----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

17 lipca 2013

Udostępnij znajomym:

'

Zachowanie dystansu wobec pojawiających się każdego dnia wiadomości jest obowiązkiem każdego czytelnika, widza i słuchacza. Ludzie, którzy je piszą, są... tylko ludźmi. Mogą się pomylić, źle coś zinterpretować, nie sprawdzić źródeł oraz przemycić nieco własnych opinii na dany temat. Należałoby wtedy zaznaczyć, iż mamy do czynienia z felietonem lub komentarzem, ale robi się to rzadko.

Przykładów jest wiele. Zacznijmy od wesołych.

W ubiegłym roku niektóre portale informacyjne podały wiadomość, że nowo powstała linia lotnicza o nazwie Derrie-Air będzie obliczała wysokość ceny biletu na podstawie wagi pasażera. Lżejsi będą latać taniej, lepiej odżywieni, niestety, drożej. Wszystko przez ceny paliwa, a wiadomo, że im cięższy samolot, tym więcej się go zużywa. Wybuchły słowne zamieszki, portale zapełniły się pełnymi oburzenia komentarzami. Okazało się jednak, że była to akcja reklamowo-promocyjna dużej gazety codziennej z Filadelfii.  Zamieszanie związane z rosnącymi kosztami przelotów postanowiono wykorzystać do zwrócenia na siebie uwagi. Linie takie nie istniały, jednak istniała strona internetowa z taką informacją. Dla wielu osób wystarczyło to, by uwierzyć.

Wielokrotnie słyszę, że coś jest faktem, bo napisała o tym gazeta lub powiedział to ktoś w telewizji lub radiu. Owszem, zdarza się, że mają rację. Nie zawsze jednak. Dla kogoś, kto nie śledzi uważnie pojawiających się na bieżąco doniesień najważniejsza jest zawsze pierwsza informacja. Reszta, często w formie sprostowań lub kontrargumentów już się nie liczy. Szkoda. Pełnej wiedzy na temat wydarzeń i postaci nabywamy dopiero po uważnym zapoznaniu się ze skrajnymi opiniami. Nikt za nas nie wyciągnie wniosków, musimy to zrobić sami. Nie czynimy tego jednak, gdyż łatwiej jest zaufać jednemu źródłu, najczęściej bliższemu naszym poglądom.

Było to dawno, ale może pamiętają niektórzy wojnę w Iraku. Jedyne co początkowo do nas docierało to wiadomości przekazywane przez towarzyszących wojsku reporterów. Niewiele pokazywano, głównie mówiono.  Przekaz był jasny – wygrywamy, niesiemy wolność, witani jesteśmy kwiatami. Media pomogły jak nikt inny sprzedać ten konflikt społeczeństwu i dzięki temu poparcie dla wojny wynosiło prawie 80%. Dopiero później, po powrocie, dziennikarze zaczęli się przyznawać, że ich relacje dalekie były od prawdy. Jeden z nich powiedział, że nie mógł mówić o ciemnych stronach wojny, gdy mieszkał w barakach żołnierzy, korzystał z ich ochrony i znał każdego po imieniu. Nie można go za to winić. W końcu opowiedział jak naprawdę było. Tak zaczęła się gwałtowna zmiana w sposobie prezentowania tego konfliktu, która doprowadziła do gwałtownego spadku poparcia w społeczeństwie. Czy było obiektywnie? Nie, bo przyszła moda na wyciąganie na światło dzienne najgorszych przykładów i omijanie pozytywnych zdarzeń.

Czasami dochodzi do śmiesznych sytuacji. Prosta informacja, dotycząca na przykład produkcji oleju z kukurydzy nabiera dla pewnej grupy znaczenia dopiero wtedy, gdy zaprezentuje ją ulubiona stacja. Pięć kanałów informacyjnych mówi dokładnie to samo, ale połowa z nich kłamie.

Zmieńmy temat. Od lotów zacząłem, na nich też zakończę. Tyle, że tym razem źródła są potwierdzone, a informacja poważna. Już od lat FAA oraz organizacje prawnicze informują o dość niepokojących zachowaniach dotyczących pilotów linii komercyjnych. Wprawdzie dane są niepełne, to jednak dające przerażający obraz tego, co dzieje się nad naszymi głowami. Będzie o bezpieczeństwie, ale nie o groźbach zamachów. Mowa o alkoholu i narkotykach.

W USA około 600 tysięcy osób posiada licencję pilota. Z tej liczby ok. 130 tys. to piloci komercyjnych samolotów pasażerskich, a kolejne 140 tys. obsługuje samoloty transportowe. Ocenia się, że prawie 10% z nich uzależnionych jest od różnych substancji, głównie alkoholu. Drugie tyle nadużywa ich w czasie wolnym od pracy. Dokładne statystyki nie są znane. FAA prowadzi program odwykowy dla pilotów, ale niewiele osób się zgłasza. Nikt nie chce samowolnie stracić pracy. Na leczenie trafiają więc jedynie przyłapani na gorącym uczynku. Nie ma ich tak wielu, ale każdy przypadek potwierdza publikowane dane. W 2008 r. policja z Filadelfii aresztowała o 2 nad ranem mężczyznę, który kompletnie pijany, ubrany jedynie w sandały i zegarek gonił po miejskim parku nagą, równie pijaną i wesołą dziewczynę. Był to kapitan samolotu i jedna ze stewardess. Lot zaplanowany był na 7.30 rano. 3 lata wcześniej odbyła się rozprawa kapitana i drugiego pilota innego samolotu pasażerskiego. Aresztowano ich już na pokładzie, tuż przed startem. Po policję zadzwonili zaniepokojeni perspektywą pilotowania przez nich Boeinga sami pasażerowie. Powołani później przez sąd świadkowie twierdzili, że na kilka godzin przed pracą wypili w sumie kilkanaście piw w pobliskim barze. W 2003 roku również na kilka minut przed startem aresztowano innego pilota. Był pijany, chwiał się na nogach i dziwnie zachowywał podczas wchodzenia do samolotu. Na pokładzie było prawie 400 pasażerów, którzy podobnie jak we wcześniejszym przykładzie nie dopuścili do startu.

To tylko kilka przykładów. Jest ich znacznie więcej. Nie znamy przypadków, które nie wydostają się na światło dzienne bo linie dbając o swą reputację załatwiają sprawy polubownie. Warto wiedzieć, że każdego roku FAA wydaje ponad półtora tysiąca (dane sprzed 4 lat) specjalnych certyfikatów pilotom, którzy poddali się leczeniu alkoholizmu. Sporą część z nich stanowią pracownicy dużych linii lotniczych. Wiadomość tę sprawdziłem, ale proszę nie wierzyć mi na słowo. Rzeczywiste liczby mogą być niższe. Lub wyższe.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak
rafal@infolinia.com

'

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor