drzewostanu a zdrowiem ludzi. Powiązanie to pozostaje wprawdzie do naukowego ustalenia, ale rodzi uzasadniony niepokój. Zatrważająca okazuje się już sama myśl, że skala zagrożeń wynikających z pozornie niewinnego przetrzebienia drzewostanu zdecydowanie przekracza nasze wyobrażenia.
Na podst. The Pacific Northwest Research Station, American Journal of Preventive Medicine, Chicago Tribune,
oprac. Ela Zaworski
'