Począwszy od roku 2006 pszczelarze odnotowują umieranie pszczół. W otwieranych ulach znajdują plastry miodu, wosk i miód, ale nie pszczoły. Na określenie tajemniczej choroby nękającej pszczoły naukowcy ukuli apokaliptycznie brzmiące pojęcie: colony-collapse disorder, w skrócie CCD. Siedem lat później pszczoły zanikają na niespotykaną wcześniej skalę, a przyczyna wciąż pozostaje nieznana. W Stanach Zjednoczonych ubiegłej zimy zniknęła lub obumarła jedna trzecia pszczół. To o 42% więcej niż rok temu, i zdecydowanie więcej niż 10-15% strat odnotowywanych w normalnych zimach.
Jakkolwiek pszczelarze są w stanie zastąpić w miarę upływu czasu dużą część obumarłych owadów, to intensywność zanikających rojów wywiera ogromny nacisk na przemysł i rolnictwo. Ubiegłej wiosny zdolnych do przeżycia pszczół ledwo wystarczyło do zapylenia migdałów w Kalifornii, co naraziło na ryzyko produkt wart niemal 4 miliardów dolarów. Migdały mają dla „złotego stanu” ogromne znaczenie; stanowią bowiem najbardziej wartościowy gospodarczo produkt rolniczego eksportu, ponad dwukrotnie bardziej dochodowy niż winogrona. Migdały, będąc całkowicie uzależnione od pszczół, są zwiastunem większego problemu. W przypadku owoców i warzyw tak różnorodnych jak kantalupy, żurawiny i ogórki, dla rolnika zapylanie może być jedyną szansą uzyskania maksymalnej wydajności. Tymczasem wyeliminowanie pszczół spowoduje trwałe straty w rolnictwie.
„Znajdujemy się bardzo blisko krawędzi”, ostrzega Jeff Pettis, naukowiec z Laboratorium Badań nad Pszczołami w ramach Wydziału Rolnictwa Stanów Zjednoczonych. „Rządzi teraz przypadek”, zapowiada.
Dlatego naukowcy, jak Pettis, pracują nad rozpoznaniem co powoduje zanikanie pszczół. Największe podejrzenie padło z oczywistych względów na stosowane w rolnictwie nawozy sztuczne, zwłaszcza na popularną klasę nawozów znanych pod nazwą neonikotynoidy, które wydają się wpływać na pszczoły i inne owady, nawet w dawkach uznanych za bezpieczne.
Inni naukowcy skupiają się na zabijających pszczoły szkodnikach, jak słusznie tak nazywanym niszczycielu Varro, roztoczu pasożytniczym wyniszczającym kolonie pszczół od kiedy został on przypadkowo wprowadzony na teren Stanów Zjednoczonych w latach 1980.
Inni ciągle poszukują chorób bakteryjnych i wirusowych. Brak pewnego winowajcy jedynie pogłębia tajemnicę i strach, obwieszczając to, co niektórzy zieloni nazywają „drugą cichą wiosną”, powołując się na przełomową książkę Rachela Carsona z roku 1962, powszechnie uważaną za początek ruchu ochrony środowiska. Cytat, który jest często przypisywany Albertowi Einsteinowi, zyskał rangę sloganu: „Jeśli pszczoła zniknie z powierzchni globu, człowiekowi nie zostanie więcej niż cztery lata”.
Eksperci wątpią, jakoby Einstein kiedykolwiek wyrzekł te słowa, ale mylne przypisywanie ich autorstwa jest charakterystyczne dla zamieszania otaczającego zanikanie pszczół. Towarzyszy temu poczucie, że nieodwracalnie zabijamy stworzenia, które doglądaliśmy i na których polegaliśmy przez tysiące lat. Utrata pszczół pozostawiłaby planetę biedniejszą i głodniejszą, ale jeszcze bardziej przerażające jest to, że zanikanie pszczół może być oznaką tego co ma nadejść, symbolem, że coś jest zdecydowanie nie w porządku z naszym światem. Jeśli nie podejmiemy zmian wkrótce, doświadczymy nieszczęścia, przestrzegają pszczelarze. Zdaniem niektórych, pszczoły to tylko początek.
Jeśli pszczoły miodne są ofiarami zagrożeń naturalnych, jak wirusy, i nienaturalnych, jak pestycydy, warto pamiętać, że pszczoły nie są naturalnymi mieszkańcami kontynentu. Zostały przywiezione do Ameryki Północnej w siedemnastym wieku i dobrze się rozwijały do niedawna, ponieważ znalazły doskonałą niszę w systemie żywnościowym, która wymagał upraw po niskich cenach i ogromnych ilości. Był to stworzony przez człowieka ekosystem kupiecki, który był korzystny nie tylko dla pszczół i pszczelarzy, ale również oznaczał stały biznes i ogromne dochody dla supermaketów i sklepów z żywnością.
Sytuacja uległa zmianie w roku 2006, kiedy CCD, choroba pszczół, dotknęła przemysłową hodowlę. Po zimie 2006 roku pszczelarze otwierając ule z przerażeniem przekonali się, że w setkach uli nie ma pszczół. Od tej pory pszczelarze doświadczali strat, a ich pszczoły chorowały i umierały. By je zastąpić, hodowcy musieli kupić nowe królowe i podzielić pozostałe kolonie, co zmniejszyło produkcję miodu i wywarło więcej ciśnienia na niewiele pozostałych zdrowych pszczół. W końcu hodowla stawała się nieopłacalna.
Liczba komercyjnych pszczelarzy zmalała o trzy czwarte w ostatnich piętnastu latach. Jakkolwiek wszyscy z nich zgadzają się co do tego, że walka o hodowlę nie jest już warta wysiłku, to różnią się w ocenie potencjalnych przyczyn. Część z nich wini pestycydy.
Nawozy sztuczne są stosowane w przypadku ponad 140 różnych upraw, jak również w ogrodach domowych, co oznacza nieskończone szanse wystawienia na ich działanie każdego owada, który usiądzie na nawożonych roślinach. Pszczelarze powołują się na badania próbek pyłków kwiatowych pobranych z rojów dotkniętych chorobą, które wskazują na obecność kilkunastu związków chemicznych, w tym neonikotynoidów. Niektórzy z pszczelarzy zeznawali przed Kongresem na temat niebezpieczeństw jakie stanowią pestycydy i występują w procesie sądowym wraz z grupami zielonych, które wzywają EPA, Agencję Ochrony Środowiska, do wycofania kilku nawozów, w tym z klasy neonikotynoidowej. „Oddziaływanie pestycydów nie jest marginalne i nie jest akademickie”, twierdzi Peter Jenkins, adwokat z Centrum Bezpieczeństwa Żywności, który jest głównym obrońcą w procesie. „Stwarzają realne zagrożenie dla rentowności hodowli”.
Amerykańscy farmerzy od dziesięcioleci nawozili swe pola, co oznacza, że pszczoły miodne, które mogą pokonać drogę do 5 mil w poszukiwaniu pożywienia, były narażone na toksyny na długo wcześniej niż stwierdzono początki ich choroby. Ale neonikotynoidy, które zostały wprowadzone w połowie lat 1990. i rozprzestrzeniły się w latach następnych, są inne. Te związki chemiczne są znane jako systematyczne, co oznacza, że nasiona roślin są w nich moczone przed zasadzeniem. Odrobinki nawozów są następnie przenoszone do każdej części dojrzałej rośliny, w tym pyłku kwiatowego i nektaru, z którymi może stykać się pszczoła, i mogą pozostawać o wiele dłużej niż inne pestycydy. Nie ma więc żadnej możliwości zapobieżenia przed narażeniem pszczół na działanie neonikotynoidów, jeśli pestycydy zostały zastosowane w okolicy. „Posiadamy coraz więcej dowodów, że neonikotynoidy mogą mieć niebezpieczne skutki, zwłaszcza w połączeniu z innymi patogenami”, oświadczył Peter Neumann, szef Instytutu Zdrowia Pszczół w Uniwersytecie Bern w Szwajcarii.
Jak na ironię, neonikotynoidy są w rzeczywistości bezpieczniejsze dla farmerów, ponieważ mogą być stosowane bardziej precyzyjnie niż inne klasy pestycydów, które rozpraszają się w powietrzu. Ale pszczoły wydają się wyjątkowo wrażliwe na działanie nawozów. Badanie dowodzą, że neonikotynoidy atakują ich system nerwowy, przeszkadzają im w lataniu i nadwerężają ich zdolności nawigacyjne nie zabijając je od razu. Opóźnione, ale skumulowane skutki wielokrotnego narażenia na działanie nawozów sztucznych mogą wyjaśniać dlaczego kolonie pszczół umierają z roku na rok, pomimo wysiłków pszczelarzy. Wygląda to jakby pszczoły były zabijane bardzo powoli.
Niewątpliwie obwinianie neonikotynoidów za kryzys w hodowli pszczół jest atrakcyjne. Szerokie wykorzystanie tych pestycydów mniej więcej koresponduje z nasileniem choroby pszczół, a neonikotynoidy mają za zadanie zabijać owady. Nawozy sztuczne są wszechobecne. Jedno z ostatnich badań dowiodło, że pyłek kwiatowy pszczoły miodnej był zarażony dziewięcioma różnymi pestycydami i grzybami. Jeśli problem stanowią neonikotynoidy, to rozwiązanie jest proste – zakazać je. To właśnie postanowiła Komisja Europejska w roku bieżącym wprowadzając dwuletni okres restrykcji na stosowanie niektórych neonikotynoidów. Ale o ile Komisja Europejska planuje rewizję neonikotynoidów, to zakaz w stylu europejskim jest mało prawdopodobny, po części, ponieważ dowody są wciąż niejasne. Pszczelarze w Australii zostali w większości oszczędzeni przed CCD, pomimo tego, że neonikotynoidy są tam używane, podczas gdy Francja wciąż boryka się z utratą pszczół, chociaż użycie pestycydów jest tam ograniczone od lat 1990. Z kolei producenci nawozów dowodzą, że rzeczywisty poziom neonikotynoidów na polu upraw jest zbyt niski by mógł stanowić główny powód utraty roju pszczół.
Nawet jeśli pestycydy są w dużej części odpowiedzialne za utratę pszczół, to są inni podejrzani. Pszczelarze zawsze musieli bronić swych hodowli przed niebezpieczeństwem takim jak zgnilec, choroba bakteryjna czerwiu pszczelego, która zabija rozwijające się pszczoły, szkodnik, który może infiltrować i zarażać roje. Najbardziej szkodliwym z nich jest mikroskopijny roztocz, który wkopuje się w komórki młodych noszących potomstwo pszczół. Roztocze wyposażone są w ostre, dwuzębne ostrze, które może przebić szkielet zewnętrzny pszczoły i wysysać jej hemolimfę, płyn ustrojowy, który funkcjonuje jak krew u pszczół. A ponieważ Varroa może również przenosić inne choroby, na zasadzie brudnej igły, niekontrolowalna plaga roztoczy może szybko doprowadzić do zamierającego roju pszczół.
Roztocza Varroa po raz pierwszy pojawiły się w Stanach Zjednoczonych w roku 1987, prawdopodobnie przeniesione przez zakażone pszczoły z Ameryki Południowej, powodując od tej pory śmierć miliardów pszczół. Środki zaradcze stosowane przez pszczelarzy, w tym chemiczne środki niszczące pszczoły, okazały się tylko częściowo skuteczne. Nie jest łatwo zabić małego robaka na dużym owadzie, stwierdzają pszczelarze.
Inni naukowcy wskazują na infekcje grzybicze, jak posożyt Nosema ceranae. Ale dowody nie są rozstrzygające: niektóre roje dotknięte chorobą CCD wykazują obecność grzybów, roztoczy, czy wirusów, a inne nie. Inni pszczelarze są sceptyczni co do tego, że w ogóle istnieje problem, obwiniając raczej za zanikanie pszczół błędy w utrzymywaniu zdrowego roju. Ale jakkolwiek nie każdy pszczelarz doświadczył katastroficznych strat, ubytki roju są rozpowszechnione od dłuższego czasu, więc wydaje się perwersyjne obwinianie ludzi za zaniedbania ujawnione dopiero w roku 2006.
Niepodważalny jest również fakt, że pszczelarze funkcjonują w kraju, który staje się coraz bardziej niegościnny dla pszczół miodnych. Aby przeżyć pszczoły potrzebują pożywienia, co oznacza kwiaty i dzikie przestrzenie. Nasz uprzemysłowiony system sprzysiągł się przeciw temu, przekształcając wiejskie okolice w szerokie połacie monokulturowych upraw – terenów upraw kukurydzy czy soi, które są niewiele więcej niż pustynią dla pszczół pozbawionych pyłku kwiatowego czy nektaru. W ramach Conservation Reserve Program (CRP), administracja rządowa przejmuje pod wynajem ziemię od farmerów zabierając ją produkcji w celu konserwacji ziemi i utrzymania fauny i flory. Ale wraz ze wzrostem cen kukurydzy i soi, farmerzy uznali, że mogą zarobić więcej na nawet marginalnym wykorzystaniu ziemi pod uprawę niż na wynajmie rządowi. W roku bieżącym zaledwie 25.3 milionów akrów znajdzie się w obrębie wynajmu rządowego, o jedną trzecią mniej w porównaniu z maksymalnym poziomem z roku 2007 i najmniejszym obszarem konserwacji od 1988 roku.
Przy wszystkich zagrożeniach nastających na pszczoły miodne, pszczela apokalipsa wydaje się ciągle nie nadchodzić. Nawet biorąc pod uwagę wysoki poziom rocznych strat, liczba utrzymywanych kolonii pszczelich w Stanach Zjednoczonych pozostała na wyrównanym poziomie od piętnastu lat, wynosząc 2.5 milionów. To znacząco mniej niż 5.8 milionów kolonii utrzymywanych w roku 1946, ale ta zmiana jest w większym stopniu skutkiem konkurencji ze strony taniego importowanego miodu i generalnego wyludnienia Stanów Zjednoczonych w okresie ostatniego półwiecza. Liczba farm w Stanach Zjednoczonych spadła z maksymalnie 6.8 milionów w roku 1935 do zaledwie 2.2 milionów obecnie, bez względu na wzrost produkcji. Pszczoły cechuje wyjątkowa zdolność do regeneracji po upadku roju, a rok po roku pszczelarze, którzy utrzymali hodowlę, byli w stanie odrodzić przetrzebione roje. Wyzwanie utrzymania zdrowych kolonii pszczół staje się jednak w coraz większym stopniu nie do zniesienia. Począwszy od roku 2006 zostało zniszczonych szacunkowo 10 milionów uli, powodując straty rzędu 2 miliardów dolarów. „Możemy zastąpić pszczoły, ale nie możemy zastąpić pszczelarzy posiadających 40 lat doświadczenia”, oświadcza Tim Tucker, wice-prezydent American Beekeeping Federation.
Bez względu na to jak wartościowe są pszczoły, system żywnościowy nie załamie się bez nich. Podstawy sposobu żywienia, którymi są zboża paszowe, jak kukurydza, pszenica i ryż, są samozapylające się. Bez pszczół nasze talerze będą jednak mniej kolorowe, nie wspominając o tym, że będą także mniej pożywne, bez jagód, czereśni, arbuzów, sałaty i innych roślin, które trudno byłoby produkować przemysłowo bez zapylania przez pszczoły. Możliwe są jednak substytuty. W południowo-zachodnich Chinach, gdzie wszystkie dzikie pszczoły wymarły wskutek powszechnego zastosowania pestycydów, farmerzy pracowicie zapylają ręcznie grusze i jabłonie za pomocą szczotek. Naukowcy z Harvardu eksperymentują z małymi robotami, które pewnego dnia będą w stanie zapylać automatycznie. Ale obecnie te rozwiązania nie są ani technicznie ani ekonomicznie realne.
Prawdą jest to, że o ile nie zmieni się sposób produkcji amerykańskiej żywności, nacisk na pszczoły nie ustąpi. Jest obecnie ponad 1,200 pestycydów zarejestrowanych do użycia w Stanach Zjednoczonych i nikt nie udaje, że ta liczba się zmniejszy. Zamiast tego, pszczoły i inne owady prawdopodobnie zostaną poddane zmianom by mogły pasować do istniejącego systemu rolniczego. Już w tej chwili komercyjni pszczelarze dostosowują się do zagrożeń stojących przed ich hodowlą poprzez zwiększenie wydatków na dodatkowe pożywienie dla kolonii pszczół. Dodatkowa żywność podnosi koszty, a niektórzy naukowcy niepokoją się, że zastąpienie miodu cukrem czy syropem kukurydzianym spowoduje zmniejszenie zdolności pszczół do zwalczania infekcji. Ale pszczelarze znoszeni przez prąd marnotrawstwa żywieniowego mają niewielki wybór. Przemysł pszczeli może wkrótce przypominać przemysłowe rolnictwo, u boku którego funkcjonuje: z mniejszą liczbą pszczelarzy prowadzących większe produkcje, które są opłacalne na tyle by zapłacić za wyposażenie i technologie potrzebne by pokonać coraz bardziej niegościnne warunki środowiska. Pszczoły mogą wkrótce być hodowane jak bydło, świnie i kurczaki, trzymane w zamkniętych pomieszczeniach, do których przynosi się żywność. To jednak prognoza, którego pszczelarze chcą uniknąć. Jednakże może być to jedyny sposób by utrzymać hodowlę pszczół. I jak długo będą rosły migdały, jabłka, morele i inne owoce i warzywa, które wymagają zapylania, a farmerzy będą w stanie zapłacić na usługę, pszczelarze znajdą sposób na przetrwanie.
Na podst. „Time” tłum. E.Z.
'