Po niedawnych zmianach w chicagowskiej policji, zwłaszcza w wydziale dochodzeniowym, pojawiły się lepsze wyniki. Mimo że liczba morderstw wciąż jest wysoka, to niektórych ucieszy z pewnością fakt, iż w porównaniu z latami poprzednimi wzrosła ich wykrywalność.
Nie mówi się o tym często, ale skuteczność pracy chicagowskich detektywów nie jest wysoka. Tylko w jednym na cztery morderstwa udaje się wskazać winnego. Chicago z wynikiem 25% pozostaje daleko w tyle za innymi. Na przykład w Nowym Jorku w ubiegłym roku wykrywalność wyniosła 75%, a średnia dla departamentów policji w całym kraju zwykle utrzymuje się na poziomie powyżej 60%.
Ostatnie dane wskazują jednak, że w Chicago nastąpiła niewielka poprawa. W tym roku detektywom udało się już rozwiązać 50 spośród 214 morderstw popełnionych w Chicago do 18 lipca. Oprócz tego wskazano winnych 71 morderstw popełnionych w poprzednich latach. To o 11 więcej, niż departament rozwiązał w całym 2012 r.
Nie wszystkie przypadki kończą się ujęciem i postawieniem przed sądem winnego. Zdarza się, że wskazany w toku śledztwa morderca już nie żyje, lub prokuratura nie może lub nie chce z jakiegoś powodu postawić mu zarzutów, choćby ze względu na odmowę złożenia zeznań przez świadka. Przypadków takich jest wiele – w tym roku wśród wszystkich zakończonych sukcesem dochodzeń było ich aż 31%.
Wciąż jednak tegoroczne dokonania chicagowskich śledczych uznać można za sukces. Do tej pory wyjaśniono 121 morderstw w porównaniu z 93 w podobnym okresie ubiegłego roku. Przyczyniły się do tego zmiany w departamencie, wymuszone najniższymi od ponad dwóch dekad wynikami pracy detektywów. Gdy wykrywalność morderstw spadła w Chicago poniżej 25% dokonano poważnych przetasowań i zmiany systemu pracy. Awansowano 70 nowych detektywów, którzy od razu przyczynili się do poprawy wykrywalności morderstw. Od ubiegłego roku sprawy nie są już przypisywane indywidualnym śledczym, ale prowadzone przez 10 osobowe zespoły. Okazało się, że grupa osiąga znacznie lepsze wyniki od pojedynczych detektywów i może prowadzić kilka spraw jednocześnie.
“Mówi się, że co dwie głowy to nie jedna – mówi T. Riccio, deputowany w departamencie śledczym – Odkryliśmy, że osiem głów osiąga znacznie lepsze wyniki od dwóch. To nowy sposób prowadzenia dochodzenia nigdy niestosowany wcześniej w Chicago”.
W ten sposób każde dochodzenie prowadzone jest bez przerw, które pojawiały się, gdy prowadzący je wcześniej detektyw brał wolne, zachorował lub wyjeżdżał na wakacje. W grupie zawsze ktoś pracuje nad sprawą, poza tym detektywi uzupełniają się.
“Jedni świetnie rozmawiają, inni lepsi są w miejscu zbrodni, niektórzy doskonale pracują z komputerem – mówi Ricco – Kiedy połączymy te różne umiejętności w grupie uzyskujemy doskonałe efekty”.
Policjanci zauważają też, że coraz więcej osób zgłasza się z informacjami. Mieszkańcy coraz częściej łamią uliczny kod milczenia, z którego słynie Chicago i który szef policji McCarthy uznaje za jeden z powodów niskiej wykrywalności przestępstw.
Większa wykrywalność morderstw w połączeniu ze spadkiem ich liczby – 75 mniej, niż w podobnym okresie ubiegłego roku – to niewielkie światełko w tunelu. Może za wcześnie na radość, ale z nieco większą dozą optymizmu można spoglądać w przyszłość.
RJ
'