Kolejny polityk z wyrokiem. Tym razem komisarz powiatu Cook, William Beavers. Dostał 6 miesięcy, choć należało mu się kilka lat. Osobiście nie wiem jak to możliwe, ale do ostatniej chwili przez swych wyborców uznawany był za wpływowego i opiniotwórczego przedstawiciela władzy. Powoli zaczyna to wyglądać jak niekończący się serial z powtarzającą się fabułą.
Gdy o stanowisko gubernatora starał się George Ryan, mówiło się sporo o problemach w podległym mu biurze sekretarza stanu. Nie były to już plotki, ale konkretne podejrzenia, którymi właśnie zaczynała zajmować się prokuratura. Głosy te zostały stłumione przez polityków jego partii, znaleziono inne tematy, Ryan wygrał wybory. Kilka miesięcy temu, po sześciu latach, wyszedł z więzienia.
Blagojevich miał być inny. Obiecywał złote góry, nie było dla niego trudnych spraw, wszyscy go pokochali, a co najważniejsze, wszyscy mu wierzyli. Gdy kończył pierwszą kadencję jasne było, że w Illinois nie dzieje się dobrze. W dziwny sposób największe kontrakty stanowe zdobywali ci, którzy najwięcej przekazywali na jego kampanię. Bogaciły się osoby pracujące w administracji, dla administracji lub tylko z nią współpracujące. Rosło zadłużenie stanu, coraz wyższy był też stos rachunków. Mimo że alternatywnych kandydatów było wielu, kolejne wybory wygrał bez większych problemów. Nie zobaczymy go w mieście przez kilkanaście lat. Na razie przebywa w więzieniu w Kolorado.
W dystrykcie reprezentowanym do niedawna przez Jesse Jacksona Jr. od wielu lat nie działo się dobrze. Każdy kolejny kongresman z tego rejonu skończył albo w więzieniu, albo w ukryciu. Zajmujący to stanowisko wcześniej Mel Reynolds skazany był przed laty za napaść seksualną na kilkunastoletnią wolontariuszkę udzielającą się w jego kampanii wyborczej, pojawiały się doniesienia o pornografii dziecięcej, podobno skłamał przed Federalną Komisją Wyborczą. Z takim bagażem brał udział w ostatnich wyborach. Niewielkie wprawdzie, ale poparcie części wyborców uzyskał. Po stronie republikańskiej w tym samym okręgu wygrał człowiek, który w więzieniu spędził chyba połowę swego życia. Sam Jesse Jackson wygrał w listopadzie wybory, mimo że nie wydał dolara na kampanię, nieobecny był przez kilka miesięcy i wiadomo było, iż postawione mu będą zarzuty.
Mamy też Derricka Smitha, którego sfilmowano przyjmującego łapówkę od agenta FBI. Wyrzucony raz ze stanowej Izby Reprezentantów trafił do niej ponownie uzyskując ponad 60% głosów.
W Cicero burmistrzem ponownie został Larry Dominick, który zastraszał wyborców planujących oddać głos na przeciwnika, a w różnych departamentach i urzędach swego miasta umieścił chyba kilkudziesięciu członków rodziny.
Mamy też Josepha Berriosa, którego nepotyzm jest wręcz legendarny. Mierny polityk, podobnie jak zajmująca różne stanowiska jego rodzina. Najwyraźniej nikomu to nie przeszkadza, bo w każdych wyborach dajemy mu kolejną szansę.
Spójrzmy na niektórych aldermanów Chicago, senatorów i reprezentantów Illinois. Sędziów i prokuratorów.
Mimo że w opowieściach tych dominują demokraci to jednak republikanów też w nich nie brakuje. To nie domena jednej partii, ale całego systemu. Jesteśmy krainą korupcji i nic nie wskazuje, by w najbliższym czasie miało się coś zmienić.
Nie powinniśmy jednak mieć problemów ze znalezieniem winnych takiego stanu rzeczy. Jakby nie było, o tym czy ktoś obejmie jakiś wybieralny urząd my decydujemy. O tym, czy przedłużymy mu kadencję również.
Dlaczego więc nie korzystamy z tego przywileju? Dlaczego 40% frekwencja wyborcza nazywana jest sukcesem? Dlaczego uparcie wierzymy w najgłupsze wytłumaczenia i zawsze nabieramy się na wyreżyserowane przemówienia? Jesteśmy tak poprawni politycznie, że mówimy iż ktoś sprzeniewierzył fundusze, zamiast po prostu powiedzieć, że ukradł pieniądze.
Od lat nie jesteśmy w stanie wprowadzić dwóch niezbędnych dla w miarę zdrowej demokracji elementów: jawności finansowej osób starających się o urzędy i ograniczenia kadencji. Narzekamy na wysokie podatki, długi i korupcję. Mimo to za każdym razem dajemy zielone światło tym, którzy do takiej sytuacji doprowadzają lub w ich interesie jest jej utrzymywanie. Wyborcy w Illinois nie zasługują na prawo do narzekania, bo nie wykorzystują w pełni innych, danych im praw i przywilejów.
Kraina korupcji to nie tylko nasz stan. Podobne obrazki obserwujemy gdzie indziej, coraz częściej na stopniu federalnym. Politycy każdego szczebla nie są już nawet w stanie na głos nikogo skrytykować. Niemal każdy z nich ma bowiem coś do ukrycia. Czasami o tym zapominamy, czasem ktoś nam o tym przypomni. Na przykład w 2008 r. podczas prezydenckich wyborów John McCain wyprodukował reklamę próbującą powiązać Baracka Obamę ze „skorumpowaną, chicagowską maszyną polityczną”. Padało w niej wiele znanych nazwisk, w tym gubernatora i kilku innych polityków. Reklamówka przez chwilę przynosiła pozytywne efekty, po czym nagle doprowadziła do spadku poparcia dla republikańskiego kandydata, bo przywołała wydarzenia z przeszłości, znane jako „Keating Five”.
To ówczesny burmistrz Chicago przypomniał o roli senatora z Arizony w największym skandalu korupcyjnym, nazywanym też „Savings&Loans”. Pięciu oskarżonych później o korupcję senatorów w niezgodny z prawem sposób pomagało firmie Lincoln Savings and Loan Association. Dwóch, w tym McCain, zostało później oczyszczonych z zarzutów; prowadząca śledztwo komisja uznała jednak, że wykazali się niewłaściwą oceną problemu i podejmowali błędne decyzje. Upadłość ogłosiło wówczas 750 instytucji finansowych, a straty wyniosły ponad 160 miliardów dolarów. Z tej sumy aż 124 miliardy zapłacili podatnicy.
To tylko przykład politycznej walki, w której wykorzystywane są wszelkie metody. Naszym zadaniem jest wyciąganie wniosków, ale nawet tego nie robimy.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
rafal@infolinia.com