Pracownicy fast foodów protestowali w czwartek w Chicago domagając się podwyżek płac. Podobne protesty ludzi zatrudnionych w takich sieciach jak McDonald`s, Burger King, Taco Bell czy Wendy`s odbyły się w ponad 50 innych miastach. Ludzie domagali się podniesienia minimalnej stawki za godzinę pracy oraz możliwości zrzeszania w związkach zawodowych.
Pierwsza demonstracja w Chicago w czwartek rozpoczęła się już o 7.00 rano przed restauracją McDonald’s przy River North. Wzięła w niej udział kongreswoman Jan Schakowsky, deklarująca poparcie dla postulatów protestujących. "Dając tym ludziom podwyżkę nie tylko pomożemy im, ale i Ameryce" – stwierdziła Schakowsky. Kolejny liczniejszy protest odbył się po południu na Federal Plaza. Ludzie argumentowali, że zarobki pracowników fast foodów nie wzrosły od 10 lat podczas gdy wzrosły koszty utrzymania.
Pracownicy fast foodów domagają się podniesienia stawki płacy minimalnej do 15 dolarów za godzinę, co pozwoliłoby zatrudnionym na pełnym etacie na zarobienie około 31 tysięcy dolarów rocznie. Jak wynika z opublikowanego w czwartek raportu organizacji "National Employment Law Project" broniącej praw pracowniczych, średnia pensja w sektorze sieciowych restauracji szybkiej obsługi wynosi w skali kraju 8.94 dol. za godzinę.
Z raportu wynika też, że szanse na awans zawodowy są minimalne. Zaledwie 1 na 50 zatrudnionych w fast foodach zajmuje stanowisko menadżerskie. Poza tym praca w sieciach takich jak McDonald`s czy Burger King coraz częściej jest stałym źródłem utrzymania także dla ludzi w średnim i starszym wieku. Kiedyś w fast foodach pracowali głównie młodzi ludzie, dla których była to praca przejściowa. Obecnie średnia wieku pracowników fast foodów to ponad 29 lat; wielu z nich ma już na utrzymaniu rodziny. Protestujących wspierają różne organizacje, w tym związki związki zawodowe SEIU (Service Employees International Union). Podobny protest odbył się pod koniec lipca w kilkudziesięciu miastach, wtedy z pracy odeszło ponad 2, 200 pracowników.
JT
'