----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

14 sierpnia 2013

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download
'

Pisałem niedawno o najniższych w historii notowaniach obecnego Kongresu. Zdecydowana większość społeczeństwa nie popiera sposobu, w jaki pracują wybrani politycy i efektów tej pracy. Kongresmani z kolei chyba lubią publiczne urzędy, bo trzymają się ich kurczowo, ale z opinią publiczną starają się nie mieć kontaktu.

Konserwatywna organizacja Taxpayers for Common Sens zwróciła niedawno uwagę, że coraz więcej ustaw tworzonych jest za zamkniętymi drzwiami. Podobno chodzi o to, by nie rozpraszać polityków niepotrzebnymi komentarzami i pytaniami. W ten sposób pracują oni sprawniej. Problem w tym, że całkowicie pomijają normalny proces legislacyjny, w którym tworzone ustawy poddawane są nieustannej kontroli społeczeństwa i reprezentujących je organizacji. Efekt? Gotowy projekt, często dotyczący bardzo ważnej dziedziny naszego życia, pojawia się w gotowej formie w ostatniej chwili i natychmiast jest w przyspieszonym tempie przepychany przez kolejne stopnie krajowej legislatury.

Komisja zajmująca się sprawami rolnictwa nie obraduje otwarcie, ale na tajnych spotkaniach w różnych zakątkach kraju. Fachowcy od transportu przekonują, że stworzyli właśnie ustawę wolną od niepotrzebnych wydatków.  Być może pierwsza grupa osiągnie doskonałe rezultaty, a druga faktycznie finansowy sukces. Nie dowiemy się jednak o tym, bo efekty ich pracy poznamy na kilka dni przed głosowaniem, albo już po. Głośno niedawno było o obietnicy utrzymania w tajemnicy przez okres 50 lat korespondencji polityków zajmujących się reformą systemu podatkowego. Z tego wszystkiego najbardziej cieszą się lobbyści reprezentujący rożne grupy interesów. W końcu nie ma dla nich nic lepszego, niż rozmowy za zamkniętymi drzwiami. Wszystko w ten sposób można załatwić i to bez większego uszczerbku na wizerunku i bez oficjalnego naruszania kodu etycznego. W ten sposób notowania Kongresu nie wzrosną. Co martwi, to ryzyko, iż takie zachowania staną się normą.

Skoro o politykach mowa, to nie sposób nie skomentować niedawnej decyzji Departamentu Sprawiedliwości. Wygląda na to, że jesteśmy świadkami pierwszej próby zakończenia krytykowanej, kosztownej i nie przynoszącej żadnych efektów „wojny z narkotykami”. Nic nie stanie się w ciągu jednego dnia. Na początek obniżone zostaną lub zniesione obowiązkowe kary dla posiadaczy niewielkich ilości narkotyków. Później sędziowie być może otrzymają możliwość samodzielnego decydowania o ich losie. Będą brali pod uwagę wiek, przeszłość i perspektywy życiowe takiego osobnika. Ale to dopiero przyszłość. Na razie rozgorzała dyskusja na temat planowanych zmian. Część społeczeństwa przyklasnęła uznając, iż „wojna z narkotykami” przekształciła się w kosztowną metodę odizolowania od społeczeństwa milionów osób. Inni uznali, że  to polityczne zagranie administracji rządowej. Do tego spóźnione, bo poszczególne stany już dawno rozpoczęły zmiany własnych przepisów. To fakt, w obliczu coraz częściej legalizowanego handlu marihuaną federalne przepisy wydają się przestarzałe. Kilka stanów zaoszczędzone i zarobione w ten sposób pieniądze przeznacza na leczenie uzależnień i akcje informacyjne. Efekty są znacznie lepsze, niż 40 lat wojny narkotykowej. Niezależnie od tego, czy było to polityczne zagranie, czy też próba ucywilizowania istniejącego prawa, w opinii większości sprawy zmierzają w dobrym kierunku.

Od wielu lat niezliczone organizacje i wpływowe osoby zaangażowane były w działalność na rzecz zakończenia „najdłuższej wojny Ameryki”. Od początku nie chodziło o legalizację zakazanych substancji, ale raczej o liberalizację prawa tak, by osoby zatrzymane na pokojowym paleniu "trawki" nie otrzymywały 10-letnich wyroków, oraz by miliardy dolarów przeznaczane na nie przynoszącą żadnych efektów wojnę wykorzystać w lepszy sposób.

W ubiegłym roku Richard Branson, znany filantrop i właściciel linii Virgin Atlantic napisał na łamach poczytnego tygodnika: "Przez ponad 40 lat światowe wysiłki, by ukarać użytkowników narkotyków i ograniczyć handel tymi substancjami nie przyniosły wymiernych rezultatów. Zamiast tego wywołały epidemię przestępstw i zbrodni. Europa, Ameryka Łacińska i wiele stanów USA debatuje nad tym, czy wojna z narkotykami nie powinna zostać zastąpiona nowymi prawami, które pomagałyby uzależnionym osobom i pozwoliły organom ścigania zająć się poważnymi przestępcami".

Każda z osób aresztowanych za posiadanie niewielkich ilości marihuany lub innego narkotyku  trafiając do więzienia kosztuje podatników kilkadziesiąt miliardów dolarów, co stanowi sumę 4 razy większą, niż wysokiej jakości opieka medyczna i pomoc w rozstaniu się z nałogiem. Mało tego, większość z nich po kilku lub kilkunastoletnim pobycie w zakładach penitencjarnych wychodząc na wolność staje się prawdziwymi przestępcami. Jedni z braku alternatywy, inni w wyniku przebytych doświadczeń.

Analiza praw dotyczących narkotyków na całym świecie i ich skuteczność pozwala wyciągnąć wniosek, iż dekryminalizacja ich zażywania i wprowadzenie systemu opieki zdrowotnej przyniosłoby znacznie większe korzyści, pozwalając jednocześnie policji i innym służbom poświęcić znacznie więcej czasu na walkę z poważnymi przestępstwami, choćby przemytem tych substancji, czy rozprowadzającymi je gangami. jako przykład można podać Szwajcarię, która w latach 80. borykała się z poważnym problemem, jakim była heroina. Tamtejszy rząd wprowadził nowy system, zastępując nielegalną heroinę legalnymi substancjami chemicznymi o podobnym działaniu administrowanymi przez lekarzy i szpitale. W krótkim czasie przemyt tego narkotyku spadł niemal do zera, spadła również liczba od niej uzależnionych. Program okazał się też korzystny dla pozostałej części społeczeństwa, gdyż liczba pospolitych przestępstw popełnianych przez narkomanów poszukujących pieniędzy na następną porcję spadła aż o 90%.

Wiele osób porównuje obecną wojnę z narkotykami do prohibicji alkoholowej z lat 20., która w zgodnej opinii okazała się poważnym błędem i przyczyniła do wzrostu przestępczości i przepełnienia więzień.

Oczywiście nie wszyscy zgodzą się z planowanymi zmianami. Wydaje mi się jednak, że wyjdą one nam na dobre.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak
rafal@infolinia.com



'

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor