"Bij słowo kiedy odstaje”
Tymoteusz Karpowicz
Tadeusz Mocarski urodził się w 1943 roku we wsi Janczewo, koło Jedwabnego. Jest absolwentem Studium Nauczycielskiego oraz magistrem filologii polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Debiutował w 1966 roku we „Współczesności”. Trzy lata później ukazał się jego debiutancki tomik „Dedykacje”, za który otrzymał prestiżową nagrodę miesięcznika „Poezja”. Mocarski jest autorem kilku tomików poezji oraz reportaży, drukowanych w serii „Ekspres Reporterów”. Jego wiersze opublikowane zostały między innymi w „Życiu Literackim”, „Kulturze”, Tygodniku Kulturalnym”, „Twórczości”.
Motyw wojny przejawia się często w poezji Mocarskiego. W roku 1971 wydał „Poemat o bohaterskiej obronie reduty „Wizna” pod dowództwem kapitana Raginisa” oraz w 2001 roku książkę pt. „O Jedwabne, Jedwabne...”, która jest opisem II wojny światowej w Jedwabnem.
Pracował w miesięczniku „Poezja” i „Nowy Wyraz”, a także w Ludowej Spółdzielni Wydawniczej, jak również prowadził warsztaty poetyckie w Miejskim Domu Kultury – Domu Środowisk Twórczych – Klubie Młodego Literata w Łomży.
* * *
Przez osty nie przeszłaś i szkło Twoim stopom obce
Mróz cię nie kąsał
- ten biały wściekły szakal
Idziesz bolesna
- jakbyś krzyż niosła
Do utraconej Itaki
* * *
Mam na własność jak uszy i palce
Czterech głodnych wigilijnych starców.
Każdy brodę dźwiga iglastą
wyważają zmierzch. Wchodzą. Patrzą.
Pierwszy starzec szuka nadaremnie
Białej laski. Będzie miał ją we mnie.
Drugi starzec pióra zbiera ciepłe,
Z własnych skrzydeł dam mu co najlepsze.
Trzeci starzec przyszedł zadzwonić
po Chrystusa. Proszę, niech dzwoni.
Czwarty starzec rysuje woskiem
Słońcem krytą, wygnaną wioskę.
Mam na własność jak uszy i palce
Czterech wiecznie wędrujących starców.
METAFIZYKA
A kiedy już się nasycą
oszukani i ślepi.
Nowe nas hasła zachwycą
nowa nas ciemność
oślepi.
Wiotkość
ustąpi twardości,
proroctwo stanie się faktem.
Chwieje się moja głowa
choć dawno
nie było
wiatru.
DO MAMY
Ziemniaki kopiesz w pustym polu, Mamo,
A ja znów jestem za żelazną bramą.
Widzę Cię brzydką jak na złych obrazach
Wyrywasz ziemię palcami z żelaza.
Tobie wystarczy chleb i trochę sera,
Zjesz to ukradkiem i popijesz rosą.
Ziemniaki kopiesz, Mamo, sama, Mamo
I uśmiechnięte, nieśmiałe wybierasz,
Tak delikatnie, niby spinki z włosów.
Sama,
Bo koszy pełnych nie wysypię,
Sama . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Redaguje: Elżbieta Chojnowska
elachojnowska@yahoo.com
'